Co powiedziałby terapeuta Kościołowi, gdyby on, jako pacjent, zawitał w jego gabinecie?
Andrzej Duda podkreślił, że niektóre wypowiedzi szefa MSZ wzbudziły jego niesmak.
Filip Dębowski podpowiadał uczestnikom Festiwalu Kariery 2024, jak zadbać o higienę cyfrową.
Bo skoro sam mówi, cyt.:”(…) Jest ona raczej intepretowana (…) jako osobowy symbol obiegu życiowych sił(…)”, a dalej, cyt.:”(…) Jest ona traktowana jako źródło życia(umożliwiająca życie)”,
i jeszcze, cyt.:”(…) To prawda, że Indianie andyjscy dostrzegają konieczność „opiekowania się” Pachamamą i składają stosowne dary, to mamy do czynia z osobowym czymś, co wg Indian jest źródłem życia i należy dawać temu czemuś dary. Hmm… w Kościele Rzymsko - Katolickim takim odpowiednikiem jest Bóg. Jest osobowy, jest źródłem życia i składamy ofiarę Eucharystyczną. Czyli Pachamama wypisz wymaluj jest bóstwem wg wypowiedzi o. misjologa. Resztę można sobie już samemu dopowiedzieć. Co raz bardziej mam poczucie, że Kościół a właściwie hierarchowie ( bo to, że hierarchowie to nie znaczy, że Kościół) nie głosi Jezusa Chrystusa a PEACE&LOVE - Pokój i Miłość.
To co te posążki robiły w kościele?
Gorąca dyskusja. I nie o pachamamie wolałbym tu dyskutować (choć to też odrobinę ciekawe),a o tym gorącu, upale. Troszkę też o zapale, ogniskach zapalnych, stanach zapalnych, pałaniu czy płonięciu. Bo tam gdzie jest gorąco jest zazwyczaj ogień, I dobrze kiedy to ogień mocnej wiary. Gorzej gdy żar odpycha nas od źródła ciepła, oślepia, sypie w oczy skrami, dusi dymem, by w konsekwencji ukazać zgliszcza i popioły spalonych dobrych intencji. Tak oto bowiem dochodzimy do miejsca, w którym trzeba sobie zadać pytanie czy dłoń trzymająca różaniec, jako wyraz modlitewnej jedności z Matką Boga, ma być zaciśnięta w pięść? Chociażby pięść tłukącą inne bożki, wypychającą z naszego domu tych, którzy wiekami przyzwyczajeni do swoich wierzeń, stają z ciekawością w naszych progach. Czy mają ujrzeć pięść? Bo to jest pięść broniąca mojego Boga? Nikt nie widział Papieża Franciszka klękającego przed obcym bożkiem, nikt nie słyszał aby zachęcał kogokolwiek do oddawania czci obcym bożkom, ani zachęcał do stawiania ich w naszych kościołach. Nic takiego nie miało miejsca. Stykam się wyłącznie z interpretacjami, nastawieniem do określonego wydarzenia. Nawet jeśli wydarzyła się sytuacja zaskakująca Papieża to powinien zareagować ostro, najostrzej. Według niektórych. Czyli co? Wyrzucić? Przekląć? Spalić? Odprawić egzorcyzm? A może tylko splunąć przez ramię?
Cała ta sytuacja wydaje się być wykorzystana do kolejnego ataku na Franciszka i jest prowadzona w takiej narracji, że wielu gorliwych zapędza się w swoim rozgorączkowaniu do bezrefleksyjnego poddaniu się manipulacji prowokatorów. To coraz częstszy schemat. A że lubimy schematy i trudno nam bez nich funkcjonować, jest jak jest.
Spróbuję ostudzić pogorzelisko. Nie zgasić pożar, nie, ten już płonie i zdaje się płonąć będzie do końca, nim strawi w nas wszystko do cna, do ostatniego ludzkiego odruchu. Dziwny byłby to Bóg, który zmuszałby mnie do patrzenia na niego w taki sposób, abym patrząc na Niego nie widział stojącego pomiędzy nami drugiego człowieka. Taki sposób patrzenia na Boga zazwyczaj kończy się wojnami. A mój Bóg nie jest Bogiem wojny. Dziwny byłby to Bóg, który nakazywałby mi zamykać drzwi przed obcymi dlatego że oni inaczej wyobrażają sobie Boga. Zamykać przed obcymi drzwi, zanim jeszcze zdążę im opowiedzieć cokolwiek o moim Bogu. A mój Bóg jest Bogiem kochającym ludzi, nawet tych, którzy błądzą. Nawet tych którzy grzeszą. Nawet mnie, który jakże często grzeszę przeciwko pierwszemu przykazaniu. Stawiając na pierwszym miejscu własną wygodę, własny komfort, przyjemność, zysk, bezpieczeństwo. Różnym zjawiskom pozwalamy stanąć na pierwszym miejscu, tu każdy może sobie zrobić swój własny wieczorny rachunek sumienia. Dopiero po nim spojrzeć na bożki innych. Nie bronię pachamamy. Franciszka nieco bronię. Zdaje się widzieć naszego Boga tak jak ja. Nie z zaciśniętą pięścią, nie odwróconego do niewiernych plecami. Papież Franciszek zdaje się widzieć Boga z wyciągniętymi rękami zdolnymi objąć z miłością cały świat. Takiego jak na figurkach wielkanocnych lub na obrazie namalowanym z relacji s. Faustyny: Jedna ręka na sercu, druga w geście otwartości zapraszającym do siebie. Jezus do którego modlę się słowami Ufam Tobie, zdaje się na tym obrazie zapraszać nie odpychać. Zdaje się mówić przyjdź do mnie nawet ze swoją figurką, nawet ze swoim błędnie przez wieki zakorzenionym wyobrażeniem o mnie. Tylko przyjdź, a kiedy mnie poznasz, sam zechcesz odrzucić to co niewłaściwe, nieprawdziwe, błędne. Dłoń zaciśnięta w pięść to według mnie nie najlepsze wyobrażenia dłoni Boga.
"Kardynałowie korzystają z asystencji Ducha Świętego, który wybiera papieża za ich pośrednictwem"
Skład Apostolski o tym milczy.
A tematem artykułu jest jakaś pacha mama.
To bardzo niedobre doświadczenie, typu kulą w płot.
Po owocach poznamy...
Obserwuję.
Trudno powiedzieć, czy słusznie nazywana jest "wenu" albo wenuską w codzinnym języku archeologów czy historyków religii.
Andyjczycy, Amazończycy i w ogóle rdzenni Amerykanie nie są rdzenni. Przybyli tam około 15 tysięcy lat temu szlakiem przez Beringa z całym bagażem wschodnioazjatyckiej kultury, łacznie z kultem płodności, matki ziemi itp.
M. Eliade w Historii wierzen, t. 1, s. 50 i nast. omawia ten eurazyjski kult, rozpowszechniony od Portugalii po wschodnie wybrzeża Azji.
Poniżej Bajkału, nad rzeką Angarą pod Irkuckiem na Suberii w miejscowośc i Malta (genetycy wiedzą, z czego slynie) archeolodzy odkryli paleolityczne domostwo sprzed kilkunastu tysięcy lat.
Pomieszczenie dwuizbowe. W jednym rozwinięty kult owych wenusek, figurek z bardzo podkreślonymi cechami płodnej kobiety-matki: tj. duże biodra, krosze, bruch i piersi. A w drugiej izbie - symbolizujące męskość... ptaki (skąd my to znamy?).
I ten dualizm przeniesiony i na inne zjawiska kultury i wierzen, występuje może w najczystszej postaci w Andach i Amazonii, np, wśród Karytianów na pograniczu Boliwii i Brazylii. W Tamtym też regionie dominuje ten kult Pachamamy (pod zmiennymi nazwami).
Eleazar zmuszony do spożycia mięsa z pogańskich ofiar, był potajemnie proszony przez znajomych aby jadł mięso, które wolno mu jeść, udając że to mięso z ofiar. Odmówił, gdyż niewtajemniczeni mogli by pomyśleć, ze „przyjął pogańskie obyczaje” (2 Mach 6, 24).
„jeśli chodzi o spożywanie pokarmów, które już były złożone bożkom na ofiarę, wiemy dobrze, że nie ma na świecie ani żadnych bożków, ani żadnego boga, prócz Boga jedynego. (...) Baczcie jednak, aby to, iż wiecie, [jak należy postępować], nie stało się dla słabych powodem do zgorszenia. Gdyby bowiem ujrzał ktoś ciebie, oświeconego „wiedzą”, jak zasiadasz do uczty bałwochwalczej... ” (1 Kor 8, 4. 9n)
Per analogiam chrześcijanie nie czczą „Pachy Mamy” (cokolwiek miało by to być), jednak ktoś z nich może doznać zgorszenia obecnością jej posągów w chrześcijańskim przybytku.
Porozmawiajmy, to nie boli, a i kosztuje niewiele. Nauczyciel z Nazaretu czy nie gorszył uczonych w piśmie? Gdy nie nakazywał swoim uczniom postu i nie zakazywał łuskania kłosów w szabat? Upominany i ganiony gdy dotykał nieczystych mar, nieczystych trędowatych, nie obmywał rytualnie i zgodnie z tradycją rąk przed posiłkiem. Czy nie był widziany za przykład i powód zgorszenia? Powiedział tylko: dbaj o wewnętrzną stronę kubka, a wtedy to co na zewnątrz również będzie dla ciebie czyste. Kiedy zasiadał i jadał z celnikami i nierządnicami, brał w obronę cudzołożnicę rozmawiał z kobietą samarytanką i godził się dotknąć czegoś czego dotykały jej nieczyste ręce, pozwolił się dotknąć cierpiącej na krwotok (czytaj nieczystej) kobiecie. Później było już tylko gorzej. Powiedział zburzcie tą świątynię… Zburzyć świątynię? Najświętszą z budowli budowaną czterdzieści sześć lat, pełną znaków i symboli Bożej obecności. Tak, tą samą świątynię z której przed chwilą wyganiał kupczących i zwierzęta. Wyobrażam sobie tą scenę tak stojący obrońcy świątyni mają za plecami świątynię a przed sobą Jezusa. Gdzie w tej scenie jest Bóg? A może robił porządek w świątyni aby zrobić w niej miejsce dla siebie, dla Boga. Może dostrzegł, że w murach, rzeźbach i symbolach czy to Religi czy tradycji nie ma Boga i nie znajdziemy go tam jeśli nie ma dla niego miejsca w naszym sercu. Przyjacielu, który rzuciłeś cytatami niczym pociskami, proponuję ćwiczenie duchowe. Przeczytaj ewangelię z akcentem na to kiedy Jezus gorszył i czym gorszył uczonych w pismach i przywiązanych do tradycji, a kiedy i czym był zgorszony Jezus. I jeszcze jedno, być może w całej tej historii najważniejsze. Jak zachował się Jezus wobec tych, którzy niszczyli świątynię Jego ciała, świątynię Boga mieszkającego w ludzkim ciele i sercu. Złorzeczył? Gorszył lub czuł się zgorszony? Nie! Tylko wybaczał i błagał Ojca o wybaczenie dla nich.
Zapewne niejednego zgorszyły moje przemyślenia. Cóż, różne rzeczy nas gorszą.
Ciebie gorszy zachowanie papieża (który jest wikariuszem Chrystusa na Ziemi), gdy ten okazuje zwykły ludzki szacunek kulturze Indian, bo w złej woli próbujesz dopatrywać się bałwochwalstwa ze strony papieża.
Analogicznie, jak przeciwnicy Chrystusa w złej woli próbowali doszukiwać się w Jego zachowaniu zła, mówiąc, że "ma Belzebuba".
http://tischner.pl/aktualnosc/30/1/jean-delumeau-o-oczyszczaniu-pamieci