Widzę, że już niektórzy mają rozgrzewkę przed 10 kwietnia. A ja jestem "średnim optymistą żeby zobaczyć ks. Małkowskiego, ks. Sowę, bpa Pieronka i Tadeusza Rydzyka jak stukaja się kufelkiem piwka popijając kiełbaskę z rożna. Ale wygodniej rozprawiać o źdźble w oku innych.
„Jestem pełen obaw, by dzień, który powinien łączyć ludzi w modlitwie za zmarłych w katastrofie nie stał się dla kogokolwiek okazją do tworzenia nastrojów, które nie tworzą jedności, bo to miałoby się nijak do beatyfikacji Jana Pawła II i tego, do czego on nas zawsze wzywał” – powiedział hierarcha [kard. Nycz].
Tak, Jan Paweł II wzywał nas do jedności, jedności w Prawdzie. Innych wezwań do jedności sobie nie przypominam (dajmy na to jedności Solidarności z PZPR, z bezpieką), ale może i były, upierał się nie będę.
Rozumiem, że tak jak Jan Paweł II tak i kardynał Nycz ma nadzieję na opamiętanie się spadkobierców i kontynuatorów ówczesnych "onych". Tak, wspomniani dzisiejsi "kogokolwiek" mają znakomicie opanowany warsztat prowokacji. I czują się bezkarni - wystarczy wspomnieć nocną legalną "manifestację" przed Pałacem Namiestnikowskim i inne ekscesy wobec modlących się tam, przy Smoleńskim Krzyżu.
Nie sposób nie podzielić obaw kardynała Nycza - jest się czego obawiać. My - nie pójdziemy rzucać kamieniami (nawet na tych, co na ukamieniowanie zasłużyli), po nich - można się wszystkiego spodziewać.
Bo my, my pamiętamy słowa Chrystusa: Ktokolwiek jest bez winy ... Oni - oni zaś mogą się podszyć pod nas (tak jak za komuny robili robiąc ze spokojnych demonstracji zadymy), i powiedzieć że to my. A przecież my chcemy tak niewiele, tylko prawdy. Tylko prawdy. Dla nich jednak ta prawda to ich koniec.
Jest się zatem czego obawiać. Ale czy obawa ma usprawiedliwić jedność z nimi?
Czyżby zabrakło ks kardynałowi wiary? Skąd te obawy, a może ks kardynał sam przyczynił się do poddziału ludzi? Wydaje mi się, że "jedność" to już była, a teraz jest Prawda, a ta jest jedna i w tej Prawdzie trzeba stanąć, aby potrafić jednoczyć naród. Słusznie się ks kardynał się obawia, gdyż naród wiele widzi i widział, a zachowanie ks kardynała samo z siebie dzieli i szkoda, że brak jest ks kardynałowi Wiary. Może trzeba w końcu klęknąć i prosić Boga o jedność narodu, a nie dzielić dla własnych zasług wśród rządzących. Modlę się za ks kardynała, aby Dobry Bóg błogosławił w posłudze duszpasterskiej i dziękuję Bogu, za czas, który nam daje abyśmy zastanowili się nad naszym postępowaniem, jednością, wolnością i wiarą.
Tak, była szansa na jedność. Teraz to Kardynał może zrobić tylko jedno: skupić się na Wielkiej Beatyfikacji, a Prawdę Smoleńską pozostawić tym, którzy szczerze o nią walczą. Te dwa wydarzenia Naród przeżyje tak, jak mu sumienie i wiara podpowie.
„Jestem pełen obaw, by dzień, który powinien łączyć ludzi w modlitwie za zmarłych w katastrofie nie stał się dla kogokolwiek okazją do tworzenia nastrojów, które nie tworzą jedności, bo to miałoby się nijak do beatyfikacji Jana Pawła II i tego, do czego on nas zawsze wzywał” – powiedział hierarcha [kard. Nycz].
Tak, Jan Paweł II wzywał nas do jedności, jedności w Prawdzie. Innych wezwań do jedności sobie nie przypominam (dajmy na to jedności Solidarności z PZPR, z bezpieką), ale może i były, upierał się nie będę.
Rozumiem, że tak jak Jan Paweł II tak i kardynał Nycz ma nadzieję na opamiętanie się spadkobierców i kontynuatorów ówczesnych "onych". Tak, wspomniani dzisiejsi "kogokolwiek" mają znakomicie opanowany warsztat prowokacji. I czują się bezkarni - wystarczy wspomnieć nocną legalną "manifestację" przed Pałacem Namiestnikowskim i inne ekscesy wobec modlących się tam, przy Smoleńskim Krzyżu.
Nie sposób nie podzielić obaw kardynała Nycza - jest się czego obawiać. My - nie pójdziemy rzucać kamieniami (nawet na tych, co na ukamieniowanie zasłużyli), po nich - można się wszystkiego spodziewać.
Bo my, my pamiętamy słowa Chrystusa: Ktokolwiek jest bez winy ... Oni - oni zaś mogą się podszyć pod nas (tak jak za komuny robili robiąc ze spokojnych demonstracji zadymy), i powiedzieć że to my. A przecież my chcemy tak niewiele, tylko prawdy. Tylko prawdy. Dla nich jednak ta prawda to ich koniec.
Jest się zatem czego obawiać. Ale czy obawa ma usprawiedliwić jedność z nimi?