Póki co mamy od lat festiwal wezwań ratowników spod znaku błękitnego krzyża do osób, które najzwyczajniej w świecie przeceniły swoje możliwości. Nie sądzę, by rozsądną receptą na to było obciążenie delikwentów kosztem akcji ratunkowej. Ale zanim człowiek ulegnie ułańskiej fantazji, powinien pamiętać, że jego brawura może kosztować innych sporo zupełnie niepotrzebnego wysiłku.
Przepraszam, a dlaczego nie? To kto ma za te akcje ratunkowe placic? Wszyscy?
Ulanska fantazja Polakow bez ponoszenia odpowiedzialnosci za zwykla glupote przyniosi straty kolosalne. W ludziach i finansowe. I dopoki kazdy, ale to kazdy nie bedzie placil sam za wlasna glupote i nieodpowiedzialnosc, NIC SIE NIE ZMIENI.
Jezeli ktos zlamie noge w gorach, to powinno za akcje placic ubezpieczenie. Jezeli sie zgubil z bezmyslnosci i brawury, to placi albo on, albo wlasnie ubezpieczenie, ktore na pewno mozna znalezc. I jezeli kilku dostanie po kieszeni, a w schroniskach wywiesi sie "cennik uslug ratowniczych", to moze reszta tez sie zastanowi, zanim wyjdzie na szlak przy zlych warunkach pogodowych.
Obawiam się, że dopóki ci ludzie nie będą bezpośrednio uczestniczyć w kosztach ratunkowych, nic się nie zmieni. Tez mam fantazję, też chodzę po górach, jednak biorę odpowiedzialność za swoje czyny. Myślę, że jest to echo komunistycznego wychowania, - Nic nie jest moje, za nic nie odpowiadam, wszystko mi się należy.
Sz. Autorze i Przedmówcy w komentarzach, zgadzam się z Wami całkowicie, że wspomnianym turystom i niestety nie tylko im brakuje odpowiedzialności i wyobraźni!
Gwoli wyjaśnienia. Napisałem, że obciążanie ludzi kosztami akcji ratunkowej to niezbyt rozsądny pomysł bo obawiam się, że może on powstrzymać ludzi przed wezwaniem pomocy nawet wtedy, gdy bez niej zginą...
Owszem Panie Autorze. Ale z drugiej strony może to nie byłoby takie złe, gdyby w naprawdę nieuzasadnionych sytuacjach troszkę poleciało po kieszeni? Może wtedy beztroscy wędrownicy zastanowiliby się co nieco?
W wakacje niemal byłam świadkiem sytuacji, gdy dorosła dziewczyna nic nikomu nie mówiąc ok godz. 15 wybrała się z Murzasichla na Rysy. (Był to zorganizawany pobyt na tzw. turnusie rehabilitacyjnym i w zasadzie nikt nikomu nie bronił chodzić po górach. Tylko trzeba było powiedzieć, że się idzie... ) Gdy znajomi zorientowali się, że jej nie ma próbowali się dodzwonić i... NIC!!! Ktoś na szczęście miał nr. do rodziców i od nich dopiero się dowiedzieli, że poszła w góry. Gdy wróciła, powiedziała, że "nie chciało się jej odbierać telefonu od kogokolwiek z turnusu" :(( Ok. 20 nie dotarły oczywiście na wspomniany szczyt wróciła na miejsce.
I gdzie tu jakakolwiek odrobina odpowiedzialności za innych czy siebie???
No jeszcze nikt nie uruchamiał akcji ratowniczej, ale jakby się nie znalazła trzeba by było to zrobić! ...
Panie Redaktorze, mamw wrazenie,ze instynkt zycia jest silniejszy od obawy o koszty. A na pewno wielu obawa o ewentualne koszty akcji ratowniczej zmusilaby do refleksji PRZED a nie PO.
No i zawsze mozna sie ubezpieczyc od roznych takich sytuacji....
Pamiętam czasy kiedy żeby wejść na teren Tatrzańskiego Parku Narodowego nie trzeba było kupować biletów. Podczas jednej ze swoich wypraw w schronisku spotkałam ludzi którzy proponowali aby wraz ze sprzedażą biletów sprawdzać np buty turysty. Niektórzy uważają że trasy górskie są tak przygotowane pod turystów że wystarczy założyć na nogi sandały górskie. Zastanawiam się ilu z tych ludzi miało odpowiedni sprzęt do chodzenia zimą po Tatrach.
A ja pamiętam, jak kolega opowiadał jak spotkali na jakimś trudnym szlaku kobitkę w... cieniutkich tenisówkach. To było oczywiście latem. Żeby jej nie sprowadzili narażając życie ( nie byli przecież ratownikami i nie mieli profesjonalnego sprzętu ani umiejętności) krok po kroku, pewnie by tam została :( Może więc nie owo sprawdzanie butów nie jest takim złym pomysłem? Pozdrawiam ( szczególnie ciepło wszystkich górskich ratowników )
Póki co mamy od lat festiwal wezwań ratowników spod znaku błękitnego krzyża do osób, które najzwyczajniej w świecie przeceniły swoje możliwości. Nie sądzę, by rozsądną receptą na to było obciążenie delikwentów kosztem akcji ratunkowej. Ale zanim człowiek ulegnie ułańskiej fantazji, powinien pamiętać, że jego brawura może kosztować innych sporo zupełnie niepotrzebnego wysiłku.
Przepraszam, a dlaczego nie? To kto ma za te akcje ratunkowe placic? Wszyscy?
Ulanska fantazja Polakow bez ponoszenia odpowiedzialnosci za zwykla glupote przyniosi straty kolosalne. W ludziach i finansowe. I dopoki kazdy, ale to kazdy nie bedzie placil sam za wlasna glupote i nieodpowiedzialnosc, NIC SIE NIE ZMIENI.
Jezeli ktos zlamie noge w gorach, to powinno za akcje placic ubezpieczenie. Jezeli sie zgubil z bezmyslnosci i brawury, to placi albo on, albo wlasnie ubezpieczenie, ktore na pewno mozna znalezc. I jezeli kilku dostanie po kieszeni, a w schroniskach wywiesi sie "cennik uslug ratowniczych", to moze reszta tez sie zastanowi, zanim wyjdzie na szlak przy zlych warunkach pogodowych.
Tez mam fantazję, też chodzę po górach, jednak biorę odpowiedzialność za swoje czyny.
Myślę, że jest to echo komunistycznego wychowania,
- Nic nie jest moje, za nic nie odpowiadam, wszystko mi się należy.
Sz. Autorze i Przedmówcy w komentarzach, zgadzam się z Wami całkowicie, że wspomnianym turystom i niestety nie tylko im brakuje odpowiedzialności i wyobraźni!
Owszem Panie Autorze. Ale z drugiej strony może to nie byłoby takie złe, gdyby w naprawdę nieuzasadnionych sytuacjach troszkę poleciało po kieszeni? Może wtedy beztroscy wędrownicy zastanowiliby się co nieco?
W wakacje niemal byłam świadkiem sytuacji, gdy dorosła dziewczyna nic nikomu nie mówiąc ok godz. 15 wybrała się z Murzasichla na Rysy. (Był to zorganizawany pobyt na tzw. turnusie rehabilitacyjnym i w zasadzie nikt nikomu nie bronił chodzić po górach. Tylko trzeba było powiedzieć, że się idzie... ) Gdy znajomi zorientowali się, że jej nie ma próbowali się dodzwonić i... NIC!!! Ktoś na szczęście miał nr. do rodziców i od nich dopiero się dowiedzieli, że poszła w góry. Gdy wróciła, powiedziała, że "nie chciało się jej odbierać telefonu od kogokolwiek z turnusu" :(( Ok. 20 nie dotarły oczywiście na wspomniany szczyt wróciła na miejsce.
I gdzie tu jakakolwiek odrobina odpowiedzialności za innych czy siebie???
No jeszcze nikt nie uruchamiał akcji ratowniczej, ale jakby się nie znalazła trzeba by było to zrobić! ...
Pozdrawiam
Niewydarzona wędrowniczka ok godz.20 nie dotarłszy na szczyt wróciła do ośrodka.
A na pewno wielu obawa o ewentualne koszty akcji ratowniczej zmusilaby do refleksji PRZED a nie PO.
No i zawsze mozna sie ubezpieczyc od roznych takich sytuacji....
Pozdrawiam ( szczególnie ciepło wszystkich górskich ratowników )