• Stanisław_Miłosz
    25.04.2013 16:12
    Po co komuś komunia z Chrystusem, jeśli nie jest w stanie trwać w komunii z własnym małżonkiem?

    Ci lewacy (La Repubblica) nadzwyczaj troszczą się o pokrzywdzonych w Kościele, choć to "pokrzywdzenie" jest ich (pokrzywdzonych) własnym wyborem.
    • Tineczka
      26.04.2013 08:57
      Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Nie można wszystkich rozwodników wrzucić do jednego wora.
      • Jasiek
        26.04.2013 09:08
        No ale co Pani ma tu na myśli w kontekście rzekomej komunii dla żyjących w cudzołóstwie?
      • Tineczka
        26.04.2013 11:09
        Na szczęście nie ja tu muszę podejmować decyzje. Natomiast pan Miłosz nie jest od tego, aby oceniać, po co komu komunia z Bogiem. Może sam być człowiekiem tkwiącym w jakimś nieuświadomionym nawet grzechu, a jednak pragnąć łączyć się z Panem. Można chyba sobie np. wyobrazić kobietę, która wierzy, że jej dziecku potrzebny jest ojciec.
      • Jasiek
        26.04.2013 11:39

        "Można chyba sobie np. wyobrazić kobietę, która wierzy, że jej dziecku potrzebny jest ojciec".

        Problem Pani Tineczki polega chyba głównie na wyobraźni selektywnej. Wyobraża sobie, że "dziecku potrzebny jest ojciec" ale nie jest w stanie wybrazić, że można z zaprzyjaźnionym facetem przebywać pod jednym dachem i nie iść z nim do łóżka.
         

  • woods
    25.04.2013 16:45
    Ale wielkiej zbrodni dokonali ci ludzie, którzy mieli czelność rozejść sie by znależć szczęście i miłość w nowych związkach.

    Taki do komuni przystapic nie moze.

    Gdyby chociaz mordercami byli i na spowiedzi przeprosili (chocby udając jak to robi wiekszośc, która okłamuje Jezusa i tak nadal robi swoje).

    Ale rozwodnikowi w nowym zwiazku wara!

    • a woods
      25.04.2013 17:20
      Czy naprawdę nie widzisz, że jeśli ktoś dla pozoru przyjmuje sakrament pojednania (trwając w tym, co robi i nie zamierzając zaprzestać) po prostu popełnia świętokradztwo? Jakkolwiek by to na zewnątrz nie wyglądało? I jakkolwiek by temu człowiekowi nie współczuć...
    • duncan
      25.04.2013 17:41
      Pierwszym i najważniejszym powołaniem chrześcijan jest znaleźć szczęście i miłość w relacji z Bogiem. Relacja małżeńska jest wtórna wobec relacji z Bogiem. Jak mówi psalmista "Lepiej się uciec do Pana,
      niż pokładać ufność w człowieku". Osoba, która źródło swojego szczęścia umieszcza w relacji z nieważne czy pierwszym, czy drugim czy nastym partnerem życia, łamie nie tyle szóste, co pierwsze przykazanie.

      Zauważ też, że sakrament małżeństwa ma trzy strony: męża, żonę i Boga. I nawet, jeśli małżonkowie nie traktują tego poważnie, to Bóg nas traktuje poważnie, jak dorosłych. I nawet, jeśli małżonkowie są niewierni, Bóg jest wierny. Jeśli kogoś opuści małżonek, to cóż, jest to krzyż, ale naśladowanie Jezusa polega właśnie na przyjęciu tego krzyża. Uwierz, że to samo cierpienie związane z byciem opuszczonym przeżywał Jezus - i przeżywa w każdym rozpadającym się małżeństwie.


      Byłbym też ostrożny z użyciem słowa "miłość" - bo czy to jest miłość, gdy świadomie, dobrowolnie i w sposób ciągły robię coś, co wyrządza krzywdę ukochanemu? Życie w związku niesakramentalnym wyrządza krzywdę obu stronom - bardzo poważną, bo duchową. Nie zawsze jest świadoma i dobrowolna - ale odsunięcie od sakramentów ma między innymi cel wychowawczy: aby grzeszący uświadomił sobie skalę tego, co robi.

      Nasuwa mi się cytat "Gdybyście byli niewidomi, nie mielibyście grzechu, ale ponieważ mówicie: >>Widzimy<<, grzech wasz trwa nadal". Znam osoby żyjące w związkach niesakramentalnych przeświadczone o tym, że robią dobrze, a to Kościół się myli. Jednak pierwszym krokiem do nawrócenia jest właśnie uznanie swojego grzechu.

      I w związku z tym najgorszy morderca, ludobójca, świętokradca, wymyśl cokolwiek - z całą pewnością uzyska przebaczenie, jeśli szczerze się nawróci. Bo miłosierdzie Boga jest większe od największego grzechu. Ale ono jest darem, a dar trzeba przyjąć. Ktoś nie uznający swojego grzechu - nie jest w stanie przyjąć przebaczenia, bo jak?

      To tak, jakby istniał uniwersalny lek na każdą chorobę. W tym momencie chory na najgorszego raka - jeśli o lek poprosi, dostanie go. Ale ktoś ze zwykłą grypą uważający, że przecież nie jest chory - więc uparcie odmawiający podjęcia leczenia - może koniec końców sam, z własnej woli skazać się na śmierć.

      Dziwi mnie z kolei przywołanie tych, którzy kłamią na spowiedzi. Po pierwsze: osoba żyjąca w związku niesakramentalnym też może kłamać, nie? No ale jaki jest tego sens? Kłamiąc na spowiedzi i przyjmując świętokradczo komunię - sami sobie wyrządzają krzywdę i to bardzo poważną. To chyba oczywiste?




      • Ernest
        25.04.2013 18:48
        ducan dukasz jakbyś był co najmniej papieżem a może proście pi>>>>>
      • woods
        25.04.2013 19:45
        Pisząc o kłamaniu mam na mysli zdecydowana wiekszośc katolików, którzy ida do spowiedzi, wyznawaja swoje grzechy, obecują mocne postanowienie poprawy... a miesiąc póxniej spowiadaja sie z tego samego. I tak w kólko przez całe życie xD

        Czym to jest jak nie kłamstwem własnie, kpieniem sobie z Boga, Jezusa...

      • ArtiCibol
        25.04.2013 20:53
        @woods
        Najwyraźniej jesteś człowiekiem świętym i nigdy nie zmagałeś się z grzechem, który Cię ciągle prześladuje.
      • vanitas
        25.04.2013 21:51
        @woods - jesteś spowiednikiem, czy zainstalowałeś w konfesjonale podsłuch? Skąd wiesz z czego ktoś się spowiada???
      • duncan
        26.04.2013 10:23
        @woods: piszesz, że, cytuję
        "a miesiąc póxniej spowiadaja sie z tego samego. I tak w kólko przez całe życie xD
        Czym to jest jak nie kłamstwem własnie, kpieniem sobie z Boga, Jezusa..."

        hm, tu nie ma nic śmiesznego. To jest ludzka tragedia. Pytanie nie jest o to, ile razy się spowiadasz, tylko czy robisz to szczerze? Znów zacytuję Ewangelię:
        "Wtedy Piotr zbliżył się do Niego i zapytał: «Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy?»
        Jezus mu odrzekł: «Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy.»"

        Jeśli za każdym z tych razów skrucha jest szczera - to Bóg za każdym razem przebacza. To nie jest kpina. To jest autentyczne cierpienie człowieka, który zmaga się z czymś, co od niego jest silniejsze. O ile jest szczere ... a kim my jesteśmy, żeby oceniać, czy skrucha i postanowienie poprawy spowiadającego się są szczere? To jest jego sprawa, nie nasza: "nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni". Sam mam wiele grzechów, z którymi staram się uporać, nie chcę ich powtarzać, ale czasem po prostu po ludzku jestem słaby.

        Insza inszość, gdy ktoś otwarcie mówi: "ja nie uważam tego, co robię za grzech". Wtedy zasadniczo nie ma podstaw, aby uznać jego skruchę - no bo skoro mówi, że nie czuje skruchy, to dlaczego mielibyśmy mu nie wierzyć? Kościół traktuje ludzi poważnie.

        Znów zacytuję Biblię, tym razem pierwszy list św. Jana:
        "Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy. Jeżeli wyznajemy nasze grzechy, [Bóg] jako wierny i sprawiedliwy odpuści je nam i oczyści nas z wszelkiej nieprawości. Jeśli mówimy, że nie zgrzeszyliśmy, czynimy Go kłamcą i nie ma w nas Jego nauki."

        Zastanów się, jak ten cytat ma się do tego, co napisałeś.
        Pozdrawiam
      • ~rosa
        26.04.2013 12:06
        A co powiecie na taką analogię? Osoba pobożna, przystępująca często do Sakramentu Komunii. Ma własną firmę, w której używa nielegalnego oprogramowania (na dużą skalę, bardzo kosztownego). Kiedy mówię, że to nie w porządku, twierdzi, że wie, ale nie stać jej na kupno legalnych aplikacji. Jeśli zatem nawet żałuje tego grzechu, to nie ma w niej postanowienia poprawy. A nie przeszkadza jej to w przyjmowaniu komunii. Świętokradztwo? Czemu nie budzi takich emocji? Dlaczego nie widzę długich dyskusji na forach na ten temat? Czy 7. przykazanie jest mniej ważne?
        Założę się, że jest łamane częściej, niż 6. i każdy z nas zna takich ludzi.
      • duncan
        26.04.2013 13:04
        @~rosa: Wiesz, w tym momencie możesz z całą odpowiedzialnością napomnieć brata.

        Z kolei dziwią mnie argumenty typu "dlaczego rozmawiacie o tym, a nie o tamtym?" lub czasem wręcz (nie w Twoim wypadku, ale też się to zdarza) "skoro rozmawiacie o zdradzie, a nie o kradzieży, to znaczy, że uważacie kradzież za dobrą".

        No więc jest parę powodów, dla których o nielegalnym oprogramowaniu nie jest tak głośno, jak o (nie)wierności małżeńskiej. Po pierwsze przykazanie siódme jest siódme, więc jest za szóstym, które z kolei jest za piątym. Kolejność przykazań ma znaczenie i jest mądra.

        Po drugie: zauważ, kto rozmowę wywołał: wywołali ją przeciwnicy Kościoła rozpuszczając plotkę o zmianie doktryny. Przeciwników Kościoła dużo bardziej interesuje doktryna na temat seksu niż na temat kradzieży - więc o tym z nimi rozmawiamy. Nie wiem, może z punktu widzenia przeciwników Kościoła to, że Kościół sprzeciwia się kradzieży, po prostu nie jest problemem?

        Po trzecie: ciężar gatunkowy. Kradzież kradzieży nie równa i nie każda jest grzechem ciężkim. Która jest i dlaczego - to już jest sprawa między człowiekiem a Bogiem, do rozstrzygnięcia w sumieniu i w konfesjonale. Nie ja jestem od oceniania Twojego znajomego, Ty również. Ty, jako że znasz sytuację, możesz napomnieć, możesz porozmawiać, możesz spytać... no bo kto wie? Może on o tym ze spowiednikiem rozmawiał? Może ocenili jaki jest poziom szkody i zgorszenia? Poza tym gdy chodzi o własność intelektualną, to wiele osób ma wątpliwości, jak ją rozumieć - to nie jest oczywiste. Ciężar grzechu można tu próbować ocenić po szkodzie, jaką poniósł twórca programu - i znów: będą takie sytuacje, gdy on tej szkody nie jest nawet w stanie zauważyć (acz są też programy które kosztują po kilkaset tysięcy/kilka milionów, bo twórca sprzedaje jedynie kilka kopii - spiracenie takiego programu wyrządza już bardzo konkretną szkodę). Jak teraz porównać szkodę twórcy ze szkodą Twojego kolegi wynikającą np ze sztucznie zawyżonej ceny - lub ze szkodą jego pracowników, którzy stracą pracę, jeśli on zamknie firmę? Tak więc jest to niewątpliwie grzech - ale ja nie czuję się władny oceniać, czy ciężki.

        Z kolei w sprawie seksu nauczanie Kościoła jest bardzo jasne: każdy dobrowolny stosunek poza sakramentalnym małżeństwem jest grzechem ciężkim. I wynika ono wprost ze słów Jezusa. Stąd tak wyraźna różnica w postawach wobec tych dwóch sytuacji.

    • vanitas
      25.04.2013 22:12
      @woods
      [woods] Ale wielkiej zbrodni dokonali ci ludzie, którzy mieli czelność rozejść sie by znależć szczęście i miłość w nowych związkach.
      =========
      Nie wielkiej zbrodni - a grzechu ciężkiego cudzołóstwa.

      [woods] Gdyby chociaz mordercami byli i na spowiedzi przeprosili (chocby udając jak to robi wiekszośc, która okłamuje Jezusa i tak nadal robi swoje).
      =========
      Morderstwo to czyn jednorazowy. Akt. Morduje raz, i koniec. A nadto morderstwo jest jednym z najcięższych grzechów jakie człowiek zna. Nikt* nie mówi o "prawie do mordowania", czy "znajdowaniu szczęścia w morderstwie". Przy "znajdowaniu szczęścia w innym związku" - przy spowiedzi nie ma autentycznego żalu za grzechy, ani mocnego postanowienia poprawy - jakby był - to nie chciał bym grzeszyć zrobił bym cokolwiek, aby z grzechem zerwać.

      * - nikt poza przemysłem aborcyjnym itp. ale nawet oni morderstwu wymyślili ładniejsze nazwy.
      [woods]Ale rozwodnikowi w nowym zwiazku wara!
      ==============
      Niestety - prosiłem o możliwość obiecania i obiecałem przed Kościołem wierność - więc nawet jak mnie żona rzuci - muszę być wierny.

      Za to, że - załóżmy ze tak jest na prawdę - "większość katolików" pojęcia nie ma w co wierzy - odpowiedzą przed Bogiem oni i ich pasterze.
      • woods
        26.04.2013 14:59
        A co jeśli taki hipotetyczny morderca zabija kogos idzie do spowiedzi, ale póxniej ponownie morduje, wszak jest tylko słabym człowiekiem prześladowanym przez grzech. Owszem spowiada sie szczerze ale grzech jest silniejszy i ciagle morduje a nastepnie sie spowiada.

        Taki do komuni podejśc moze, ale kobieta w nowym zwiazku z meżczyzną który w przeciwienstwie do poprzedniego obdarzył ja miłościa juz tego zrobic nie może :(
      • Radziol
        26.04.2013 15:14
        Powoli.
        Myślisz, że morderca może po prostu się wyspowiadać i tyle?
        Przypomnij sobie piąty warunek. Wypełnieniem go może być chociażby przyznanie się do winy i przyjęcie kary.
        Rozgrzeszenie nie może być dane, jeśli ktoś popełnia grzech ciężki, jest niemal pewne, że się go powtórzy i nie robi nic, żeby temu zapobiec.
  • kASIAK
    25.04.2013 17:00
    I to jest chyba jedyna nauka KK z którą się nie zgadzam. Znam wiele takich małżeństw, gdzie ludzie nie są winni, że poprzednie nie przetrwało i żyją wspaniale i przykłądnie w nowym związku. Pobożni, zaangażowani, dobrze wychowują dzieci. Nigdy ale to nigdy w życiu nie uwierzę, że Jezus nie chciałby się z tymi osobami spotykać w ich sercach. Wiem, że KK słusznie boi się rozluźnić normy moralne. Ale zezwolenie np na to by spowiednik po dobrym rozeznaniu sytuacji danej osoby zezwolił jej na przyjmowanie komunii św. np poza parafią i bez rozgłasznia tego... wydaje mi się koniecznością. Ludzie tak strasznie a niewinnie cierpią tęskniąc za Jezusem. Czują się napiętnowani. I na dodatek to nielogiczne - skoro żyją (wg teraźniejszej nieścisłej nauki) w grzechu śmiertelnym, to nie mogą być zbawieni (bo to oznacza grzech śmiertelny prawda?)... przecież to absurd. W jakiego Boga wierzymy? W Boga - MIŁOŚĆ! On za nimi tęskni! jestem przekonana. A ich akt seksualny nie jest oderwany ani od jedności (serc), wierności, prokreacji, ani od przyjemności. Jest godziwy!
    • KasiuK
      25.04.2013 17:25
      Można tym ludziom współczuć, a jednak - "kto by rozwiedzioną za żonę pojął cudzołoży", a także - "idź, ale nie grzesz już więcej". To nie Kościół, to Jezus.
      Pewnie, że nie nam wchodzić w tajniki ludzkiego serca. I Jego komunii z Bogiem.
      Ale - "cokolwiek zwiążecie na ziemi..." To znowu nie Kościół, tylko Jezus.
      • woods
        25.04.2013 19:48
        No włąsnie - idź i nie grzesz wiecej.

        Ładnie to tak w kólko spowiadać się z tego samego? O_o
      • vanitas
        25.04.2013 22:16
        @woods - jeśli po spowiedzi nadal powtarzają się te same grzechy ciężkie - to trzeba przedsięwziąć lepsze środki aby grzechów uniknąć - w tym unikać pokus.
      • woods
        26.04.2013 15:07

        Hmm, lepsze srodki ?

        Masz na myśli to:

        Jeżeli więc prawe oko twoje staje ci się powodem do upadku, wyłup je i odrzuć od siebie.


        I jeżeli twa prawa ręka stanie ci się powodem upadku, odetnij ją

    • duncan
      25.04.2013 17:51
      @kASIAK: Wiesz, ich aktowi seksualnemu brakuje jednej baaardzo ważnej sprawy: nie jest wyrazem komunii męża, żony i Boga. Więc godziwy nie jest. Jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu w naszym życiu, to wszystko inne jest na właściwym miejscu. Oni wstępując w związek niesakramentalny postawili na pierwszym miejscu kogoś innego niż Boga. To się zdarza, owszem, to się nazywa grzech. Od grzechu można się odwrócić - to się nazywa Nawrócenie. Ci ludzie - mogą się od grzechu odwrócić, nikt i nic im chyba tego nie zabrania, prawda? No więc skoro mogą, a nie odwracają się, to ... to Kościół w swojej nauce po prostu poważnie traktuje ich decyzję.

      Insza inszość, że w sytuacjach szczególnych i po dobrym rozeznaniu sytuacji spowiednik, jak rozumiem, ma możliwość pozwolić przystępować do komunii (co było wspomniane w tekście artykułu).
  • gulaj
    25.04.2013 17:23
    Kasiak nie masz racji. Ja też jestem rozwiedziony bo żonie tak się zachciało, ale jeśli komuś zależy na życiu w komunii z Bogiem to potrafi wyrzec się przyjemności cielesnej i radze sobie z tym bardzo dobrze, a jeśli ktoś nie umie z tego zrezygnować to znaczy, że nie żyje według ducha, a ulega pożądliwościom ciała.
    W liście do Rzymian wyraźnie napisane: Dlatego to uchodzić będzie za cudzołożną, jeśli za życia swego męża współżyje z innym mężczyzną. Jeśli jednak umrze jej mąż, wolna jest od tego prawa, tak iż nie jest cudzołożną, współżyjąc z innym mężczyzną. Rz7,3

    Co to za przykładne życie chrześcijańskie skoro tacy rozwodnicy żyją w rozpuście.
  • refleksja
    25.04.2013 20:39
    Rozumiem decyzję Kościoła, ale przed nami staje zupełnie inny problem.
    Większość młodzieży w ogóle nie potrzebuje sakramentu małżeństwa i uważają go oni za uciążliwy obowiązek administracyjny o korzeniach plemiennych.
    To jest podstawowy problem, z którym wkrótce przyjdzie się nam zmierzyć, nawet jeśli P.T. Komentatorzy postawią tu sto minusów...
    • Radziol
      25.04.2013 21:10
      To jest problem, ale rozwiązaniem dla niego nie jest poluzowanie moralności.
      Kościół pewnych rzeczy nie ma prawa zmieniać, bo wprowadzi ludzi w błąd, że coś grzechem nie jest. Nawet jeśli oznacza to niepopularność.
    • Krzychu
      25.04.2013 23:04
      Nie rozumiem: ponieważ wielu młodych żyje bez ślubu to należy nagiąć do tego naukę Kościoła czy o coś innego Ci chodzi. Na czym polegałoby
      zmierzenie się z tym problemem? Ci, którym ślub jest niepotrzebny, mają również wiele innych "swoich" poglądów na życie, które wcale nie muszą być zgodne z przykazaniami o ile nie są wygodne.
  • Rozwiedziony
    25.04.2013 23:09
    Rozwód jest tylko stwierdzeniem, że małżeństwo się nie udało, ale nie stwierdza, że było nieważne. A skoro nie udowodniono, że było nieważne, to jest waźne i życie w drugim związku jest -WEDŁUG JEZUSA a nie Kościoła- cudzołóstwem ... czyli łamaniem przykazania szóstego, które dane zostało -przez Boga a nie przez Kosciół- aby bronić życia i miłości.
  • Jan
    26.04.2013 08:49
    Rewelacje, że niby Kościół uznał to czy tamto w brew swojej nauce i przykazaniom, pojawiają się w prasie zachodniej co jakiś czas. Pewnie zaczną się też pojawiać w naszym kraju. Trzeba się do tego po prostu przyzwyczaić.
  • Jasiek
    26.04.2013 09:05
    Widać, że 'woods' nie został tknięty podstawami katechizacji. To, że ktoś się chce podnieść z grzechu i znowu upada, to przejaw grzesznej natury ludzkiej a nie "zakłamania". No chyba, że ktoś niepoważnie traktuje Sakrament, ale wtedy dochodzi jeszcze świętokradztwo.
  • Tineczka
    26.04.2013 09:28
    Wszystko, co tu piszecie, brzmi strasznie proceduralnie. Jasne, żyjemy w czasach dużego relatywizmu, wielu ludziom brakuje wiary i serca, aby utrzymać sakramentalny związek. Bardzo szybko poddają się i nie dotrzymują przysięgi małżeńskiej. W tej przysiędze tak na prawdę przysięgamy nie tylko wierność, ale i to, że nie opuścimy naszej drugiej połowy. Więc już samym rozstaniem grzeszymy przeciw przykazaniu miłości. Nie jest to kwestia formalna, ale sumienia. Prawie zawsze jest ten, kto zostawia, ale i ten, kto jest porzucony. Ten, kto zostawia, też nie koniecznie jest winien, jak np. żony alkoholików.
    Dla mnie jakoś bardziej smutne jest to, że nie trwamy w miłości, nie próbujemy jej podtrzymać, niż to, że później próbujemy połączyć się z kim innym. I tu pojawia się temat, o którym pisze refleksja. W ogóle wielu młodych ludzi nie czuje potrzeby zjednoczenia się w sakramencie. Skaczemy z kwiatka na kwiatek nie rozwijając w sobie prawdziwej miłości. Boimy się odpowiedzialności, zobowiązań... My, jako społeczeństwo
    • Radziol
      26.04.2013 09:44
      Nie jestem specjalistą, aby wytłumaczyć czemu dokładnie tak jest, ale wywalenie przez żonę męża alkoholika za drzwi z poleceniem, że idzie na terapię albo do domu więcej nie wejdzie, nie jest złamaniem przez nią przysięgi.
      • Tineczka
        26.04.2013 11:23
        Nie pisałam, że łamie przysięgę, ale że rozpad małżeństwa wychodzi z jej strony. Wielu księży opowiadało mi, że w skrajnych sytuacjach doradzają rozejście. Ona odchodzi, ale nie jest to jej wina. Można faktycznie to ująć tak, że to on podjął decyzję, że nie idzie na terapię. Teoretyzowanie jest fajne, ale ludzie są ludźmi ze swoimi słabościami. I trzeba zadbać przede wszystkim o to, aby nie utrwalał się model wolnych związków i krótkich małżeństw, żeby umieć trochę o tą miłość małżeńską powalczyć.
      • Radziol
        26.04.2013 15:09
        Ale tu nie chodzi o teorię.
        W takim wypadku za winnego rozpadu należy uznać alkoholika, nie współmałżonka.
      • Tineczka
        26.04.2013 17:00
        Nie chodzi mi przede wszystkim o ustalanie winy. Różnie się ludziom w życiu układa i nie nam sądzić, kto rozwiódł się, bo faktycznie nie było innego wyjścia, a kto nie umiał zadbać o związek. Przyjmuje się procedury: rozwiedzeni nie żyjący w nowym związku mogą być w komunii z Bogiem. Drugi związek oddziela od Boga.
        Jasne, seks niesakramentalny jest grzechem. Ale ktoś tu pisał, że kradzież kradzieży nierówna. Dlaczego ? Nawet, jeśli uznać, że kolejność przykazań ma znaczenie, to to są 2 kolejne przykazania. Bo Bóg sądzi według miłości.
        Jedno z czołowych przykazań: pamiętaj, abyś dzień święty święcił, jest głównym punktem sporu Jezusa z faryzeuszami. Nie umieli dobrze pojąć, czym jest świętowanie.
        Powinniśmy grzesznych napominać, ale każdego z osobna, nie ustalać globalne zasady.
    • Jasiek
      26.04.2013 09:56
      A co ma żona alkoholika (nieuprawiająca seksu) do komunii dla cudzołożników?
  • Jill
    26.04.2013 12:21

    Nieustannie te same liche argumenty padają w dyskusjach na ten temat. Czyli że każdy ma prawo do miłości i szczęścia. W homo-dyskursie to też jest przecież główny motyw.

     

    Z kim w ogóle ta dyskusja? Z Bogiem samym? Który zabronił człowiekowi rozdzielać to, co On sam - Bóg - połączył?
    Do tego "nie cudzołóż" i koniec tematu.

     

    Czy małżonkom niesakramentalnym ktokolwiek przyłożył pistolet do głowy i nakazał grzeszyć? Może ich własna chuć?

     

    I tak źle się dzieje, że mają swoje duszpasterstwa, bo są umacniani w postawie "oj wy biedulki odsunięte od ołtarza", a teraz jeszcze żal, że nie mogą przyjmować Komunii Świętej? To kpina z Boga samego!

     

    Jakoś dla porzuconych małżonków, którzy usiłują wytrwać w złożonej przysiędze nie ma żadnych duszpasterwst ani wsparcia..

    • Radziol
      26.04.2013 13:27
      Czyli mamy zrezygnować z kapelanów więziennych?
      Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci którzy się źle mają.
      Duszpasterstwo nie oznacza klepania po ramieniu. Nieraz ma oznaczać "opamiętajcie się!"
      • Jill
        26.04.2013 13:32
        Oby było tak jak mówisz. Życie pokazuje co innego niestety. Wysłuchałam z uwagą homilii duszpasterza małżeństw niesakramentalnych w dużym mieście. Przez cały czas przekonywał jak biedni są ci ludzie uwikłani w grzech nie z własnej winy (!) bo po prostu pragnęli miłości, szczęścia... Ani razu nie padło słowo, które wskazywałoby na to, że każdy ma wolną wolę i ponosi jej konsekwencje, oraz że każdy może w każdej chwili wrócić na drogę łaski.
        Wyszłam z kościoła i miałam niesmak, który wynikał z utwierdzania grzesznika w jego grzechu.
        Samotność nie jest żadnym usprawiedliwieniem grzechu. Może być błogosławieństwem, jeśli samotna osoba ją godnie przyjmie, a nie będzie się przeciw niej buntować, stawiając Boga na dalszym miejscu.
      • francesco
        26.04.2013 21:00
        Czy kapelani więzienni namawiają do trwania w grzechach? Nie słyszałem o czymś takim. Kapłani są potrzebni do nawracania ludzi. Natomiast duszpasterze niesakramentalnych tego nie robią - jak tu pisze Jill - tylko właśnie poklepują po ramieniu. Stwarzają dobre warunki dla dalszego życia w grzechu.
      • Radziol
        27.04.2013 09:05
        Oczywiście, że macie rację, ale wtedy problemem jest to, jak wygląda duszpasterstwo, a nie to że ono w ogóle istnieje.
  • dośka
    26.04.2013 14:09
    Witam jetem w trudnej sytuacji ktoś mi bliski chce właśnie rozwodu i życia z kims innym.Tłumaczy ,że ślub kościelny był zawarty pod presją i ze strachu.Proponuję iść złożyć o unieważnienie małżeństwa jednak ta osoba twierdzi ,że zbyt trudno by było teraz po 25 latach to udowodnić.Wiem ,że to nie komentarz ale może ktoś mi doradzi bo osoba ta jest mi niezwykle bliska i chcę jej dobra oraz dobra jej obecnego małżonka
    • Radziol
      26.04.2013 16:54

      Zacznijmy od tego, że można tylko stwierdzić nieważność od samego początku, nie unieważnić.
      Ponownie, nie jestem ekspertem.
      Kto presję wywierał? I jak poważną? Czy są osoby, które to potwierdzą? Czemu dopiero teraz?
      Na te pytania na pewno trzeba by mieć solidna odpowiedź.

    • Tineczka
      26.04.2013 17:23
      Jeśli chcesz dobra tej osoby oraz jej małżonka, to chyba należałoby raczej postarać się o jakąś terapię małżeńską.
      Wiem bardzo mało, ale jak ta osoba wytrwała w tym związku 25 lat i chce odejść teraz, gdy poznała kogoś innego ? Czy teraz powiedziała tej drugiej połówce, że jej nie kocha ? To musiało bardzo boleć. Czy ten nowy związek, który ma powstać, na pewno zasługuje na sakrament ?
      Przepraszam, ale małżeństwo pod presją to podobno ostatnio najpopularniejsza przyczyna unieważnienia. Brzmi tak jakoś jak "znudziło mi się".
      • Jasiek
        30.04.2013 13:22
        Kantowanie przy stwierdzaniu nieważności związku małżeńskiego, to bardzo poważny grzech. Można postawić pytanie, czy taka osoba wierzy w Boga, czy jedynie w formy zewnętrzne.
  • dośka
    26.04.2013 21:05
    Ponoć rodzina wywarła ta presję dziewczyna zerwała zaręczyny(to ten którego teraz po latach spotkała) niestety też po nieudanym związku bo jak sie mówi ożenili na siłe bo sie chłopak marnował i pił.Przepraszam za sformułowanie wiem ,że chodzi o stwierdzenie nieważności .Rodzina teraz wszystkiego sie wypiera(ponoć doszło nawet do rękoczynów).Dla tego ona stwierdziła ,że byłoby za trudno stwierdzić nieważność odkąd ją znam zawsze mówiła ,że kocha tamtego ,a z obecnym była z powodu dzieci które już dorosły.Czy nowy związek mógłby mieć podstawy by się stać sakramentem nie wiem .Bardzo mi przykro bo oboje ich lubie i szanuję nie raz nam pomogli oboje sa dobrymi ludżmi.A terapia nie wchodzi już w grę bo ona już chyba postanowiła ,że chce odejść
  • sowa
    28.04.2013 20:15
    Jak to jest ze spowiedzią? Jedno z przykazań kościelnych mówi, że należy przynajmniej raz do roku się spowiadać. Czy to nadal obowiązuje w sensie dosłownym? Czy popełniam grzech, jeśli ponad rok nie idę do spowiedzi, a pomimo to przyjmuję Komunię św.? Czy spowiedź zawsze musi być indywidualna?
    • Radziol
      29.04.2013 08:10
      Rok bez spowiedzi i nadal do Komunii? Świętokradztwo. Żaden człowiek nie jest tak doskonały, żeby mógł na prawdę tak żyć. Ja sobie nie wyobrażam spowiedzi rzadziej niż raz w miesiącu.
      Dla Twojej informacji: ponad rok bez spowiedzi to faktyczne wyłączenie się ze wspólnoty Kościoła.
    • Jasiek
      30.04.2013 09:44
      Przepraszam, może się przesłyszałem, czy w Kościele jest coś takiego jak spowiedź "nieindywidualna" (zbiorowa)?
Dyskusja zakończona.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
6°C Piątek
noc
3°C Piątek
rano
10°C Piątek
dzień
10°C Piątek
wieczór
wiecej »