• alicja,teresa
    16.11.2013 13:24
    ksiedza pisanie jest jak miód do herbaty DIEKUJE
  • Marek Aureliusz
    16.11.2013 13:45
    Zdaje się ,ze nie rozumie Ksiądz istoty kapitalizmu.

    Nie jest wiadomością istotną dla prasy i TV to ,że kot zjadł kanarka , wiadomością istotną
    przynosząca rozgłos może być to ,że kanarek zjadł kota.

    Dlatego nie jest wiadomością dobra to ,że spłonęła budka, wiadomością może być to ,że spłonęła ambasada a przy okazji odkryto ,że obok znajdowały się silosy wyrzutni rakietowych [ dotychczas tajne ] które płoną dalej.

    Dlatego [min. ] media chrześcijańskie przegrywają z laickimi w kategoriach
    np. tzw. oglądalności.

    Drogi Księże !
    usiłuje Ksiądz zrozumieć to co chrześcijaństwem nie jest.
    Tak kapitalizm to nie jeden z drugim { Jan Paweł II ] ale jeden przeciw drugiemu ,
    to walka , nie współpraca , to widać min. w dziedzinie mediów , skąd więc to zdziwienie ?

    Czy ja napisałem coś odkrywczego ?
  • klama
    16.11.2013 14:24
    Dziękuję za wieści z okolic czyli niedaleko, bo w kraju znajdującym się jakby poza spaloną budką i tęczą...żyj nam jeszcze Felietonisto i pokazuj sprawy które codziennie mijamy ( rozkopy po tylekroć rozkopywane,śmieci po innych sprzątane)a na które prawie nie zwracamy uwagi.
  • M.R.
    16.11.2013 19:08
    Nie będę tym razem nawiązywał do tematów jak zwykle ledwie sygnalizowanych przez Księdza [tęczowa budka będąca przedmiotem chwały paru transwestytów, kilku lewaków, jednego ministra i jednego prezydenta (proponuję odznaczenie prezydenta za odwagę cywilną ustanowić: order "tęczowej budki", od razu podpowiadam pierwszych zasługujących, którzy mogą wejść do kapituły: Fabio Cavalucci, Jacek Markiewicz, Maciej Zień, Jan Klata i oprócz oczywiście tych co zawsze, z niewymienialnym naczelnym pewnej gadzinówki w awangardzie nowoczesności)], tylko "zupełnie nie na temat". Ktoś mi tu nie tak dawno podstawiał pod nos na "Wierze", jako niezwykłe zdobycze śmierdzącą nieco dla mnie ubecką stęchlizną demokrację i swobody obywatelskie we współczesnej Polsce.
    Tu gdzie mieszkam, ta demokracja i swobody wyglądają nieco inaczej, jako że nie są aż tak nowoczesne jak w kraju.
    Mieszkamy od nie tak dawna, paszporty mamy polskie, ale usilnie zachęcani zdążyliśmy już wziąć udział w wyborach władz lokalnych, oraz różnych urzędników na których idą nasze nie małe podatki, w tym szefa lokalnej policji. Konkurencja była spora (również kobieca), kandydaci przedstawiali na zebraniach wyborczych programy poprawy bezpieczeństwa mieszkańców oraz sposoby w jakie zamierzają efektywnie wydawać pieniądze obywateli (z pewnością nie przez likwidację posterunków policji, pomimo znacznych kosztów ich utrzymania). (Dostajemy do domów coroczne szczegółowe rozliczenie na co poszły nasze pieniądze, więc mając orientację w przedmiocie byliśmy w stanie ocenić merytoryczność programów).
    Ponieważ miasto ustala co roku nowe stawki za bilety autobusowe, przestrzegając skrupulatnie obowiązujących ograniczeń, które zapewniają osłonę rodzin przed wzrostem stawek komunikacyjnych (wszak większość dojeżdżających to młodzież szkolna), przy okazji miejska firma komunikacyjna metodą referendum prowadzonego po dosyć szerokich i powszechnych konsultacjach (ankiety dostajemy do domu) ustala z nami, mieszkańcami trasy autobusów i częstotliwość ich kursowania. Założenie jest takie, że dziecko nie może mieć do przystanku więcej niż bodajże 80 m, stąd nieraz z podziwem obserwuję manewry kierowców autobusów, na wąskich osiedlowych, często zamkniętych, uliczkach pomiędzy labiryntem zaparkowanych samochodów podjeżdżających pod ostatni dom na ulicy, po to by odebrać pasażera, a potem w ten sam sposób wycofujących się tyłem.
    Z rok temu toczyła się pomiędzy mieszkańcami burzliwa dyskusja, połączona z szerokimi konsultacjami społecznymi (ankiety, spotkania z mieszkańcami), zakończona referendum. Chodziło o zabytkową już (dla tubylców wszystko jest zabytkowe, a w każdym razie może być) toaletę publiczną. Wprawdzie w dzielnicy może być tylko jedna taka toaleta, ale istnienie dwóch znacząco poprawiało komfort mieszkańców. Jedna, ta o którą chodziło w referendum sprawiała kłopot. Jak już pisałem, była "starożytna" i jako taka podlegała konserwatorowi zabytków, a powinna być wyremontowana i dostosowana dla potrzeb niepełnosprawnych, bo ten brak zasadniczo ograniczał jej funkcjonalność i dyskryminował część lokalnej społeczności. Jednak przedstawione koszty takiego remontu były znaczne. Z kolei samo wyremontowanie toalety i dostosowanie jej do wymogów obowiązujących przepisów naruszało zabytkowy charakter toalety. W grę wchodziło jeszcze zostawienie wszystkiego tak jak jest z zakonserwowaniem stanu istniejącego dla potrzeb ewentualnych przyszłych wycieczek. Z tego co pamiętam, po konsultacjach i dyskusji wybrano ostatecznie wariant pierwszy, najdroższy.
    Tak na marginesie, wszechobecne sieci supermarketów, choć niechętnie witane wciskają się wszędzie. I nam na osiedlu zafundowano jeden taki mały supermarket kilka miesięcy temu. Warunkiem było rozebranie rudery, która tam stała i odtworzenie jej na nowo, tak by nie wyróżniała się pośród pozostałych budynków, tyle, że w środku zaczęła pełnić nową funkcję. Faktycznie, zabieg powiódł się nadzwyczajnie. Z zewnątrz, ta zbudowana od podstaw rudera, straszy bardziej niż to co stało tam przedtem. Jest to wizualnie, zdecydowanie najstarszy budynek w otoczeniu.
    W tej chili toczą się zaciekłe spory i burzliwe dyskusje, mogące kosztować burmistrza utratę stanowiska. W istniejącej w centrum miasta galerii handlowej (trudno się z zewnątrz domyślić jej istnienia w środku), dosyć poczesne miejsce zajmuje lokalny tradycyjny supermarket. To miejsce upatrzył sobie właściciel sieciówki z tanimi ubraniami dla swojego sklepu wielkopowierzchniowego. Jednak propozycja przeniesienie tradycyjnego lokalnego marketu na piętro, pomimo istnienia wind dla niepełnosprawnych i innych udogodnień spotkała się z zaciekłym oporem społeczności, która dokładnie wyliczyła skutki finansowe tego posuniecie. Sytuacja jest trochę patowa, ponieważ burmistrz ma świadomość, że przeforsowanie projektu niezgodnego z wolą społeczeństwa może skrócić jego kadencję.
    To tak na marginesie Księdza opowieści o rozkopanych wałach przeciwpowodziowych (tu także była kilkanaście lat temu powódź, do dzisiaj wspominana jako memento, gdy tylko komukolwiek do głowy wpadają jakieś pomysły związane z terenami zalewowymi, które wyłączyły spod inwestycji znaczną część miejskich terenów. Tego status quo, z pewnością nikt nie naruszy, na to nie ma chętnych, sam klimat ewentualnych dyskusji na to wskazuje. To jest święte tabu i najlepszą rzecz jaką może zrobić polityk, stanowi jego oczywiste bezdyskusyjne potwierdzenie.
    • M.R.
      17.11.2013 20:25
      1.
      A to sobie jeszcze powspominam. (Wszystko przez Księdza). Spore miasto na Śląsku, droga osiedlowa, kilkanaście lat temu. Remontowana po raz pierwszy od niepamiętnych czasów budowy oisiedla. Chodniki z kostki betonowej itd. Budowlańcy po raz pierwszy usiłują zastosować zasady inżynierii ruchu. Cudują przy tym niesłychanie. Położyli już asfalt, ale deliberują przez kilka dni i zdecydowali się zerwać go na skrzyżowaniu z drogą główną. Aż się ucieszyłem, bo większość skrzyżowania zajmował bezpański skwer, a właściwie gliniaste klepisko na którym czasem ktoś postawił samochód, najczęściej była to pomoc drogowa do ściągania postłuczkowców. No, myślę sobie, teraz ktoś poszedł po rozum do głowy, z osiedla rano wyjeżdża mnóstwo samochodów, które stoją nieraz po pół godziny, a potem ryzykując zderzenia wypychają się na drogę główną. Naturalnym rozwiązaniem jest stworzenie lejka i rozdzielenie lewoskrętu od prawoskrętu. Ale nie, gdzie tam. Drogowcy postanowili zwęzić wjazd na osiedle! I tak zostało do dzisiaj. Nieracjonalne? Pozornie, jak się zastanowić, lejek nie był w interesie pomocy drogowej.
      Tu gdzie jestem, kilkadziesiąt lat temu podobno panował spory chaos w oznaczeniu dróg. Aż zdenerwowało to jedną kobietę, która prześledziła sobie dokładnie jak to wygląda w całym kraju, zorganizowała grupę ludzi, którzy poddali to analizie, a gdy została ministrem transportu, wprowadziła jednolite zasady i rozwiązania w całym kraju. Nie widziałem czytelniejszego sposobu oznaczania dróg nigdzie w Europie. A choć od czasów Napoleona, który zmienił w podbitej Europie obowiązujące zasady ruchu drogowego, jeździ się tu, w rozumieniu normalnych Europejczyków "pod prąd", to ponieważ jest to bardziej naturalne, a system organizacji ruchu drogowego praktycznie bezbłędny, więc śmiertelnych wypadków jest o połowę mniej niż w reszcie Europy. Zadziwiająco prymitywny w swojej prostocie jest system zjazdów z autostrady. Zasadniczo składa się z jednego, czasem dwóch rond nad lub pod autostradą. Po pierwsze jest do bólu powtarzalny, po drugie niezwykle ekonomiczny, po trzecie oszczędza masę miejsca - do zawrócenia zwykle starcza 300 - 500 m.
  • M.R.
    17.11.2013 20:27
    2.
    Niestety brak mu typowo polskiego rozmachu, znanego choćby z A4 na Śląsku, gdzie ja, chcąc zjechać na A1 do teściowej muszę na rozległych i krętych rozjazdach nadrobić za każdym razem ok. 30 km, a dyrekcja dróg nie zaleca pokonywania tego odcinka w jakimkolwiek kierunku, bez uprzedniego przetrenowania manewru, na specjalnym wirtualnym trenażerze. (Niczym nadzwyczajnym nie jest zrobienie 450 stopni w tym miejscu by zmienić kierunek) Pomijam już zadziwiające wjazdy na autostradą biegnące dookoła lasu przez ok. 10 km w przeciwną stronę. Jak mi to kiedyś wytłumaczył ktoś zorientowany, czasem chodzi o to, by autostrada przebiegała przez czyjąś działkę, a czasem, by ją omijała. Nie zawsze jest to proste zadanie, ponieważ autostrady w Polsce bywają niesforne.
    Tu każdy wypadek jest szczegółowo analizowany, ponieważ trzeba określić przyczyny, które go spowodowały.Ponieważ nie zawsze jest o oczywiste, stąd badania techniczne pojazdów są szczegółowe, ale pomiędzy nimi, samochody nie zawsze wyglądają najlepiej. Nie zauważyłem, by policja zatrzymywała cyklopów np. Radiowozy, mają zresztą skanery, które automatycznie skanują tablice rejestracyjne i wiedzą do kiedy samochód ma ważne badanie, ubezpieczenie oraz czy właściciel jest piratem, bez zatrzymywania pojazdu. Naturalnym odruchem obywatela jest zresztą szukanie policjanta, wtedy, gdy potrzebujemy jakiejkolwiek pomocy - od tego są. A jak przekroczyłeś przepisy, no to nie ma zmiłuj się, było tyle ostrzeżeń, że nie ma możliwości, byś zrobił to przypadkiem. Pojęcie korupcji, dla zwykłego obywatela po prostu nie istnieje, tak jeśli chodzi o policjanta, jak i jakiegokolwiek urzędnika. Ci ludzie za to dostają pieniądze, by pomagać obywatelom. Kierowcy zresztą, choć jeżdżą szybko tam, gdzie mogą, przestrzegają przepisów skrupulatnie, wszyscy stają na głowie by przepuścić pojazd uprzywilejowany, by mógł jak najszybciej wykonać swoje zadanie i potulnie stoją w kilkugodzinnym korku, jeśli zdarzył się wypadek. To zresztą chyba naturalne? Ci ludzie wykonują swoją pracę i im mniej będziemy im w tym przeszkadzać, tym lepiej dla wszystkich. Przyznam, że nigdy i nigdzie nie widziałem, by gdziekolwiek w podobny sposób doprowadzano drogę do stanu przed wypadkowego. Wątpię, by którakolwiek gospodyni tak czyściła swoje obejście, jak oni pucują drogę po wypadku. A na końcu i tak, ktoś musi tą robotę odebrać i zatwierdzić, że droga jest zdatna do ruchu. Na drogach zwykłych w zasadzie nie ma wyprzedzania, poza miejscami, gdzie istnieje specjalny pas przeznaczony do tego celu, kierowcy dużych pojazdów, łącznie z traktorami mogą liczyć na życzliwość innych użytkowników i zdecydowanie jej nie nadużywają. Normalną rzeczą jest to, że w korku się nie stoi. W korku wjeżdżamy jeden za drugim na zakładkę. Nikt nie spodziewa się, że przepuszczę trzy samochody (bo spowalniam ruch), ale nie przepuszczenie sąsiada z boku jest traktowane jak puszczenie bąka w towarzystwie. Szanujmy czas i życie swoje i bliźnich - wszak każdy chce dojechać jak najszybciej do celu, czyż nie?
  • M.R.
    17.11.2013 20:28
    3.
    Dlatego od kilku miesiącach jeździmy po kablach porozciąganych na ulicach do których podpięto mnóstwo czujników. Na ulicy, na której zakończono badania, pojawiły się elektroniczne plansze z informacją o mającym nastąpić remoncie i przebudowie, która utrudni za dwa tygodnie ruch przez kilka następnych nocy z soboty na niedzielę i z niedzieli na poniedziałek. Ludzie uprzedzeni wcześniej wielokrotnie powtarzanymi błyskającymi ostrzeżeniami zawczasu wybiorą inną drogę do pracy i szkoły, dzięki czemu i zagrożenie wypadkowe i korki będą mniejsze, a życie prostsze i mniej nerwowe. Normalną dla mnie rzeczą jest, że gdy podjeżdżam do skrzyżowania, zapala mi się zielone, o ile nikt inny nie nadjechał wcześniej z boku. Czujniki przed skrzyżowaniem umieszczone w jezdni zliczają samochody i sterują sygnalizacją tak by otwierać drogę i rozładowywać korki. Wykorzystuję tu trochę tubylców, wiedząc, że nie oszczędzają benzyny i na drodze dwupasmowej z pewnością mnie wyprzedzą, wypuszczam przed siebie zające, które zapalają mi zielone. Dzięki temu zamiast 10 l/100 km, spalam w mieście około 4 l i jestem nie dalej niż 50 m za czołówką. Jeden jedyny raz zatrzymała mnie jadąca za mną policjantka, nie by mi wlepić mandat, a by zwrócić moją uwagę, że mam problem ze światłami stopu, co mogło stanowić zagrożenie. Trochę ją zdziwiłem, gdy okazało się, że światła mam w porządku, a brak stopu wynikał z hamowania silnikiem. Zresztą ta powściągliwa troska o bliźniego, jest tak samo naturalna, jak sympatyczna. Tubylec z zasady nie pomaga nie poproszony (stąd nie radzę stać na drodze i łapać np. autostop, nikt się nie zatrzyma bo to właściwie przestępstwo, ale jeśli podejdziesz na parkingu, to może się zdarzyć, że cię zawiozą do domu jaguarem). Natomiast poproszony o pomoc zrobi raczej wszystko by się wywiązać z zadania (rysunkowe instrukcje dla obcokrajowców umieszczone w biurach informacji turystycznej, tłumaczą szczegółowo zasady: jeśli toniesz w rzece, nie wołaj bez sensu: "ratunku, na pomoc!", a zachowując stosowne formy towarzyskie, zwróć się do człowieka stojącego na brzegu: "Czy mógłby pan odwiązać kolo ratunkowe z najbliższego pachołka i rzucić je w moją stronę, trzymając linę i pociągnąć mnie do brzegu, ponieważ nie umiem pływać?" (Nie zapomnij dodać słowa "proszę", jest obowiązkowe w każdym wypadku, wszak przechodzień wyświadcza ci uprzejmość, należy to docenić). Szczegółowa instrukcja jest niezbędna, choćby z tego tytułu, że tubylcy są genetycznie nieco "przymuleni", choć zawsze życzliwi, więc bez instrukcji co mogą dla ciebie zrobić nie oczekuj od nich zbyt wiele. Natomiast jeśli się dobrze wytłumaczysz, możesz być pewien, że urzędnik zrobi wszystko co w jego mocy, by ci pomóc, wszak za to dostaje pieniądze (wyjątkiem są nierodowici urzędnicy, którzy trafili tu z innej kultury, ale tych rozpoznawszy po kolorze skóry, ubiorze, lub akcencie należy omijać szerokim łukiem, bo można sobie dzięki nim narobić kłopotów, których nawet rodowity tubylec nie będzie w stanie rozwikłać. No ale obowiązuje inkulturacja, dlatego w czasie gdy muzułmanie na ławce w parku studiują zawiłości Koranu, ich małżonki np. pomagają ludziom w urzędach, co nie zawsze im najlepiej wychodzi, ale tubylcy są z założenia tolerancyjny [nikt nie jest doskonały]). Generalnie wszyscy stosują się do zasady, że przepisy stworzono wyłącznie w tym celu by pomagały ludziom, a urzędnik jest po to by pomagać w ramach tych przepisów ludziom tak bardzo jak to jest możliwe. Jak to działa? Pomijam kierowcę autobusu nocnego, który spostrzegłszy, że przystanek, na którym wysiadam nie do końca jest tym miejscem do którego zdążam, z własnej inicjatywy zatrzymywał się pomiędzy przystankami (wszak jestem klientem, który kupuje bilet nie po to, by dotrzeć z przystanku A do B, tylko z miejsca C do D, a niekoniecznie są to te same punkty). Nawet gdy się już zaprzyjaźniliśmy (puste nocne autobusy sprzyjają nawiązywaniu kontaktów międzyludzkich), to za każdym razem wysadzając mnie zaznaczał, że przekracza zakres swoich obowiązków, ponieważ, gdyby coś mi się stało w tym miejscu, firma by się nie wypłaciła, a on by stracił pracę (są szkoleni w byciu uprzejmym wobec klientów i pouczani i o konsekwencjach). Szczytem moich osiągnięć w tym względzie była zmiana marszruty nocnego pociągu. W weekendy, jako że większość ludzi nie pracuje i nie chodzi do szkoły, a sklepy też są czynne w ograniczonym wymiarze, komunikacja publiczna zamiera dosyć wcześnie (wożenie pustego autobusu jest nieekonomiczne), jedynym ratunkiem staje się kolej, ale to oznacza wydłużone spacery nocne. Motorniczy poproszony o pomoc, wprawdzie stwierdził, że nie leży ona w zasięgu jego możliwości, ale po upewnieniu się, że wysadził ostatniego pasażera zgodnie z rozkładem, wyciągnął mapę i wypytawszy się dokładnie dokąd zmierzam, nadłożył nieco drogi i wysadził mnie w polu, skracając mój nocy spacer o ok. 10 km. Nie radzę jednak tego manewru powtarzać osobom niewierzącym, bez dostatecznej siły przekonywania i z założenia wysoce nieuprzejmym i niewiarygodnym (np. czytelnicy i redaktorzy pewnego krajowego periodyku), tubylcy są na te kwestie wyjątkowo wyczuleni i generalnie nie przepadają za komunistami (obowiązuje poprawność polityczna, ale zwolennicy nie mogą liczyć na interpretację przepisów na ich korzyść).
  • nika
    18.11.2013 12:48
    Oj, dziękuję Księdzu ogromnie za ten felieton!
    Przecież nie dał nam Bóg Ducha bojażni, ale:
    1. MOCY
    2. MIŁOŚCI
    3. TRZEŹWEGO MYŚLENIA.
    I tego się trzymajmy !!!
Dyskusja zakończona.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
3°C Piątek
rano
10°C Piątek
dzień
10°C Piątek
wieczór
8°C Sobota
noc
wiecej »