Co powiedziałby terapeuta Kościołowi, gdyby on, jako pacjent, zawitał w jego gabinecie?
Andrzej Duda podkreślił, że niektóre wypowiedzi szefa MSZ wzbudziły jego niesmak.
Filip Dębowski podpowiadał uczestnikom Festiwalu Kariery 2024, jak zadbać o higienę cyfrową.
Po drugie: Kościół nie pochwala grzechu i go nie ignoruje. Kościół jest od tego, żeby prowadzić ludzi do zbawienia, zatem do nawrócenia od wszystkich grzechów. Ma do tego środki, sakramentalne i nie.
Nawrócenie jest procesem. Czasem się do niego dorasta dłużej, czasem krócej. Życie na ziemi mamy po to, by dzięki współpracy z ofiarowaną nam łaską dorosnąć do miłości Boga i ludzi. To proces nawrócenia, nieustannego nawracania. Jeśli życia nie starczy, mamy jeszcze czyściec. Towarzyszenie ludziom i rozeznawanie jest po to, by lepiej odpowiadali na Bożą wolę w swoim życiu, wykonując kolejny krok ku nawróceniu. Dokładnie po to jest przecież nauka udzielana przez spowiednika. Osoba, która żyje w związku niesakramentalnym jest go pozbawiona i tym bardziej potrzebuje wsparcia na swojej drodze ku Bogu. Zwłaszcza, że często staje przed niełatwymi decyzjami a nie korzysta przecież z wsparcia sakramentów.
Biskupi napisali "Wśród wcześniejszych dokumentów programowych należy wymienić Humanae vitae Pawła VI, Familiaris consortio, Reconcilliatio et poenitentia, Veritatis splendor Jana Pawła II oraz Deus caritas est i Sacramentum caritatis Benedykta XVI. Nie ulega więc wątpliwości, że papież Franciszek w adhortacji Amoris laetitia w żaden sposób nie podważa nauczania swych Poprzedników." Nie wiem, czy znajdzie Pan w wymienionych wyżej dokumentach słowo "cudzołóstwo", niemniej z pewnością odpowiedzą one na Pana wątpliwość.
Szersza odpowiedź wymagałaby kolejnego komentarza.
Nie wydaje mi się, żeby wymogi, jakie Ewangelia stawia nawracającemu się, zachęcały do rozpadu. Zapewniam, że prościej dbać o rodzinę żyjąc z nią razem, niż osobno. Prościej wychowywać dzieci mając je na codzień, zamiast kilka razy w tygodniu.
Rozpad związku dwojga ludzi, w którym urodziły się dzieci, nigdy nie jest dla tych dzieci OK. Nie ma znaczenia, czy był to konkubinat, związek cywilny czy małżeństwo sakramentalne. Niemniej: jeśli istnienie dzieci miałoby stanowić przymus do zawarcia sakramentu małżeństwa, to byłby on nieważnie zawarty. Tam, gdzie nie ma sakramentalnego małżeństwa, a strony nie chcą go zawrzeć, dzieci będą cierpiały. Ale to nie oznacza, że każdy konkubinat uważamy za małżeństwo, prawda?
Małżeństwo jest sakramentem. Dla jego zaistnienia, jak każdego innego sakramentu, konieczna jest MATERIA+FORMA+INTENCJA. Nie da się ochrzcić człowieka bez wody. Nie da się udzielić namaszczenia chorych bez oleju. Jeśli ktoś by spróbował, byłaby to symulacja. Itd.
Materią sakramentu małżeństwa jest świadoma i wolna zgoda, dotycząca wszystkich istotnych elementów wspólnego życia. Jeśli ta zgoda została wyrażona pod przymusem, w wyniku oszustwa, jeśli pomijała ważne elementy wspólnego życia (wierność, nierozerwalność, potomstwo) albo człowiek z racji swojej kondycji psychicznej /ludzkiej nie był w stanie tej wspólnoty budować (uzależnienia, zaburzenia osobowości etc) to sakramentu nie było, bo nie było MATERII.
Jeśli - co chyba się nie zdarza - nie została zachowana forma kanoniczna (bez dyspensy), to nie ma sakramentu, bo nie ma FORMY.
To nie jest kwestia konfliktów lub nie. To nie jest kwestia woli małżonków. To jest kwestia FAKTU. Owszem, małżeństwo zawarte cieszy się przychylnością prawa, tzn. uważa je się za ważne, póki nie stwierdzono inaczej. Owszem, jeśli by stwierdzono nieważność można je uważnić. Orzeczenie nieważności to nie jest rozwód. I nie musi oznaczać rozstania.
Uważa Pan, że należy ludziom utrudniać stwierdzenie, jaka jest prawda o rzeczywistości, w której żyją?
Myślę też, że miłość do współmałżonka powinna w takiej sytuacji przede wszystkim skutkować troską jego (i swoje) zbawienie. Nie o jego powrót. To oczywiście się nie wyklucza, ale nie jest równoznaczne.
2. Jego pragnieniem jest przede wszystkim ich zbawienie. Także dzięki łasce tego sakramentu. Drogą do zbawienia jest wzrastanie małżonków w miłości do Niego i do siebie nawzajem. Realizowanie zobowiązań małżeńskich jest wyrazem tej miłości, którą sobie przyrzekali i konstytutywnym elementem budowania ich wspólnoty. Tak, jest Bożym pragnieniem, by były one realizowane.
Ale pozwolę sobie zauważyć, że kolejność jest właśnie taka. Bóg pragnie dla nas przede wszystkim zbawienia. Najważniejszym wyrazem miłości do współmałżonka jest troska o jego zbawienie. Także o swoje, bo nie należy go być zbyt pewnym.
Proponowałabym zatem zacząć od miłości, która pragnie zbawienia tego, kogo kocha, i od pojednania.
Kościół nie pochwala grzechu. Jeśli zerknie Pan do wytycznych, to znajdzie Pan w nich następujące zdanie: "Trzeba bowiem rozeznać, czy osoby żyjące w nieuregulowanych związkach [...] świadome są nieprawidłowości swego związku i życia w grzechu." Grzech nie jest realizacją woli Boga. Nikt nie twierdzi, że "Bogu podoba się życie w cudzołóstwie". Niemniej: (1) Nawrócenie jest procesem codziennego nawracania się, aż do śmierci. Nikt z nas od jutra jedną decyzją nie stanie się świętym. Tak jak nam, tak i niesakramentalnym okazuje cierpliwość. Porzucenie grzechu czasem wymaga czasu. (2) Grzech popełniony w przeszłości ma swoje konsekwencje. Wpłynął na życie wielu ludzi. Jak sam Pan zwraca uwagę, także dzieci. Czasem bezwzględnie dobry wybór zwyczajnie nie istnieje, a opuszczenie nowej rodziny jest moralnie niemożliwe. Pytanie co jest możliwe w tej chwili i co może być perspektywą trzeba zadawać indywidualnie. Nie ma dwóch takich samych ludzi ani dwóch takich samych losów.
Rozeznawanie jest tutaj procesem, w którym towarzyszy się człowiekowi w drodze do nawrócenia. Samo gadanie nie zmieni dokładnie nic. Trzeba znacznie więcej. A papież i biskupi apelują o to WIĘCEJ.
Tu chodzi o ludzi, którzy w jakiś sposób szukają Boga i którzy sami o rozmowę proszą. Nawet jeśli części nauczania Kościoła nie rozumieją i/lub nie przyjmują za własne. Odmówienie im pomocy to jak porzucenie chorych, bo nie ozdrowieli samoczynnie. Trzeba z nimi wyruszyć w drogę, która potrwa. Pomóc im zbliżyć się do Boga, poznać Go lepiej, lepiej też zrozumieć nauczanie Kościoła. Hasło: "to grzech" słyszeli już zapewne milion razy. Uzasadnienie "bo Bóg tak powiedział" również. Najwyraźniej jednak trzeba im czegoś więcej. I mają prawo oczekiwać (żeby nie powiedzieć: żądać) tego od Kościoła.
Kościół o nikim nie może powiedzieć, że czyjaś droga w przepaść to NIE JEGO SPRAWA. To zawsze jest sprawa CHRYSTUSA, zatem i Kościoła. Chyba, że wyrzeknie się samego siebie.