Nie chcę sądzić egzaminatora, bo nie taka moja rola. Niemniej jego ucieczka - naturalnie instynktowna - postawiła go w najgorszym świetle. Za zdrowie i życie kursantki odpowiedzialny jest instruktor/egzaminator, bo uczący się jazdy nie jest jeszcze pełnoprawnym kierowcą. Dopuszczenie do wjazdu na przejazd kolejowy i brak pomocnej reakcji w odpaleniu silnika w takim miejscu, a tym bardziej szybkiej w przypadku nadjeżdżającego pociągu, obciążają konto jednej osoby. To egzaminator powinien mieć głowę na karku i reagować w razie konieczności, a nie pozbawiona wsparcia dziewczyna, która miała prawo spanikować, tym bardziej jako jeszcze niedoświadczona w kierowaniu pojazdem. Gdyby zginął wraz z nią, w niczym by to nikomu nie pomogło i nie ulżyło. Jednak w przypadku jego desperackiej ucieczki - szybkiej, bo bez rozpinania pasów w przeciwieństwie do dziewczyny - sytuacja wydaje się dodatkowo tragiczna...
Przyszły kierowca w dniu egzaminu powinien posiadać wszystkie umiejętności właściwie pełnoprawnemu kierowcy. Przecież to jest egzamin i kandydat na to umieć. 45 minut wstydu na egzaminie i po kilkunastu dniach dokument prawa jazdy w domu.
Egzaminator, jak sam tłumaczył, nie zatrzymał pojazdu przed torami, bo chciał to uczynić zaraz za przejazdem (czyżby szukał pretekstu, aby zakończyć egzamin?). Absurd i niedopełnienie obowiązków! Nie powiedział ani słowa w obliczu zagrożenia, ani nie pomógł dziewczynie odpalić silnika i ruszyć z miejsca, ani nie wydał polecenia, żeby się ewakuowała, gdy pociąg nadjeżdżał, a on sam postanowił wysiąść z pojazdu. Jak tłumaczy, wysiadł, aby zepchnąć auto z przejazdu, tyle że na nagraniu nie widać takiej próby, ponieważ i tak nie byłoby na to czasu. Dziewczyna w rozpaczy jeszcze desperacko ruszyła auto, jeszcze drgnęło na torach, ale zjechać nie zdążyło. Zostawienie niewinnej osoby w obliczu śmierci i ucieczka w egoistycznym akcie ratowania samego siebie... Czy to kwintesencja powszechnego poczucia wyższości egzaminatorów i jawnej wrogości wobec próbujących zdać egzamin? Obrażony na brak umiejętności dziewczyny postanowił ją zignorować i niech sobie radzi sama na środku przejazdu? Wjechałaś na przejazd, to sobie stój, ja uciekam? Nie osądzam człowieka, bo nie wiem, jak sa
A jak siedział z nosem w papierach, jak to egzaminator? Dawniej taki gość siedział z tyłu, a obok kierowcy instruktor, z nogą na hamulcu a oczami na drodze. I to była słuszna koncepcja.
Do U: Pociąg ma na torach tak niski współczynnik tarcia, że do zatrzymania składu jadącego z prędkością 90 km/h potrzebuje ok. 1,5 KILOMETRA. W praktyce oznacza to, że kiedy maszynista widzi przeszkodę na torach, to nie ma już możliwości zatrzymania pociągu przed nią.
1,5 km jeśli mówimy o ciężkim pociągu towarowym. Dla tego typu lekkiego EZT - ok. 250m, nie przekraczając nawet dopuszczalnego opóźnienia hamowania z pasażerami stojącymi. Więc nie krzycz. Owszem, może być za mało czasu, co nie znaczy że hamować i to nagle nie należy. Pozostaje jeszcze pytanie o widoczność na przejeździe i dlaczego bez sygnalizacji lub zapór, jeśli nie byłaby wystarczająca dla takich prędkości.
Kursantka sama jest winna, to nie był początek kursu tylko koniec po którym wyjechała by na ulicę .Znak STOP!!!!!!!!, nie zatrzymanie się powoduję często śmierć. Jak kierowca (egzamin miał być ostatnim szczeblem do prawa jazdy) może nie zatrzymać się przed znakiem STOP-u.
Jeśli zgadzamy się z tym że egzamin na prawo jazdy jest po to aby poprawić bezpieczeństwo uczestników ruchu drogowego to niestety ale pan egzaminator tego postulatu nie zrealizował. Nie nadaje się więc do tej pracy, a jego miejsce jest w zakładzie karnym.
Tez dalem sie na poczatku nabrac na medialne tytuly. Natomiast zwroccie uwage, iz to byl egzamin a nie kurs i egzaminator a nie insruktor. Prawo reguluje zasady zdawania i dopuszczenia do egzaminu. Nalezy postawic pytanie kto szkolil ta dziewczyne i kto wydal jej dokumenty uprawniajace do przystapienia do egzaminu? Ewidentnie naruszyla przez brak imiejetnosci przepisy ruchu drogowego. Narazila zycie czlowieka z ktorym jechala. Nie majac dostecznych umiejetnosci nie powinna byc dopuszczona do egzaminu co mogl stwierdzic tylko instruktor w szkole w ktorej robila kurs. To w tej szkole ktos majacy uprawnienia podpisal zgode na przystapienie tej dziewczyny do egzaminu. Pytanie czy prawidlowo ocenil jej imiejetnosci? Zycie zweryfikowalo to bardzo szybko. Nie osadzajcie tego egzaminatora, ktory ledwo uszedl z zyciem. Niedawno zdawalem egzamin na jedna z kategorii. Umiejetnosci wszystkich kolegow zdajacych nazwe jednym okresleniem - dramat. Nikt z nich nie zdal. Poczucie odpowiedzialnosci za innych uczestnikow ruchu u nich nie istnialo.
Sam sobie odpowiedziałeś. Większość zdających nie jest wystarczająco gotowych. Więc nie zdają, a za to co się dzieje, dopóki nie dostali prawka, odpowiada ten co siedzi obok. Ta pani zapewne była półprzytomna ze zdenerwowania, nieznana trasa, obcy facet, może inny samochód też. I nie ma wyboru, jeżdżąc samemu możemy unikać tras i warunków, w których nie czujemy się pewnie. Mało kto zdaje za pierwszym razem, też z tego powodu. Może by tak zresztą zrezygnować z takiego egzaminu, niechby decydowali szkolący czy jest gotowa czy nie. Egzamin w krótkiej formie mógłby tylko weryfikować, czy ten kurs to nie zupełna lipa, a kursant w ogóle umie kierować. Między nami, to chyba nikt po kursie nie jest w pełni gotowym kierowcą. Dalej dociera się i szkoli już sam, na własną odpowiedzialność, więc jeździ z początku, a czasem i do końca, bardzo ostrożnie, a bez dodatkowego stresu.
Pociąg ma na torach tak niski współczynnik tarcia, że do zatrzymania składu jadącego z prędkością 90 km/h potrzebuje ok. 1,5 KILOMETRA. W praktyce oznacza to, że kiedy maszynista widzi przeszkodę na torach, to nie ma już możliwości zatrzymania pociągu przed nią.