Ten paradoks łatwo rozwiązać. Wystarczy zauważyć, że można być braćmi również dalej od siebie, a upychanie wszystkich do Europy generuje niestety sytuacje konfliktowe.
Aha, to nie ma w Kościele ważniejszych problemów niż "nietolerancja" wobec masowej imigracji. Sprawa mafii sodomskiej została, której istnienie ujawnił abpa Vigano, odłożona ad calendas grecas, czyli do lutego. Nie ważne, że Europa wymiera, że aborcja zabija dziesiątki milionów, to pestka, najważniejsza jest akceptacja imigrantów i "globalne ocieplenie". Nie zamierzam pytać, jakie papież i biskupi mają kompetencje w dziedzinie tek przez siebie umiłowanej meteorologii, że stała się dla niektórych z nich ważniejsza od dbania o wiarę i moralność?