Karawana na półmetku
Po modlitwie w Polanowie ewangelizatorzy wybrali z trzech możliwych kierunków ten na Bobolice. Na nocleg zatrzymali się w Żydowie. Archiwum Domu Miłosierdzia Bożego

Karawana na półmetku

Brak komentarzy: 0

Katarzyna Matejek Katarzyna Matejek

GOSC.PL

publikacja 09.09.2017 10:35

Już prawie półmetek dwutygodniowej trasy Karawany Bożego Miłosierdzia. Mimo deszczu ekipa na rowerach wytrwale wiezie mieszkańcom wiosek i małych miejscowości orędzie Bożego miłosierdzia.

Ks. Radosław Siwiński, dyrektor Domu Miłosierdzia Bożego, który w niedzielę posłał na drogi diecezji 8 ewangelizatorów na rowerach i z dużym wizerunkiem Jezusa Miłosiernego (pisaliśmy o tym TUTAJ), mówi, że prowadzenie Bożej Opatrzności widać m.in. na rozwidleniach dróg.

Ewangelizatorzy bowiem modlą się na wielu skrzyżowaniach, pytając Boga, gdzie iść dalej. I czasem otrzymują nieoczekiwane wskazówki.

Wyruszyli w stronę Białogardu, a po kilku dniach trafili do Polanowa, akurat na pogrzeb mieszkańca Domu Bożego Miłosierdzia, który jeszcze kilka dni wcześniej serwisował przed startem rowery ewangelizatorów, oraz wózek, na którym umieszczono obraz Pana Jezusa.

- Tego nie można było zaplanować - przyznaje ks. Siwiński.

- Duch Święty wyraźnie nas prowadzi. Zmienia nasze plany. Chcemy jechać w jedną stronę, ale w sercach czujemy, że lepszy będzie inny kierunek, mniej uczęszczany - potwierdza Adrian Bohatkiewicz, kierownik Karawany.

- Tak było z wioską Dadzewo. Dotarliśmy do miejscowości, do której trudno trafić. I właśnie tam obficie wylała się Boża łaska. Ludzie wyszli nam na spotkanie, modlili się, dzieci chciały się z nami bawić, ciężko było się rozstać - opowiada ewangelizator.

Ewangelizacja to niełatwy chleb. Nie zawsze jest tak jak w Świeszynie, gdzie przyjęła ich cała wioska, bo akurat trafili na lokalną uroczystość.

- Do Świeszyna jechaliśmy z pragnieniem, by mówić o Bożym Miłosierdziu jak największej liczbie osób - relacjonuje Małgosia Łopacka i dodaje, że z tego powodu mówią o sobie dowcipnie "Łowcy.(kropka)Dusz". - I tak się stało. Bóg zgromadził mieszkańców wsi na festynie i posłał nas do nich. Wyglądało, jakbyśmy zostali wcześniej wpisani w plan parafiady.

Niektórzy widząc karawanę, wychodzą na drogę, pytają. Rozmowy nierzadko kończą się modlitwą - o uzdrowienie z nałogu lub choroby, rozwiązanie problemów.

- W niektórych wioskach nie widzieliśmy ludzi ani w oknach, ani na ulicach - przyznaje Adrian Bohatkiewicz. - Po ludzku wydawało się to nieekonomiczne: jedziemy, głosimy, ale nikt nas nie słucha. Potem, kiedy chodziliśmy po domach, okazywało się, że jest inaczej. Ludzie mówili: a to wy, którzy mówiliście przed chwilą o Jezusie Miłosiernym, którzy ciągniecie Jego obraz.

Jak sobie radzą z obawą, że nie znajdą noclegu? Modlą się. - I w ostatniej minucie, kiedy myślimy "co teraz", ktoś podchodzi do nas, przynosi jedzenie, zabiera na nocleg, oddaje nam połowę pasztetu ze swojej lodówki, pół bochenka chleba. Pan Bóg przekonuje nas: mamy nie zajmować się obawami. To On wszystkim kieruje mówi Adrian.

Karawana Bożego Miłosierdzia odwiedziła już m.in. Niekłonice, Manowo, Wyszewo, Dadzewo, Jacinki, Polanów, Żydowo.

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..
Autopromocja

Reklama

Reklama