Bez odpowiedzi pozostają pytania, dlaczego biskup Tyrawa nie zgłosił sprawy do Kongregacji? Dlaczego, mimo uzasadnionych podejrzeń (tocząca się sprawa w sądzie) wydał imienną misję do nauczania w szkole i dał pod opiekę ministrantów? Dlaczego w ogóle przyjął do siebie księdza, którego przeniesienie wynikało wprost z zarzutów o pedofilię? Samo tłumaczenie, że biskup nie ma sobie nic do zarzucenia, bo ksiądz Kania tylko łowił przyszłe ofiary, a samego czynu dopuścił się już w innej diecezji są zwyczajnie żałosne.
To powiedz jak sobie to wyobrażasz - czytelnicy GW składają zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez wszystkich księży pracujących w Polsce - i co w takiej sytuacji? Wg Ciebie wszyscy księża mają być na czas dochodzenia i ewentualnego procesu zamykani w lochach? Znane są przypadki fałszywych oskarżeń czy wydawania wyroków publicznych przez gazety.
Dekret papieski z 2001 mówi o "co najmniej uzasadnionym podejrzeniu". Tu mieliśmy do czynienia już nie tylko z podejrzeniem, ale ze sprawą sądową. Poza tym jakoś biskupi nie mają problemu np. z katechetami świeckimi, gdzie wystarczy anonimowy donos, że ktoś mieszka z dziewczyną bez ślubu. Znam kilkanaście przypadków odebranaia misji kanonicznej na takiej podstawie.
W świetle prawa sprawa cywilna przeciw biskupowi jest w sądzie. Sekielski o tym mówił, chciał nawet zamieścić tę sprawę w filmie, ale wstrzymał się do czasu wyroku. Ale obiecał, że będzie druga część dokumentu.
Już samo to, że mecenas reprezentujący bp Tyrawę w toczącym się procesie, wydaje oświadczenie w sprawie księdza sprawcy, oznacza to, że Kościół broni swoich hierarchów jak tylko się da, wykorzystując prawo. Wspomniany hierarcha jest wymieniany publicznie wśród innych biskupów zamieszanych w tuszowanie pedofilii księży. Przykre jest to, że hierarchia w całości nie poczuwa się do winy, chociaż przypadki molestowania nieletnich były już znane w Polsce, Wielki wstyd.
@Uważny Przykre jest to, że hierarchia w całości nie poczuwa się do winy." Co to znaczy "w całości". Jak ty komu coś ukradniesz, to cała rodzina ma pójść z tobą do więzienia? Co to za odpowiedzialność zbiorowa? O czym ty piszesz? Każdy odpowiada za siebie. Rozliczany jest winny, któremu winę się UDOWODNI a nie cała grupa, do której obwiniony należy. To co wypisujesz, to są brednie, które podnoszą poziom nienawiści. Nic więcej.
Jasne, bo przecież nie ma przesłanek, żeby facet, przeciw któremu toczy się sprawa o posiadanie dziecięcej pornografii, nie dostał misji do nauczania religii w szkole. Wyobrażacie sobie taka sytuację w przypadku nauczyciela, na którym ciążą zarzuty prokuratorskie? Mimo domniemania niewinności dyrektor ma prawo go zawiesić. Gdyby w analogicznym przypadku to dyrektor nie zawiesił nauczyciela, byłaby afera (słusznie) na cały kraj. Ale biskup Tyrawa nie ma sobie nic do zarzucenia. Nawet nie przeprasza za błędną decyzję.
Mam wrażenie, że to oświadczenie jest tak sformułowane ze strachu przed tym, aby jakiekolwiek stanowisko biskupa czy kurii nie przeszkodziło dowolnie w procesie cywilnym. Tylko, czy na pewno to jest właściwe postępowanie - zapierać się, byle nie zapłacić zadośćuczynienia ofierze?
wszystkich, których bolą grzechy cudze, chcę uświadomić i pośpieszyć z "pocieszeniem", że Pan Bóg nie wszystkich osądzi jednakowo. I księża mają w tej kwestii przerąbane... Dlatego zamiast ich osądzać i źle życzyć, proponuję modlitwę za nich. I skończcie z tą mową nienawiści!
A ja myślę, że lepiej pocierpieć już trochę za życia. Chrześcijańskie napomnienie da im szansę na nawrócenie i częściową pokutę już w tym życiu. Gdyby biskupi zapobiegawczo odsunęli od pracy kapłańskiej księdza, na którym ciążą zarzuty prokuratorskie, to ani kolejne dzieci nie zostałyby skrzywdzone, ani rzeczony ksiądz nie zapadałby się głębiej w bagno grzechu. A jak jakiś biskup czuje się niesprawiedliwie oskarżany, to może albo udowodnić to przedstawiając fakty o terminach zgłoszeń i postępowań kościelnych, albo otworzyć Pismo Św na Psalmie 35.
Ciekawe, kiedy wszyscy nasi biskupi zorientują się, że to już nie jakieś pro lewicowe zachodnie media i politycy "atakują" Kościół, tylko my, praktykujący wierni z ich własnych diecezji, mamy dość ich zakłamania. Mam nadzieję, że już ten czas nadchodzi, a nasza wspólnota zmieni się po tych skandalach na lepsze.
Jeśli po filmie Sekielskich mam nadal ze spokojnym sumieniem patrzeć jako ksiądz w twarz wiernym, przekona mnie do tego jedynie powołanie komisji z udziałem świeckich do badania nadużyć.
Lubimy w Kościele podkreślać, że Pan Bóg umie liczyć tylko do jednego. Że dla Niego nie ma tłumów, że każdy człowiek istnieje osobno. Głosimy, że tylko w świetle naszej wiary każdy jest chciany przez Boga, że takie właśnie przesłanie Biblia wniosła do kultury świata. I co robimy z tą jedną, jedyną, a zarazem zranioną w Kościele i przez Kościół niepowtarzalną osobą? W czyich rękach są owe Jezusowe owce? Co mają myśleć o duchownych rodzice, prowadzący w tych dniach dzieci do Pierwszej Komunii Świętej, po tym, jak zobaczyli wstrząsający film dokumentalny „Tylko nie mów nikomu”?
Tam, gdzie wykorzystywane bywa dziecko, czyjeś oczy są z definicji zamknięte. To pewnik. Chyba wszystko, co było do obnażenia w tej kwestii, obnażył właśnie ten film, bo w nim wszystko dzieje się na naszych oczach. Mamy ofiary, sprawców i tych, którzy tych drugich chronili i chronią, a więc instytucję – zamknięte nie tylko oczy, ale związane języki i nieczułe serca. Czy tak wolno reagować na krzywdę ofiar, równocześnie „zasłaniając się” Bogiem, głosząc Ewangelię i sprawując Eucharystię? Czego więcej trzeba, by pozbyć się złudzeń, że polski Kościół opornie wprowadza wytyczne Watykanu, i że nawet jeśli te zmiany zachodzą – to nie zmieniają mentalności hierarchów i duchownych oraz tych katolików, którzy racjonalizują ich zachowania? „Milczenie” biskupów w tym filmie mówi więcej niż jakiekolwiek deklaracje Episkopatu czy potrzebne, ale indywidualne komentarze hierarchów po jego obejrzeniu.
Jeśli mam nadal wierzyć ich słowom i ze spokojnym sumieniem patrzeć jako ksiądz w twarz wiernym, to przekona mnie do tego jedynie powołanie specjalnej mieszanej (z udziałem świeckich) Komisji wewnątrzkościelnej do badania nadużyć ze strony duchownych. W przeciwnym wypadku nie dojdzie do strukturalnej zmiany w stosowaniu mechanizmów zapobiegania przestępstwom i ochrony ofiar. Nie bez powodu jeden z „czarnych bohaterów” filmu to hierarcha, który zablokował pomysł powołania takiej komisji. Albo mamy jeden Kościół wszystkich ochrzczonych, duchownych i świeckich, albo Kościół Episkopatu i „reszty”. Sęk w tym, że ten drugi (do)prowadzi do wewnętrznej schizmy, bo tylko ten pierwszy jest Chrystusowy. Pierwsze reakcje na film pokazują, że ludzie już ten podział widzą i sami domagają się, by hierarchowie byli spójni w tym, co deklarują, z tym, co robią, bo skończyła im się cierpliwość w „słowo biskupa” przyjmowane na wiarę. A młodym ludziom nie wystarczy opowiadanie o chwalebnej przeszłości naszego Kościoła, skoro przed oczami mają teraźniejszość zaprzeczającą Ewangelii. Tamte czasy się skończyły, nawet jeśli nie wszyscy się z tym godzą.
Nie bez kozery ktoś rzucił złośliwie, „że nawrócić księdza, to jak próbować wyprostować ogon świni”. Gdy patrzy się na reakcje duchownych – i nie mam tu na myśli tylko sprawców, ale ich kolegów w koloratkach – to widać, że mamy do czynienia nie tylko z masywnymi zaprzeczeniami, racjonalizacjami i innymi mechanizmami obronnymi, ale z czymś więcej. Ten film obnażył ich ludzkie zepsucie. „Nikt mi tu nie podskoczy” – deklaruje jeden z nich, chroniąc skazanego duchownego pod swoim dachem.
To tylko lżejsza postać tej degrengolady. Wyżsi rangą duchowni, tworzący peany na cześć przestępców w koloratkach, to już niestety ciężka duchowa choroba. A mimo to ciągle nas pouczają, znieczuleni na swoją chorobę. Nie wiem, ile kościelnej morfiny trzeba sobie wstrzyknąć, aby być do tego zdolnym.
To nie głos biskupów, lecz głos ofiar jest głosem Boga. Skoro z Jego owczarni czynimy stado dla wilków w koloratkach, On przyjdzie ze swoją odsieczą. Nam pozostaje trwać w Kościele zbudowanym na Jezusie, a nie na księżach, i robić wszystko, aby do takich tragedii nie dochodziło, a zranione owce nie czuły na sobie spojrzenia wilków w koloratkach.
Lubimy w Kościele podkreślać, że Pan Bóg umie liczyć tylko do jednego. Że dla Niego nie ma tłumów, że każdy człowiek istnieje osobno. Głosimy, że tylko w świetle naszej wiary każdy jest chciany przez Boga, że takie właśnie przesłanie Biblia wniosła do kultury świata. I co robimy z tą jedną, jedyną, a zarazem zranioną w Kościele i przez Kościół niepowtarzalną osobą? W czyich rękach są owe Jezusowe owce? Co mają myśleć o duchownych rodzice, prowadzący w tych dniach dzieci do Pierwszej Komunii Świętej, po tym, jak zobaczyli wstrząsający film dokumentalny „Tylko nie mów nikomu”?
Tam, gdzie wykorzystywane bywa dziecko, czyjeś oczy są z definicji zamknięte. To pewnik. Chyba wszystko, co było do obnażenia w tej kwestii, obnażył właśnie ten film, bo w nim wszystko dzieje się na naszych oczach. Mamy ofiary, sprawców i tych, którzy tych drugich chronili i chronią, a więc instytucję – zamknięte nie tylko oczy, ale związane języki i nieczułe serca. Czy tak wolno reagować na krzywdę ofiar, równocześnie „zasłaniając się” Bogiem, głosząc Ewangelię i sprawując Eucharystię? Czego więcej trzeba, by pozbyć się złudzeń, że polski Kościół opornie wprowadza wytyczne Watykanu, i że nawet jeśli te zmiany zachodzą – to nie zmieniają mentalności hierarchów i duchownych oraz tych katolików, którzy racjonalizują ich zachowania? „Milczenie” biskupów w tym filmie mówi więcej niż jakiekolwiek deklaracje Episkopatu czy potrzebne, ale indywidualne komentarze hierarchów po jego obejrzeniu.
Jeśli mam nadal wierzyć ich słowom i ze spokojnym sumieniem patrzeć jako ksiądz w twarz wiernym, to przekona mnie do tego jedynie powołanie specjalnej mieszanej (z udziałem świeckich) Komisji wewnątrzkościelnej do badania nadużyć ze strony duchownych. W przeciwnym wypadku nie dojdzie do strukturalnej zmiany w stosowaniu mechanizmów zapobiegania przestępstwom i ochrony ofiar. Nie bez powodu jeden z „czarnych bohaterów” filmu to hierarcha, który zablokował pomysł powołania takiej komisji. Albo mamy jeden Kościół wszystkich ochrzczonych, duchownych i świeckich, albo Kościół Episkopatu i „reszty”. Sęk w tym, że ten drugi (do)prowadzi do wewnętrznej schizmy, bo tylko ten pierwszy jest Chrystusowy. Pierwsze reakcje na film pokazują, że ludzie już ten podział widzą i sami domagają się, by hierarchowie byli spójni w tym, co deklarują, z tym, co robią, bo skończyła im się cierpliwość w „słowo biskupa” przyjmowane na wiarę. A młodym ludziom nie wystarczy opowiadanie o chwalebnej przeszłości naszego Kościoła, skoro przed oczami mają teraźniejszość zaprzeczającą Ewangelii. Tamte czasy się skończyły, nawet jeśli nie wszyscy się z tym godzą.
Nie bez kozery ktoś rzucił złośliwie, „że nawrócić księdza, to jak próbować wyprostować ogon świni”. Gdy patrzy się na reakcje duchownych – i nie mam tu na myśli tylko sprawców, ale ich kolegów w koloratkach – to widać, że mamy do czynienia nie tylko z masywnymi zaprzeczeniami, racjonalizacjami i innymi mechanizmami obronnymi, ale z czymś więcej. Ten film obnażył ich ludzkie zepsucie. „Nikt mi tu nie podskoczy” – deklaruje jeden z nich, chroniąc skazanego duchownego pod swoim dachem.
To tylko lżejsza postać tej degrengolady. Wyżsi rangą duchowni, tworzący peany na cześć przestępców w koloratkach, to już niestety ciężka duchowa choroba. A mimo to ciągle nas pouczają, znieczuleni na swoją chorobę. Nie wiem, ile kościelnej morfiny trzeba sobie wstrzyknąć, aby być do tego zdolnym.
To nie głos biskupów, lecz głos ofiar jest głosem Boga. Skoro z Jego owczarni czynimy stado dla wilków w koloratkach, On przyjdzie ze swoją odsieczą. Nam pozostaje trwać w Kościele zbudowanym na Jezusie, a nie na księżach, i robić wszystko, aby do takich tragedii nie dochodziło, a zranione owce nie czuły na sobie spojrzenia wilków w koloratkach.