Ciekawe co by się stało, gdyby ktoś się "przyznał" do rzekomego dopingu, a w rzeczywistości by go nie stosował? Czy odpowiednie służby i instytucje, które to badają byłyby w stanie to "udowodnić"? Jeśli ktoś jest oskarżany o "branie" i są na to jakieś "dowody", a on "przysięga", że nie brał (potem w końcu się przyznaje), to równie dobrze można zrobić "szopkę" z odwrotną sytuacją.