Kard. Müller swoją wiarygodność stracił będąc na czele kongregacji wiary kiedy na swoim biurku piętrzyły się sprawy pedofilii nie zajmował się tym i nie przekazywał swojej wiedzy papieżowi. Teraz zwolniony przeniósł swoją energię na krytykowanie niby biskupów niemieckich ale w rzeczywistości uderza w papieża. Ten portal jest jedyny który co jakiś czas publikuje jego krytyki z nadzieją że można wrócić do czasów przedsoborowych, kiedy wszystko w kościele było lepsze. Pędzącego pociągu nie może jeden zatrzymać i to jest dobrze.
To nie jest problem powrotu do czasów przed SVII. To jest problem odejścia od nauczania SVII. Dwa przykłady, czyli praktyczne uznanie że konfesjonał jest zbędnym meblem w kościołach oraz że małżeństwo nie jest już dozgonnym związkiem kobiety z mężczyzną to nie jest droga SVII, lecz droga zaprzeczająca dokumentom SVII. Tak samo jak głoszenie emocji zamiast kerygmatu.
W dobie europejskiej laicyzacji kościoły lokalne szukają na nowo swych dróg i na nowo próbują definiować choćby pojęcia moralne aby nadążyć za światem. Tyle tylko, że taka droga nie prowadzi do zapełniania ław kościelnych, ale do większej pustki w kościołach. Wiara katolicka, ta rzeczywista nie jest ani łatwa, ani światowa. Nie ma na celu zapewnienia szczęścia tutaj na ziemi. Wręcz przeciwnie, człowiek wiary zawsze i bez wyjątku idzie drogą krzyża. Niestety współcześni katolicy wolą wiarę emocjonalną, łatwą i przyjemną, a gdy przychodzi krzyż to ratują się ucieczką. A kościoły lokalne jak widać na przykładzie choćby Niemiec wolą taką ucieczkę pochwalać, zamiast przypominać o trudzie bycia katolikami.
Rolę kościoła katolickiego przejmują różnego rodzaje sekty które potrafią więcej swoich wyznawców na sobotnio-niedzielne nabożeństwa zmobilizować. One mają procentowo wyższy odsetek młodych i co ważne członkowie tych wyznań są płciowo równouprawnieni i są prawdziwą wspólnotą jak kiedyś kościół katolicki na samym początku istnienia. Póki zarówno młodzież jak i kobiety nie będą miały możliwości współdecydowania (rządzenia) w tym kościele, będzie to tylko kościół coraz starszych wiernych ale na pewno nie żywych i młodych. Patrząc na Amerykę południową zjawisko to jest coraz bardziej widoczne. Tam są wszyscy katolikami ale w niedzielę duża ich cześć jest na różnego rodzaju spotkania ewangelijnych. Moje miasto posiada 12 kościołów katolickich 14 protestanckich ale te świecą pustkami nawet Muzułmanie z ich czterema domami modlitw są nie do połowy pełne, za to w moim mieście jest aż 80 różnych sekt które mają problemy lokalowe by pomieścić wszystkich swoich zwolenników. Czyli nie dyscyplinowanie swoich wiernych ale poważne traktowanie i równouprawnienie ich będzie w przyszłości decydowało jaki kościół przeżyje.
Zarówno kościoły protestanckie jak i wiele katolickich pustoszeją właśnie przez tzw. słuchanie wiernych i licytację kto zapewni więcej szczęścia. Tyle że na tej drodze nie da się przebić rożnych sekt w których domorośli liderzy obiecują każdemu szczęście wg prywatnych ich wizji. Kościół aby stać się na powrót wiarygodnym musi wrócić do nauczania kerygmatu, bardzo trudnego i wymagającego kerygmatu, a nie głosić szczęśliwość wszelaką. I wybacz, ale młodzi ludzie muszą poznać czym jest relacja Mistrz-uczeń, inaczej nie mają szans przyjąć wiarę katolicką. Eksperymenty jakie dziś proponuje się młodym, w tym budowanie emocjonalnej papki zamiast wiary procentują jedynie pustymi kościołami. I tak jest i w Niemczech i tak będzie w Polsce jak pokolenia dziś starszych wiernych odejdą do Pana.
Alexy Neudorf przyszedłeś tutaj z prawdziwej wiary na sekty nas nawracać ? człowieku nie masz pojęcia co to znaczy prawdziwie wierzyć w naszej wierze, popatrz na męczenników za wiarę, a może wtedy coś zrozumiesz, bo żal bierze człowieka nad Twoim myśleniem.
Ale relacja Mistrz-uczeń nie zaprzecza aby być sługą braci. Warto zobaczyć jak to działa choćby w zakonach monastycznych, albo jak to opisał św. Benedykt.
Do "Tomaszl" Ty przedstawiasz Twój punkt widzenia który w Twojej młodości jeszcze imponował, mnie też ale widząc powszechne angażowanie się młodych w pracę ekologiczną, albo wspieranie dzieci migrantów w nauce, czy popieranie takich po za kościelnych organizacji jak Lions Club wierzę że ci młodzi trafią kiedyś do tych kościołów które ich dzisiaj po prostu ignorują i nie pozwalają im aktywnie uczestniczyć. Ci młodzi jednak nie rozumieją dlaczego kapłaństwo jest tylko dla mężczyzn a nie kobiet, nie rozumieją celibatu choć widzą że tylko nie liczni tego przestrzegają a przede wszystkim widzą hierarchów kościelnych którzy nie żyją ewangelią tylko ją na sucho bez przekonania przekazują. W Niemczech są te kościoły pełne w których są prawdziwi wiarygodni duszpasterze, którzy potrafią głosić kazania ale też wyjaśnić np. znaczenie całej liturgii nawet modlitwy "Ojcze nasz" czy Credo, którzy mają otwarte uszy na bolączki dzieci i młodzieży, organizują korepetycje dla dzieci a w niedzielę po mszy organizowane są spotkania przy kawie albo i jakiejś zakąski z różnych stron świata. Ksiądz to tylko nadzoruje ale młodzież i dorośli sami wnoszą idee i pracę. Tak powinna wyglądać żywa parafia. W tej parafii jest zarówno polska, włoska, afrykańska jak i tamilska misja katolicka co wszystkich jednak bardzo dziwi to brak jakiegokolwiek angażowania się w to życie kościoła tej polskiej misji katolickiej ale i tu ma się nadzieję że to się kiedyś poprawi. Jestem może i za wielkim optymistą ale wierzę że im wcześniej tym kościołem rządzić będą młodzi mężczyźni i kobiety tym szybciej zażegna się zniknięciu kościoła z życia publicznego. Nauczanie ewangelii bez życia ewangelią jest ziarnem które spadło na skałę.
Widziałem w mojej parafii to zaangażowanie młodych - jak szybko przyszli, tak szybko odeszli. Nie z winy księży, ale z faktu, że wspólnota to nie konkurs piękności dla liderów, czy też nie miejsce realizacji własnych pomysłów nie związanych z Kościołem.
I taka ciekawostka z mojego podwórka - liderkami większości parafialnych, działających i dynamicznych wspólnot są u nas kobiety. Więc i druga Twoja teza nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością.
@ALEXY NEUDORF, TOMASZL. Wydaje mi się, że Wasze stanowiska mogą się zgadzać. Wprowadzanie w liturgię, Credo, nauka modlitwy - dodam itd. to wprowadzanie do osobistej, pogłebionej wiary, do spotkania i doświadczania Boga, Jego pomocy, doświadczanie nawracania się. A to skutkuje czynami. Z drugiej strony,, nauczanie ma formować sumienia i podawać zasady, a nie gotowe, "jedynie słuszne" rozwiazania. Inaczej mamy ideologię, albo wręcz "świecką wiarę", nietolerancyjną, zaślepioną, mamy odsądzanie od czci i wiary tych, którzy nie chcą całego pakietu. I ode mnie: pokora, uznanie własnej grzeszności (i omylności! ), radość i pokój "nie z tego świata" - czy nie tego nam wszystkim brakuje?
Tak samo jak głoszenie emocji zamiast kerygmatu.
Wiara katolicka, ta rzeczywista nie jest ani łatwa, ani światowa. Nie ma na celu zapewnienia szczęścia tutaj na ziemi. Wręcz przeciwnie, człowiek wiary zawsze i bez wyjątku idzie drogą krzyża. Niestety współcześni katolicy wolą wiarę emocjonalną, łatwą i przyjemną, a gdy przychodzi krzyż to ratują się ucieczką. A kościoły lokalne jak widać na przykładzie choćby Niemiec wolą taką ucieczkę pochwalać, zamiast przypominać o trudzie bycia katolikami.
Kościół aby stać się na powrót wiarygodnym musi wrócić do nauczania kerygmatu, bardzo trudnego i wymagającego kerygmatu, a nie głosić szczęśliwość wszelaką.
I wybacz, ale młodzi ludzie muszą poznać czym jest relacja Mistrz-uczeń, inaczej nie mają szans przyjąć wiarę katolicką. Eksperymenty jakie dziś proponuje się młodym, w tym budowanie emocjonalnej papki zamiast wiary procentują jedynie pustymi kościołami. I tak jest i w Niemczech i tak będzie w Polsce jak pokolenia dziś starszych wiernych odejdą do Pana.
I taka ciekawostka z mojego podwórka - liderkami większości parafialnych, działających i dynamicznych wspólnot są u nas kobiety. Więc i druga Twoja teza nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością.