Przykre, że katolicki biskup doszukuje się na siłę antysemityzmu tam, gdzie go nie ma. Jedyna pociecha w tym, że być może za jakiś czas jednak sprawa wróci "na wokandę". Miną lata , o Gilbercie Chestertonie będziemy pamiętać jeszcze długo, a tchórzliwego biskupa Doyla nie będzie pamiętał nikt.
Mam taka teorie, byc moze bledna, ze w procesie beatyfikacyjnym o swojej swietosci dowodzi sam swiety. Przykladowo musi sie dokonac cud za jego wstawiennictwem, a urzednicy koscielni jedynie to potwierdzaja. Moze wiec trzeba czekac az sam Chesterton sie o siebie upomni.