Co powiedziałby terapeuta Kościołowi, gdyby on, jako pacjent, zawitał w jego gabinecie?
Andrzej Duda podkreślił, że niektóre wypowiedzi szefa MSZ wzbudziły jego niesmak.
Filip Dębowski podpowiadał uczestnikom Festiwalu Kariery 2024, jak zadbać o higienę cyfrową.
Ale wspomnę o czymś, o czym Autor akurat nie mówi: wydaje mi się, że po części to zgubiliśmy, a po części to "coś" zostało przytłoczone tonami infantylnych pieśni kościelnych. Czy można zachwycić się Tajemnicą, śpiewając często - za przeproszeniem - przesłodzone i monotonne teksty z naciąganymi rymami "byle było"? Oczywiście można znaleźć sporo pięknych starych pieśni, gdzie dawny język nie razi, bo w swojej konwencji są one wartościowe i nie zostały napisane "na szybko". Ale jest też wiele tekstów, które spłaszczają niesamowitą głębię relacji człowieka z Bogiem. I myślę, że podobnie jak powtarzanie choćby wersetu z Pisma Świętego w medytacyjnych kanonach z Taize sprawia, że coś się w nas otwiera, tak też powtarzając setki razy teksty typu "stańmy wszyscy pięknym kołem i uderzmy przed Nim czołem" czy "Pan Jezus już się zbliża, już puka do mych drzwi" zamykamy sobie uczucia na doświadczenie zadziwienia, zachwytu, szacunku dla wielkości Tego, którego spotykamy. Może inni mają więcej szczęścia do parafii, gdzie śpiewa się pieśni pełne ducha. Ale myślę, że gdyby ogólnie w polskich kościołach więcej było tekstów jak te śpiewane choćby u dominikanów w Krakowie, bylibyśmy innymi ludźmi. Żyjąc w XXI wieku, nie przeżywamy już naszej wiary tak jak przodkowie z wieków ubiegłych - a w śpiewie na Mszy świętej często jesteśmy zmuszeni wyrażać ją nadal po liniach, które są nam coraz bardziej obce.
PS. Akurat "Pan Jezus już się zbliża" jest piękne i mądre, wystarczy się wsłuchać ;)
Mnie się wydaje, że sekularyzacja i popularność widowiskowych, charyzmatycznych liturgii idą w parze, są awersem i rewersem tego samego procesu. Im mniej powszechnego szacunku do mszy "zwykłej", tym więcej w społeczności wiernych potrzeby "cudu". Widać ten proces - spadek liczby wiernych na niedzielnych mszach i coraz większe zainteresowanie charyzmatycznymi formami duchowości. No ale cóż, skoro można być katolikiem i nie odczuwać ŻADNEJ potrzeby niedzielnej eucharystii (statystyki wskazują, że nasz Kościół składa się głównie z wiernych o takiej postawie)...
Często za to zniechęcenie do mszy winimy księży, Sobór, lewicę, prawicę. A może problem tkwi w tym, że nie sami nie dość uważnie wsłuchujemy się w modlitwy mszalne, czytania, Credo, że mszę traktujemy bezrefleksyjnie? Jeśli coś traktujemy bez powagi, uważności, skupienia, to prędzej czy później nasza energia się wypali.
Głośno też jest a czasem i co fajnego zaśpiewają a nawet zatańczą.