Mała mnie odwiedziła, wspomnienia, relacje, opowieści – i jej, i moje. Prawie na odjezdnym zapytała: „Wujku, masz kogoś, kto by codziennie do ciebie zadzwonił?”
Jak to się dzieje, że śmierć pustoszy wielkie miasta i całe krainy? Zemsta bogów czy kara Boga wymierzona niesprawiedliwym?
Ile minut trzeba, by kontakt (jeśli już istnieje) podtrzymać? Ile czasu potrzeba, by nawiązać?
Zakładamy, że on powinien nas zrozumieć. On zaś nie rozumiejąc – protestuje.
Mało mi głowy nie urwali, ale za moment wszystko się rozluźniło. Narobiłem wrzasku. Pierwszy raz w życiu.
Kolędami, modlitwą, wołaniem do tajemnicy Przychodzącego Boga o pokój się błaga. Tu nie wolno wyśpiewywać złości, żądań...
„Życie to czas wchodzenia na górę, ale też czas schodzenia z niej”.
Takie chyba mamy czasy, w których gadanie (właśnie, gadanie – nie mówienie) jest na wierzchu. Słuchać, ani się wzajemnie szanować nie potrafimy.
Spotkaliśmy się przy stoisku z papryką. „Wie ksiądz, w polityce jeszcze gorzej”.
To nie jest tak, że jesteśmy Europejczykami, a dopiero potem jakieś fatum uczyniło nas Polakami (lub tylko mieszkańcami nadwiślańskiego kraju...)