Członkowie Kościoła ewangelicko-luterańskiego wybierali przedstawicieli do rad parafialnych i biskupich oraz delegatów do parlamentu
W zeszły czwartek kilku tysięcy lewicowych działaczy w Szwecji odebrało telefon i usłyszało płynący z taśmy głos premiera Gorana Perssona namawiający ich do pójścia do kościoła. Powodem nie była chęć pogłębiania wiary, lecz wybory do Zgromadzenia Kościelnego. Zgromadzenie decyduje niemal we wszystkich sprawach Kościoła i jest wybierane w bezpośrednich wyborach, podobnie jak parlament. Ugrupowania polityczne traktują je bardzo poważnie, gdyż do Kościoła luterańskiego należy 80 proc. Szwedów. Wprawdzie frekwencja wynosi w nich kilkanaście procent, ale jest to najważniejszy test dla polityków przed wyborami parlamentarnymi. A najbliższe odbędą się już w przyszłym roku. Przed wyborami kościelnymi toczyła się najzwyklejsza kampania polityczna. Rządzący socjaldemokraci, którzy w sondażach przegrywają z centroprawicową opozycją, różnymi sposobami starali się zmobilizować swoich zwolenników. Bez skutku. Partie rządzące (socjaldemokracja, zieloni i lewica socjalistyczna) odnotowały gorszy wynik niż cztery lata wcześniej. Jedynym pocieszeniem jest dla premiera również słabszy wynik centroprawicowych ugrupowań opozycyjnych. Być może wybory te przejdą do historii jako ostatnie, w których oddawano głos na partie polityczne. Zdecydowana większość Szwedów opowiada się za nieingerowaniem polityków w wewnętrzne sprawy Kościoła. Według ostatnich sondaży aż ośmiu na dziesięciu ankietowanych nie chce, aby rządzili oni Kościołem. - Oczywiste jest, że do wyborów władz kościelnych nie powinny się mieszać partie polityczne - uważa Henrik Toremark, konsultant ds. komunikacji z organizacji Otwarty Kościół - Kościół dla Wszystkich. Podobne zdanie ma szef Młodzieżowego Związku Moderatów Thomas Idergard. Do 2000 roku Kościół miał w Szwecji status urzędu państwowego. Był traktowany na równi z radami samorządowymi czy gminami. Dlatego partie polityczne walczyły ze sobą o mandaty w Kościele. Mimo rozdziału Kościoła od państwa sytuacja się nie zmieniła. Decyzje podejmuje nadal struktura partyjno-polityczna, którą Idergard nazywa "dziwnym reliktem starego systemu". - Już samo podejrzenie, że wyborami w Kościele sterują czynniki polityczne, sprawia, iż przestaje być on wiarygodny. Między innymi w kwestii ochrony godności człowieka czy praw uchodźców - stwierdził w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Henrik Toremark. Jest on przekonany, że z czasem na pewno się to zmieni. Na przykład w kontrowersyjnej kwestii błogosławienia par osób tej samej płci Kościół, który został przecież rozdzielony od państwa, powinien sam móc zająć stanowisko opierając się na Biblii, a nie na programie partii. W niedzielnych wyborach do władz kościelnych mógł wziąć udział każdy, kto ukończył szesnaście lat. Jednak do urn poszło zaledwie dwanaście procent uprawnionych. Wierni masowo opuszczają Kościół ewangelicko-luterański. Tylko w zeszłym roku odeszło z niego osiemdziesiąt tysięcy osób.
Chodzi o wypowiedź Franciszka ze spotkania z włoskimi biskupami.
"Całe państwo polskie działało wspólnie na rzecz pana uwolnienia"
Ponad trzy tygodnie temu wojsko Izraela rozpoczęło ofensywę na to miasto.
TOPR ewakuowało 15 turystów nieprzygotowanych na warunki na szlaku.