Algier. To tutaj Kard. Lavigerie, ówczesny arcybiskup Algieru, zdecydował się założyć wspólnotę w 1868r., która zajęłaby się pracą z ludnością lokalną. To tutaj snuł on marzenia o ewangelizacji Czarnego Lądu. Stąd miał zamiar wysłać swoich misjonarzy w głąb Afryki. Miejscem, o którym wiele mówiono było tajemnicze Tombouctou (Timbuktu, w dzisiejszym Mali) po drugiej stronie Sahary. Tam też czekały miliony dusz na Dobrą Nowinę o zbawieniu.
Grób o. Paulmier, o. Menoret i o. Bouchand
Podróż pierwszej karawany nie trwała długo. Ojcowie wyruszyli 15 stycznia 1876 z Metlili (40km od Ghardai). Zamierzali przemierzyć ogrom pustyni, udając się na południe w stronę Timbuktu. Zginęli tragicznie około 21 stycznia w okolicach El Golea,
Wieści o śmierci ojców z pierwszej karawany zasmuciły wszystkich. Dochodzenie w sprawie ich zabójstwa zostało zlecone ojcu Richard, który był przełożonym misji w Ouargla i Ghadames.
W lutym 1879 r. wysyła on na miejsce zabójstwa, dwóch emisariuszy, aby zbadać i wyjaśnić okoliczności ich śmierci.
W zamian za 1500 franków i jeden dzień marszu przez pustynię, emisariusze o. Richard’a, zostali doprowadzeni do miejsca, gdzie znajdowały się szczątki ojców - męczenników. Widok, jaki zastali na tym miejscu to kilka książek – jedne na pół spalone, inne zupełnie nie naruszone, rozbity kamień ołtarzowy, dwie otwarte skrzynie, porozrzucane, niedopalone kości, dwie nadpalone czaszki, ale jednak prawie nienaruszone. To było wszystko.
Nie zadowolono się zamordowaniem misjonarzy, chciano się ich pozbyć kompletnie przez spalenie ciał. Wysłannicy o. Richard’a zdobyli słowne relacje ludności z tej tragicznej historii, w tym nawet jednego z samych oprawców, Tuarega El-Ouhiny. Zrelacjonował on im to zdarzenie. Ojcowie i ich towarzysze podróży właśnie skończyli jeść obiad w radosnej jak zwykle atmosferze. Niemniej jednak śmierć misjonarzy została zaplanowana na ten właśnie dzień. Tuaregowie “podzielili się” ojcami.
Ojciec Paulmier szedł na przedzie karawany w towarzystwie El-Ouhiny. Ojcowie Menoret i Bouchand podążali w pewnej odległości za nimi, w towarzystwie El-Mounir’a i Iddy. El Ouhiny, rozmawiając z ojcem Paulmier, wyciągnął swą szablę i podziwiając ją, zaczął nią wywijać, aż w końcu uderzył ojca Paulmier w głowę.
El-Mounir, chwyciwszy swój pistolet, wystrzelił w ojca Bouchand, który padł martwy. W tym samym momencie ojciec Menoret został ugodzony sztyletem. Nie umarł jednak od razu. Podniósł się i chciał uciekać. Wszyscy Tuaregowie podążyli za nim, a dogoniwszy go zadali mu kilkakrotne ciosy szablą i sztyletem, aż do momentu kiedy osunął się na ziemię. Ale wciąż żył. Aby go dobić, poderznięto mu gardło.
Pozostał jeszcze ów Chaambi: maszerował jeszcze jakiś czas z Tuaregami, którzy nie chcieli go zabić. Ale jeden z tych, którzy opowiadali to zdarzenie, a którego kuzyn został zamordowany poprzedniego roku przez ludzi z plemienia Chaamba, z Metlili, chciał się na nim pomścić za swego kuzyna.
Stało się to w dość dużej już odległości od miejsca zabójstwa ojców. Szczegóły, które otrzymali wysłannicy o. Richard’a na temat losu zamordowanych misjonarzy, zostały przez niego przekazane naszemu Założycielowi, Kardynałowi Lavigerie. Pisał on w swoim raporcie: "To w El-Maksa, niedaleko od Oued Mya, ojcowie zostali zamordowani. Dla mnie, z tego opisu śmierci, któremu myślę, że mogę zaufać, wynika że: po pierwsze - głowa ojca Paulmier, przecięta na pół, została strawiona całkowicie przez płomienie, tak więc nie jest rzeczą dziwną, że jej nie odnaleziono; po drugie – ciało Chaambi Bou-Bekkera, wcale nie musiało być przyniesione z oddalonego miejsca, aby być spalonym wraz z ciałami ojców. W końcu, jest oczywistym, że ojcowie wcale nie byli spaleni przez Tuaregów ale przez Chaamba - Madhy, którzy nie chcąc być oskarżeni o współudział w zabójstwie, pragnęli całkowicie pozbyć się zwłok z ich terytorium. Tak więc dwie odnalezione czaszki, to głowy ojca Bouchand i ojca Menoret. Co do reszty szczątków, to musiały być one już wymieszane i należy je uznać za szczątki tych trzech misjonarzy" (List datowany 27 stycznia 1879 r., wysłany przez o. Richard’a do Kard. Lavigerie);
"Wierzę, że szczątki są autentyczne - kończy o. Richard w swym sprawozdaniu. -
W ten sposób pozostanie pewna niejasność; Sahara zachowa pewną część historii w sekrecie; z tej zasadzki tuareskiej, wydarzenia pierwszego miesiąca 1876 r., niektóre szczegóły pozostaną na zawsze niewyjaśnione.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.