Amerykańsko-brytyjsko-francuski atak na Syrię w mediach amerykańskich.
Aby naprawdę powstrzymać barbarzyństwo, jakim jest użycie przez reżim Baszara el-Asada broni chemicznej "potrzeba szerszej strategii niż jeden atak militarny" - ocenia dziennik "Wall Street Journal" w artykule redakcyjnym opublikowanym w sobotę.
"WSJ" przyznaje, że "amerykańsko-francusko-brytyjskie uderzenie na Syrię było usprawiedliwioną odpowiedzią na to, co prezydent Donald Trump nazwał +barbarzyństwem+". Jednak nasuwa się pytanie czy jest to kolejna jednorazowa próba ukarania Asada czy też wstępny etap szerszej strategii mającej przeciwdziałać próbie zdominowania Bliskiego Wschodu przez "oś Asad-Rosja-Iran" - pisze "WSJ". Kolejny atak na Syrię nie wystarczy, aby - jak oświadczył prezydent Trump w swoim przemówieniu w piątek wieczorem - "zrealizować cel, jakim jest zdecydowane odstraszenie przed (...) rozprzestrzenianiem i użyciem broni chemicznej" - ocenia dziennik. Aby do tego doprowadzić - pisze "WSJ" - Damaszek, "a przede wszystkim jego irańscy i rosyjscy protektorzy muszą zdawać sobie sprawę, że zapłacą cenę za wspieranie poczynań Asada".
"Prezydent Trump miał rację, kiedy zapytał Rosję i Iran (w przemówieniu) w piątek: +Jaki naród chce być powiązany ze zbiorowym mordowaniem niewinnych mężczyzn, kobiet i dzieci?+" - ocenia dziennik. "Dobre pytanie, ale mamy nadzieję, że prezydent Trump nie oczekuje, że Kreml bądź Teheran zareagują po jednorazowym ataku" - kontynuuje "WSJ". Dziennik nie wyklucza, że "wszystko skończy się na krzykach protestu ze strony Rosji i oczekiwaniu na to, że Stany Zjednoczone przestaną się interesować (Syrią)". Jednak można też oczekiwać, że "Rosja i Iran, które zbyt dużo zainwestowały w Asada, aby się wycofywać bez groźby, że będą musiały zapłacić wyższą cenę(...). Mogą od Morza Śródziemnego do Bałtyku szukać okazji do odpowiedzi" na ostatni atak USA, Francji i Wielkiej Brytanii.
"WSJ" apeluje, by ataki na syryjskie ośrodki produkcji i magazynowania broni chemicznej był poparte szerszą strategią wobec "osi Asad-Rosja-Iran"; ostrzega, że "Zachód od Morza Śródziemnego do Bałtyku powinien mieć się na baczności" z powodu groźby rosyjskiej i irańskiej odpowiedzi na sobotni atak.
***
Ataki rakietowe i lotnicze Zachodu na syryjskie zasoby broni chemicznej mogły być karą spadającą z nieba, ale nie wpłyną w sposób zasadniczy na zmniejszenie potencjału machiny wojennej, której główne bazy, zapasy broni i personel pozostały nienaruszone - ocenia amerykańska agencja Associated Press. Mogą one natomiast unaocznić niezdolność (Zachodu) do zablokowania marszu prezydenta Baszara el-Asada do głoszonego zwycięstwa w wojnie domowej. Może on przy tym nadal zaprzeczać, że użył zakazanej broni, a nawet twierdzić, że jej nie potrzebuje. AP p dkreśla, że jakiekolwiek nadzieje opozycji, że ataki będą próbą zniszczenia lub osłabienia sił powietrznych Asada lub baz, z których startują jego samoloty i helikoptery do lotów bombowych, szybko się rozwiały. Ataki sił USA Wielkiej Brytanii i Francji tylko zwróciły uwagę na potencjał broni chemicznej Asada.
Według komunikatu Pentagonu celem ataków były trzy obiekty - ośrodek badawczy w rejonie Damaszku oraz magazyn broni chemicznej i stanowisko dowodzenia na zachód od miast Hims. "Jeżeli to wszystko to Asad powinien odetchnąć" - napisał na Twitterze Randa Slim, ekspert w waszyngtońskim Middle East Institute.
Dla Asada sobota była zwykłym dniem, a przynajmniej tak próbował go przedstawić jego urząd umieszczając w internecie krótkie nagranie wideo, na którym widać jak podąża on do pracy z teczką w ręku. Co więcej syryjska armia oświadczyła, że w znacznej mierze zniszczone miasto Duma jest "w pełni wyzwolone" po tym jak opuściła je ostatnia grupa rebeliantów. Duma miała być miejscem ataku z użyciem broni chemicznej z 7 kwietnia i była ostatnim miastem opanowanym przez rebeliantów w rejonie wschodniej Guty, niegdyś bastionem rebeliantów na przedmieściach stolicy. AP podkreśla, że opanowanie Dumy w istocie oznacza koniec rebelii w rejonie Damaszku i największe zwycięstwo sił Asada od czasu zdobycia w końcu 2016 r. położonego na północy kraju miasta Aleppo. Ocenia się, że korzystając z - jak się wydaje - nieograniczonego wsparcia sojuszników (Rosji i Iranu) armia syryjska zajmie się teraz pozostałym terytorium opanowanym przez rebeliantów na południu kraju i w północnej prowincji Idlib.
Associated Press zwraca uwagę, że Asad umocnił już swoją kontrolę nad większością terytorium Syrii i największymi skupiskami ludności. Jego sojusznicy poddają w wątpliwość potrzebę stosowania w tej sytuacji broni chemicznej, co pociąga za sobą potępienie światowej opinii publicznej i ryzyko "karnych uderzeń". Ograniczone uderzenia z powietrza zostały przyjęte z rozczarowaniem przez syryjską opozycję. Jeden z przedstawicieli rebeliantów miał je nawet określić jako "farsę". Inny wpływowy polityk opozycji, Nasri Hariri, oświadczył, że ataki były potrzebne, ale tylko wzmocniły przesłanie, że podczas gdy stosowanie broni chemicznej nie jest OK, to wojska rządowe "mogą nadal stosować bezkarnie bomby beczkowe i kulkowe". AP podkreśla, że to jakim potencjałem broni chemicznej dysponuje Asad oraz jakie cele zostały właściwie zaatakowane w sobotę - pozostaje tajemnicą.
Rząd USA uważa, że mimo, iż Syria zobowiązała się w 2013 r. do rezygnacji z broni chemicznej, jest "bardzo prawdopodobne", że Asad ma ukryte zasoby tej broni a także posiada "zdolności jej produkcji", czego także zabrania porozumienie z 2013 r. Tak czy inaczej Asad bez wątpienia miał czas aby przygotować się do ataku. Obserwatorzy w Syrii informowali, że armia opuściła bazy lotnicze i przetransportowała sprzęt w bezpieczne miejsca. Według Pentagonu sobotnie naloty "uderzyły w serce syryjskiego programu broni chemicznej" i poważnie zmniejszyły zdolność wojsk rządowych do ponownego użycia tej broni. Natomiast Rosjanie twierdzą, że straty były minimalne, wszystkie bazy lotnicze pozostały nienaruszone a rzekome obiekty i składy broni chemicznej zostały dawno temu opuszczone.
Associated Press cytuje opinię Adulsalama Abdulrazeka, byłego wysokiego funkcjonariusza syryjskiego programu broni chemicznej. Powiedział on, że ostatnie ataki "prawdopodobnie częściowo, ale nie całkowicie" dosięgnęły kluczowych instalacji. Jego zdaniem nie wydaje się prawdopodobne aby zmniejszyły one zdolność rządu do produkcji broni chemicznej lub dokonywania nowych ataków z jej użyciem.
***
Atak na Syrię był słuszny, ale trudno ocenić, czy skutecznie zniechęci reżim do broni chemicznej. Sobotnia operacja nie pozwala stwierdzić, czy USA mają długoterminową strategię wobec Syrii - pisze szef Rady Stosunków Międzynarodowych (CFR) Richard Haass.
Ataki, jakie przeprowadziły siły USA, Francji i Wielkiej Brytanii były słuszne; wysłały sygnał, że "wykorzystywanie broni chemicznej jest nie do zaakceptowania i będzie karane" - napisał Haass na stronach internetowych CFR. "Jednak (operacja wojskowa) rzuca niewiele światła na przyszłą strategię USA wobec Syrii (...). Chciałbym, aby (prezydent Donald Trump) wskazał na jakąś strategię, obejmującą zachowanie niewielkiego kontyngentu sił USA w tym kraju w najbliższej przyszłości i udzielenie pomocy humanitarnej" - podkreślił szef CFR. Ataki "nie miały na celu obalenie (prezydenta Syrii) Baszara el-Asada, czy zapewnienie bezpośredniej ochrony ludności kraju" - przypomniał Haass; zwrócił też uwagę na fakt, że prezydent Trump powtórzył, iż ma zamiar wycofać amerykańskie wojska z Syrii.
Według szefa ośrodka Eurasia Group Iana Bremmera, ataki na cele w Syrii "mają marginalny wpływ na sytuację w tym kraju i to się nie zmieni". Bremmer podkreślił, że przeprowadzona w sobotę operacja "dodatkowo komplikuje" relacje USA z Rosją i Iranem i stawia pod znakiem zapytania przyszłość międzynarodowego porozumienia z Teheranem w sprawie jego programu nuklearnego. Ekspert Brookings Institution ds. Bliskiego Wschodu Natan Sachs zwrócił uwagę, że ataki na Syrię nie powinny przesłaniać faktu, że Waszyngton nie wykazuje zainteresowania ograniczaniem rosnących wpływów Moskwy w tym kraju i na Bliskim Wschodzie. W tej sytuacji nie należy oczekiwać, że jednorazowa operacja wojskowa "przyniesie jakąś zmianę" - napisał Sachs.
"Administracja Trumpa powinna przynajmniej próbować powstrzymać wzrost wpływów Rosji na Bliskim Wschodzie, skutecznie ją blokując. Ingerencje Rosji wykraczają poza Syrię" - twierdzi Sachs. A nade wszystko - podkreśla - "USA nie powinny wycofać (wojsk) z Syrii".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.