Naczelny "Rzeczpospolitej" ma przeprosić wiceszefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Jacka Mąkę za naruszenie jego dóbr osobistych w nierzetelnym artykule "Rz"; nie musi zaś wpłacać 60 tys. zł na cel charytatywny - orzekł w piątek Sąd Okręgowy w Warszawie.
Sąd nieprawomocnie uwzględnił część powództwa Mąki za artykuł "Rz" z lipca 2008 r. o sprawie dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego, podejrzanego w sprawie oferowania za pieniądze pozytywnej weryfikacji b. oficerowi WSI. Sumliński, który uznał zarzuty za prowokację, miał wtedy trafić do aresztu - próbował popełnić samobójstwo w kościele.
"Rz" opisała "pożegnalny" list, w którym twierdził m.in., że Mąka miał mu grozić za to, że dziennikarz zajmował się sprawą wartego ok. miliona zł jego mieszkania, które - zdaniem Sumlińskiego - Mąka uzyskał niezgodnie z prawem. Dziennikarz twierdził też, że wiceszef ABW miał zmuszać b. szefa lubelskiej delegatury Agencji do złożenia fałszywych zeznań przeciw Zbigniewowi Wassermannowi.
Mąka pozwał redaktora naczelnego "Rz" Pawła Lisickiego, żądając od niego przeprosin i wpłaty 60 tys. zł na cel charytatywny. Zaprzeczał zarzutom Sumlińskiego; mówił, że nie jest właścicielem mieszkania, tylko zgodnie z prawem je wynajmuje oraz nie nakłaniał do niczego szefa lubelskiego ABW. Dodawał, że nikt z "Rz" nie zwracał się doń o komentarz. "Mail z pytaniami przyszedł do ABW dopiero po publikacji" - wyjaśniał w sądzie.
Strona pozwana wnosiła o oddalenie pozwu, argumentując, że "Rz" "cytowała tylko list, który był rozpowszechniany w mediach", działając w "ważnym interesie publicznym". Wicenaczelny "Rz" Marek Magierowski mówił, że opisano list, bo "czytelnicy powinni poznać choćby częściowo jego treść, zważywszy na dramatyczne okoliczności sprawy oraz fakt, iż pojawiło się wiele wątpliwości dotyczących postępowania wymiaru sprawiedliwości wobec dziennikarza".
W piątek sąd wydał wyrok, na mocy którego Lisicki ma przeprosić Mąkę w "Rz" i w internetowym jej wydaniu za naruszenie jego czci "nieprawdziwymi informacjami".
"Interesu publicznego nigdy nie mogą realizować informacje fałszywe" - mówiła sędzia Małgorzata Borkowska w ustnym uzasadnieniu wyroku. Według niej obowiązkiem dziennikarzy "Rz" było sprawdzić twierdzenia Sumlińskiego, który nie był obiektywnym źródłem informacji, a nie tylko je cytować. Ponadto dziennikarze nie skontaktowali się z Mąką przed publikacją (co współautor inkryminowanego artykułu Cezary Gmyz tłumaczył "presją czasu"). Dlatego sąd ocenił, że nie dochowali oni ustawowego wymogu należytej staranności i rzetelności.
Sędzia podkreśliła, że wiceszef ABW musi akceptować krytykę, ale tekst "Rz" wykraczał poza nią, bo zarzucał mu przestępstwa bez wystarczającej podstawy.
Sąd oddalił wniosek Mąki o zadośćuczynienie, uznając, że trudno już oddzielić skutki naruszenia jego dóbr osobistych publikacją "Rz" od skutków, które wywołało w opinii publicznej głośne wystąpienie jego pełnomocnika o stenogramy podsłuchów ze sprawy Sumlińskiego.
Mąki nie było na ogłoszeniu wyroku. Pełnomocnik pozwanego powiedział, że decyzja o apelacji zapadnie po analizie pisemnego uzasadnienia wyroku.
O tym procesie stało się głośno jesienią 2009 r., gdy "Rz" ujawniła, iż pełnomocnik Mąki dostał od prokuratury kopie stenogramów podsłuchów telefonu Sumlińskiego, gdzie były nagrane m.in. rozmowy Gmyza z Bogdanem Rymanowskim z TVN 24 (Gmyz dzwonił do Rymanowskiego z telefonu Sumlińskiego, któremu prokuratura założyła podsłuch w związku z podejrzeniem wobec niego - PAP).
Wybuchła wtedy debata o wykorzystaniu podsłuchów do procesów cywilnych. "Rz" podkreślała, że służby nie zniszczyły stenogramów, choć powinny, bo rozmowa nie wiązała się z zarzutem dla Sumlińskiego. Gazeta kwestionowała dopuszczalność ich udostępnienia pełnomocnikowi Mąki. Pytano, skąd Mąka wiedział, co jest w podsłuchach. Adwokat Mąki tłumaczył, że szukał dowodów, czy Sumliński nie uzgadniał treści listu z Gmyzem (którego Mąka pozwał w oddzielnym procesie) - czego nie znalazł w tych podsłuchach. Sąd w końcu nie włączył ich do akt sprawy Mąka-Lisicki, uznając, że stenogramów podsłuchów w procesie cywilnym wykorzystać nie można.
Premier Donald Tusk zapowiedział wtedy kontrolę w sprawie, bo - jak mówił - "zbyt łatwo w Polsce zakłada się podsłuchy i je upublicznia". Potem ogłosił, że nie ma podstaw do odwołania Mąki. Zapowiedział zmiany prawa co do podsłuchów. Prokuratura Krajowa uznała, że nie ma podstaw do wszczęcia "dyscyplinarki" wobec prokuratora, który udostępnił stenogramy. Jako słuszne oceniono ich niezniszczenie, bo mają znaczenie dla postępowania karnego, gdyż "obrazowały planowaną przez podejrzanego próbę samobójczą", a o ich zniszczeniu zdecyduje sąd. Prokuratura odmówiła śledztwa o "nielegalne podsłuchiwanie" Gmyza. Resort przygotował, a rząd przyjął, zmianę prawa - by podsłuchy wykorzystywano tylko w postępowaniu karnym, do którego je zebrano, a nie w cywilnym.
W grudniu 2009 r. Sumlińskiego i b. płk. WSI Aleksandra L. oskarżono o powoływanie się w okresie 2006-2007 na wpływy w Komisji Weryfikacyjnej WSI i podjęcie się pośrednictwa w załatwieniu weryfikacji oficera WSI w zamian za 200 tys. zł. Grozi im do 8 lat więzienia. L. chce dobrowolnie poddać się karze. Nie ma jeszcze terminu tego procesu.
Zabronione jest "celowe lub lekkomyślne" wpływanie na decyzję innej osoby o przerwaniu ciąży.
Liczbę ofiar szacuje się na 300 tys. kobiet i 25 tys. mężczyzn.
Po ataku poinformowano, że uderzenie było wymierzone w centra dowodzenia Hezbollahu.
Na spadek inflacji złożą się niższe ceny paliw i wolniejsza dynamika wzrostu cen żywności.
Widoczne były także zmiany dotyczące płci używających i ich pochodzenia etnicznego.