Lea Balint była jednym z pół tysiąca z żydowskich dzieci uratowanych w czasie wojny przez siostry franciszkanki Rodziny Maryi
Lea Balint była jednym z pół tysiąca z żydowskich dzieci uratowanych w czasie wojny przez siostry franciszkanki Rodziny Maryi
Joanna Jureczko-Wilk /Foto Gość

Za klasztorną bramą było życie

Brak komentarzy: 0

Joanna Jureczko-Wilk Joanna Jureczko-Wilk

GOSC.PL

publikacja 08.08.2018 23:18

W Warszawie poświęcono kamień węgielny pod budowę Muzeum Ratowania Dzieci Żydowskich im. m. Matyldy Getter. Na uroczystość przyjechała z Izraela Lea Balint - jedna z 750 ocalonych.

Kamień węgielny, pochodzący z ogrodu Yad Vashem w Jerozolimie, poświęcił ks. dr Robert Ogrodnik. Sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta Adam Kwiatkowski odczytał list, w którym Andrzej Duda podkreślił, że m. Matylda Getter "pomagała formować serca i umysły kolejnych pokoleń w oparciu o wartości i tradycje, które od wieków zakorzeniają nas w historycznej tożsamości i pozwalają naszej wspólnocie przetrwać nawet najcięższe próby".

Wcześniej, na grobie na Starych Powązkach, odsłonięto i poświęcono tablicę nagrobną poświęconą m. Matyldzie. Prezes IPN Jarosław Szarek zaznaczył, że należy przywracać pamięć o ludziach, którzy w czasach II wojny światowej pomagali ludności żydowskiej. - Matka Matylda Getter powinna być symbolem tej pomocy, obok Ireny Sendlerowej, rodziny Ulmów. To jest początek naszej drogi, żeby to nazwisko i jej wielkie dzieło było znane nie tylko w Polsce, ale także za granicą - mówił prezes instytutu. 

Matka Getter, w czasie drugiej wojny światowej już 70-letnia kobieta, zmobilizowała współsiostry i zorganizowała pomoc uciekinierom, sierotom, powstańcom warszawskim, a także żydowskim dzieciom. Jedna z ocalałych wspomina jej słowa: "Ktokolwiek przychodzi na nasze podwórko i prosi o pomoc, w imię Chrystusa nie wolno nam odmówić". Kierując się tą zasadą m. Matylda, zwana w zakonie i poza nim "Matusią", wraz z innymi franciszkankami, uratowała ok. 500 dzieci i 250 dorosłych. Były to wojenne sieroty, dzieci uratowane z warszawskiego getta (klasztor sióstr przy ul. Żelaznej graniczył z murem getta), uciekinierzy, ranni. Drugie tyle skorzystało z ich doraźnej pomocy. W budynku przy ul. Hożej 53 działało dowództwo VII obwodu okręgu warszawskiego AK „Obroża”, a franciszkanki m.in. szyły powstańcze opaski, urządziły punkt opatrunkowy.

Plenerowa wystawa jest zaczątkiem opowieści o bohaterskiej przełożonej i jej siostrach, która zostanie szerzej rozwinięta na muzealnej ekspozycji

Plenerowa wystawa jest zaczątkiem opowieści o bohaterskiej przełożonej i jej siostrach, która zostanie szerzej rozwinięta na muzealnej ekspozycji
Joanna Jureczko-Wilk /Foto Gość

W czasie wojny w klasztornej kaplicy udzielono 15 ślubów. Matka Matylda dbała nawet o to, żeby nowożeńcom urządzić ślubne przyjęcie. Z powodu braku żywności podawano na nim kanapki z rosnącymi w klasztornym ogrodzie nasturcjami.

- "Matusia" miała silny charakter, a przy tym była ciepła i skromna - mówi m. Barbara Król RM. -  Już przed wojną była w Warszawie bardzo zasłużoną, znaną i wpływową osobą. Założyła ponad 40 sierocińców, domów starców, szkół. Za swoją pracę na polu charytatywnym, opiekuńczym i edukacyjnym otrzymała Order Odrodzenia Polski i Złote Krzyże Zasługi. Natomiast jej późniejsza działalność na rzecz ofiar wojny, ratowania Żydów, a zwłaszcza dzieci jest mniej znana. Mamy nadzieję, że to się zmieni dzięki muzeum, które w nowoczesny sposób przybliży zwiedzającym jej życie i dzieło. 

Przełożona prowincji warszawskiej przyznaje, że coraz więcej osób - także tych ocalonych oraz ich rodzin - wspomina o tym, że tak altruistyczne, heroiczne życie m. Matyldy, która "dawała z siebie wszystko", zasługuje na wyniesienie na ołtarze. 

oceń artykuł Pobieranie..