Trzy do pięciu sekund - tak długo mogła trwać chwila, przez którą załoga prezydenckiego samolotu wiedziała już, że dojdzie do katastrofy - powiedział PAP w środę Naczelny Prokurator Wojskowy płk Krzysztof Parulski, który jest w Smoleńsku.
Jak powiedział "Gazecie Wyborczej" płk Zbigniew Rzepa, prokurator wojskowy, który bierze udział w badaniu przyczyn katastrofy, z zapisów czarnych skrzynek wynika, że piloci przed samą katastrofą rozumieli, że się rozbiją. Przyznał, że końcówka zapisu na taśmie "była dramatyczna", ale nie chciał powiedzieć, czy pasażerowie wiedzieli, że maszyna uderzy o ziemię.
Nawiązując do tego Parulski - pytany jak długo mogła trwać chwila, w której rozumiano już, że katastrofa samolotu nastąpi - ocenił, że mogło to być od trzech do pięciu sekund. "Zakładając, że prędkość lądującego samolotu wynosi 150-180 metrów na sekundę" - dodał. Treści zapisu rozmów z czarnej skrzynki NPW nie ujawnił.
Rzepa pytany, czy fragmenty rozmów z kabiny to rozmowy między pilotami, czy też między nimi a którymś z pasażerów, odparł, że są to "na pewno rozmowy samych pilotów". Zaś to, czy oni rozmawiali jeszcze z osobą trzecią, będzie jasne "na 100 proc.", kiedy uda się zsynchronizować zapisy rozmów z czasem lotu. Rzepa wykluczył wersję, by prezydencki samolot podchodził do lądowania w Smoleńsku kilka razy. "Podejście było tylko jedno i od razu złe" - podkreślił. Anonimowy ekspert, z którym rozmawiał w Smoleńsku dziennikarz "GW", zapewnił, że zapisy czarnych skrzynek zawierają informację pozwalającą wyjaśnić przyczynę katastrofy. Nie ujawnił, jaka to informacja.
Płk Parulski poinformował PAP w środę, że odnaleziono szczątki prawie wszystkich osób z prezydenckiej delegacji, które zginęły. W Moskwie zidentyfikowano ciała 61 osób - identyfikacje potwierdza się jeszcze testami DNA. Z miejsca katastrofy usunięto już około 50 procent dużych części samolotu i teren jest wciąż skrupulatnie przeszukiwany. "To nieprawdopodobny nakład pracy, wykonywanej z poszanowaniem majestatu śmierci" - ocenił Naczelny Prokurator Wojskowy.
Jeszcze w środę lub w czwartek do Polski ma trafić trzecia czarna skrzynka samolotu Tu-154M - podał rzecznik Prokuratury Generalnej Mateusz Martyniuk. Poinformował, że wstępnie planuje się badania tego rejestratora w Instytucie Technicznym Wojsk Lotniczych.
Dyrektor departamentu prasowo-informacyjnego MON płk Wiesław Grzegorzewski powiedział PAP o trzeciej skrzynce, że jest ona polskiej produkcji. "To rejestrator szybkiego dostępu, który rejestruje dla celów szkoleniowych, jak również technicznych i bieżących, parametry techniczne samolotu" - dodał. Podkreślił, że "niestety, ona nie rejestruje rozmów - te są tylko w rekorderach katastroficznych".
"W Tupolewie jest standardowo pięć skrzynek rekordowych. Część są to skrzynki tzw. eksploatacyjne, robocze, które nie mają przetrwać, natomiast dwie są tak zbudowane, by przetrwać najtrudniejsze chwile w momencie katastrofy" - powiedział Grzegorzewski. "Ten trzeci - który się zachował, służy technikom do tego, by jak przygotowuje się samolot do lotu, czy zaraz po locie, wrzucić dane na twardy dysk komputera - wtedy wyświetlają się natychmiast informacje czy samolot jest sprawny, czy nie. Albo świeci na zielono, albo pali się lampka na czerwono i trzeba wyjaśniać co jest nie tak, jakie jest odchylenie od normy, jaki parametr jest przekroczony i co trzeba zrobić, żeby to naprawić" - dodał.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.