Setki pocztów sztandarowych, przybywające z całej Polski grupy w galowych i regionalnych strojach, związkowcy ze wszystkich regionów kraju, kombatanci, harcerze są wśród osób oczekujących w niedzielę przed południem na krakowskim Rynku na rozpoczęcie mszy pogrzebowej w Bazylice Mariackiej.
Wiele osób przyniosło ze sobą transparenty z nazwami miejscowości, z których przyjechali. Wśród nich uwagę przyciąga m.in. transparent "Polacy z Rumunii", z którym przyjechała ok. 30-osobowa grupa z Suczawy, położonej w rumuńskim regionie Bukowiny. Przywieźli m.in. flagi Polski i Rumunii.
"Jesteśmy Polakami i bycie tu dzisiaj to nasz obowiązek. Historia sprawiła, że żyjemy poza Polską, ale przeżywamy tę tragedię tak samo jak rodacy w kraju. Nie mogło nas zabraknąć na pogrzebie prezydenta i jego małżonki" - powiedział PAP wiceprezes Związku Polaków w Rumunii, Kazimierz Longier.
Wspominał, że prezydent Lech Kaczyński żywo interesował się losami polskiej mniejszości w Rumunii - odwiedził ten kraj i Polaków w nim mieszkających. Podczas ostatniej wizyty polskiego prezydenta w Bukareszcie Kazimierz Longier otrzymał z jego rąk order zasługi.
Wśród licznych pocztów sztandarowych, które przybyły na uroczystości, znaleźli się m.in. przedstawiciele Kopalni Soli Bochnia. "Ktoś kiedyś powiedział, że ojczyzna to zbiorowy obowiązek, ale uczestnictwo w takich uroczystościach trudno nazywać obowiązkiem. To taka potrzeba serca, utożsamienia się z naszą władzą, która odeszła w taki tragiczny sposób" - powiedział PAP jeden z członków delegacji, Wacław Rachwalski.
Górnik nie wierzy jednak, że czas żałoby i obserwowane w Polsce wyciszenie na trwałe zmieni Polaków. "Moja teściowa mówiła: zapłaczą, zakopią i zapomną - tak to chyba będzie. Oby nie" - podkreślił i wyraził przekonanie, że Polacy to taki naród, który musi "mieć się o co spierać".
Wśród zgromadzonych jest wielu związkowców z Solidarności z całego kraju. Lider śląsko-dąbrowskich struktur związku, Piotr Duda, podkreślił, że związkowcy przyjechali pożegnać swojego prezydenta - prezydenta ludzi pracy, który rozumiał robotników.
Mimo iż w kierunku krakowskiego Rynku zmierza coraz więcej ludzi, nie ma większych problemów z dotarciem tam. Żeby wejść na Rynek, zarówno do strefy gdzie obowiązują wejściówki jak i do ogólnodostępnej części placu, trzeba ustawić się w długich kolejkach do kontroli bezpieczeństwa, które jednak przebiegają bardzo sprawne.
Ludzi na Rynku wciąż przybywa, trudno więc na bieżąco szacować ile osób zgromadziło się, by pożegnać prezydencką parę. Rano policja informowała, że na rynku jest już ok. 5 tys. osób, jednak po tym, gdy dotarł tam kondukt z trumnami Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki, na miejscu mówiono już o kilkunastu tysiącach osób. Wciąż nie ma jednak tłoku, który powodowałby utrudnienia.
Mimo powtarzanych w mediach apeli, niektórzy wchodzący na Rynek mają w swoich bagażach napoje w puszkach, dezodoranty, czy szklane butelki. Wszystkie tego typu przedmioty trzeba zostawić przed wejściem na Rynek, przy stanowiskach kontroli bezpieczeństwa.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.