Załoga samolotu, który rozbił się 10 kwietnia pod Smoleńskiem, była wyszkolona zgodnie z procedurami obowiązującymi w lotnictwie wojskowym - powiedział w poniedziałek zastępca dowódcy 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego ppłk Grzegorz Kułakowski.
Pytany o szkolenia na symulatorze uznał je za "wskazane i potrzebne". Wyraził przypuszczenie, że powodem rezygnacji ze szkoleń na rosyjskim urządzeniu były różnice między dostępną kabiną treningową a rzeczywistą kabiną zmodernizowanego Tu-154 w wersji lux.
Rzecznik Sił Powietrznych ppłk Robert Kupracz poinformował, że podjęto działania, by zapewnić załogom szkolenia na symulatorze. Drugi Tupolew jest bowiem w zakładzie remontowym w Samarze na obowiązkowym, generalnym przeglądzie, który każda maszyna musi przejść co pięć lat; termin jego powrotu to 22 lipca.
"W dowództwie sił powietrznych poczyniono kroki, by przygotować się do ewentualnego korzystania z symulatorów, choć znacznie różnią się one od konfiguracji naszych Tutek (...) Piloci, nie latając na danym typie statków powietrznych, tracą nawyki, a jeżeli w pewnym okresie nie wykonują określonych czynności, tracą uprawnienia" - powiedział Kupracz.
Jak podkreślił rzecznik Sił Powietrznych, załogi 36. SPLT są wyszkolone do latania w międzynarodowej przestrzeni powietrznej. "Nasi piloci latają według procedur cywilnych, językiem obowiązującym jest język angielski i takie certyfikaty mają" - powiedział ppłk Kupracz. Przypomniał, że według ustaleń prokuratury, załoga nie miała kłopotów z porozumiewaniem się z wieżą w języku rosyjskim.
Dowódca eskadry samolotów w spec-pułku ppłk Bartosz Stroiński zaznaczył, że "nigdy nikt nie zgłaszał żadnych zastrzeżeń do korespondencji w tym języku". Dodał, że prawo do jej prowadzenia mają w samolocie trzy osoby - dowódca załogi, drugi pilot i nawigator. Jak mówił, mjr Arkadiusz Protasiuk (dowódca załogi samolotu) doskonale porozumiewał się po rosyjsku; niejednokrotnie latał na lotniska zakładowe, pilotując samoloty odstawiane do remontów. Pytani o certyfikaty posługiwania się językiem rosyjskim, piloci powiedzieli, że ich nie mają, bo takowe nie są po prostu wydawane.
Odpowiadając na pytania dziennikarzy, wojskowi powiedzieli m.in., że piloci - Arkadiusz Protasiuk i Robert Grzywna - w 2009 r. wykonali wspólnie 29 wylotów, zaś w tym roku - 10. Załoga w pełnym składzie, takim jak podczas feralnego lotu - piloci plus nawigator samolotu Artur Ziętek i starszy technik obsługi pokładowej Andrzej Michalak - po raz drugi wykonywała zadanie w tym zestawieniu. Pierwszy raz byli na Haiti, gdzie zrealizowali sześć startów i lądowań. "Nie ma czegoś takiego, że załoga jest etatowa, przypisana na stale" - podkreślali wojskowi.
Piloci mówili, że podczas lotu do Smoleńska, z premierem na pokładzie, jako lotniska zapasowe wskazano - Witebsk i Mińsk; pytani o port w Briańsku, nie udzielili jednoznacznej odpowiedzi. Rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk Zbigniew Rzepa powiedział zaś PAP, że kwestie organizacji lotu są jednym z wątków badanych przez śledczych.
Lotnicy potwierdzili, że w ubiegłym roku nie prowadzono na Tupolewach typowego szkolenia lotniczego, a jedynie trening. Nikt nowy nie zdobył więc w tym czasie uprawnień do pilotowania tego typu statku powietrznego. "Nie było po prostu takiej możliwości" - mówili. "Obłożenie maszyn i ludzi było ogromne. Jeżeli samolot leci z VIP-ami nie można robić lotów szkoleniowych; jeżeli wykonuje lot, który nie ma statusu +head+, wtedy można prowadzić na nim szkolenia" - dodał Kupracz.
Pytani o działanie wykonywane przez 36. SPLT piloci podkreślili, że nadal realizują zadania przewozu VIP-ów z wykorzystaniem pozostałych maszyn, m.in. Jak-40. (PAP)
ktl/ mja/ abr/ gma/
Chodzi o wypowiedź Franciszka ze spotkania z włoskimi biskupami.
"Całe państwo polskie działało wspólnie na rzecz pana uwolnienia"
Ponad trzy tygodnie temu wojsko Izraela rozpoczęło ofensywę na to miasto.
TOPR ewakuowało 15 turystów nieprzygotowanych na warunki na szlaku.