Różnice w wynikach sondaży są naturalne; wynikają ze stosowania przez pracownie różnych metod doboru próby i przeprowadzania wywiadu, a także formułowania pytań i prezentacji wyników - uważają eksperci z TNS OBOP i CBOS, z którymi rozmawiała w piątek PAP.
Dyrektor CBOS Mirosława Grabowska powiedziała PAP, że różnice w wynikach sondaży różnych pracowni w odniesieniu do tych samych kandydatów są naturalne. "Biorą się one stąd, że firmy badawcze pracują na różnych próbach, robią badania w różny sposób - niektóre telefonicznie, inne osobiście - inaczej formułują pytania i inaczej prezentują wyniki. Wziąwszy pod uwagę te cztery różnice, rozbieżności w wynikach poszczególnych pracowni nie są niczym dziwnym" - zaznaczyła.
"Jeżeli chodzi o pierwszy element - próbę - to może ona być wylosowana lub dobrana, może dotyczyć ludzi albo numerów telefonicznych. Jeżeli chodzi o sposób przeprowadzania wywiadów, to albo są one bezpośrednie, +face-to-face+, albo telefoniczne" - podkreśliła.
"Osobiście mam nieco większe zaufanie do wywiadów +face-to-face+, ale to nie oznacza, że badania realizowane przez telefon są złe, bo gdyby były złe, nikt by ich nie robił. Po prostu wydaje mi się, że bardziej wiarygodne odpowiedzi uzyskuje się w rozmowie bezpośredniej niż telefonicznej" - oceniła.
Jak dodała Grabowska, jeśli zamawiającemu sondaż zależy na czasie, to badanie musi zostać przeprowadzone telefonicznie, bo nie jest możliwe bezpośrednie przebadanie 1000 osób w ciągu jednego dnia. Grabowska zaznaczyła, że CBOS nie przeprowadza badań telefonicznych.
Lider Sektora Badań Społecznych i Politycznych TNS OBOP Urszula Krassowska wskazała w rozmowie z PAP, że na zjawisko zróżnicowania wyników sondaży wpływa także czas przeprowadzania badania. "Nawet to, w jakich godzinach sondaż był realizowany. Szczególnie w ostatnich dniach kampanii wyborczej, kiedy do wyborców na bieżąco docierają nowe informacje" - powiedziała.
"Bardzo ważny jest też sposób sformułowania pytania i co za tym idzie, sposób obliczania i prezentowania wyników" - zaznaczyła. Oceniła, że obecnie panuje bałagan w prezentowaniu wyników sondaży, które - mówiła - nie są sprowadzane do jednego wspólnego mianownika. "Różnice w wynikach biorą się stąd, że wyniki nie są podawane według tej samej formuły procentowania, według tego samego sposobu obliczania" - powiedziała.
Jak tłumaczyła, jeżeli poparcie dla kandydatów jest podawane w odniesieniu do wszystkich ankietowanych - łącznie z tymi, którzy udzielili odpowiedzi "trudno powiedzieć" albo "nie wiem na kogo zagłosuję" - będzie ono niższe niż w przypadku, gdy jest podawane w odniesieniu tylko do osób zdeklarowanych, na kogo zagłosują. Podobnie dzieje się w wypadku, gdy wskaźniki sympatii politycznych są obliczane w odniesieniu do całej grupy badanych bądź tylko do grupy osób, które deklarują udział w wyborach.
"Znaczenie ma też sposób dobierania próby i docierania do respondentów" - powiedziała Krassowska. Zaznaczyła, że wiele osób odmawia udziału w badaniu i stąd się biorą niedoszacowania niektórych kandydatów. Jak tłumaczyła, jeśli pewne grupy odmawiają udziału w badaniu, to siłą rzeczy nie będą one w tym badaniu reprezentowane".
Jak mówiła, udziału w badaniach odmawiają często osoby popierające skrajnych kandydatów oraz takich, którzy w swoich wystąpieniach sami podważają wiarygodność sondaży. "Jeżeli elektoraty nie uczestniczą w sondażach, to koło się zamyka, ponieważ nie ma możliwości, by sondaż precyzyjnie zdiagnozował wielkość tego elektoratu" - zaznaczyła Kossowska.
Jak wyjaśniła, elektoraty kandydatów są zróżnicowane także pod względem korzystania z telefonii komórkowej, co ma znaczenie przy sondażach przeprowadzanych telefonicznie. "Można powiedzieć, że w badaniach telefonicznych mogą być niedoszacowane młode grupy wiekowe, które są trudne do uchwycenia pod telefonem stacjonarnym" - powiedziała.
"Z drugiej strony pojawia się pytanie, czy rzeczywiście te młode grupy pójdą głosować i czy rzeczywiście ich niedoszacowanie w sondażach przełoży się potem na efekt zgodności wyników z rzeczywistymi efektami wyborów" - zaznaczyła.
"Nasza firma (TNS OBOP) stosuje metodę łączenia prób, dzwoniąc na telefony stacjonarne i komórkowe. Wykorzystujemy też taki model, w którym - jeśli badanie realizujemy w ciągu dnia - dzwonimy również do zakładów pracy i docieramy wtedy do osób pracujących, a dzwoniąc na telefony stacjonarne docieramy do osób, które w danym momencie nie pracują" - powiedziała Krassowska.
"Nie można też zapominać, że to wszystko jest statystyka" - podkreśliła. Zaznaczyła, że wyniki sondaży należy czytać z uwzględnieniem maksymalnego błędu statystycznego, który dla próby 1000-osobowej wynosi plus/minus 3 proc., a dla próby 500-osobowej 4,5 proc. "Im mniejsza próba, tym większy błąd" - dodała. Oznacza to - wyjaśniła - że podany wynik na przykład 51 proc. poparcia dla danego kandydata to tak naprawdę przedział 48-54 proc. przy próbie 1000-osobowej.
Z kolei politolog dr Jarosław Flis zwrócił uwagę w rozmowie z PAP, że część wyborców udziela takich odpowiedzi na pytania ankieterów, które - ich zdaniem - mogą się ankieterowi spodobać. Unikają - mówił - odpowiedzi niepoprawnych politycznie.
Zaznaczył, że jest też grupa takich respondentów, którzy nie zamierzają pójść do urn wyborczych, ale wiedzą, że poprawnie jest zadeklarować udział. Ta grupa - powiedział dr Flis - często podaje w badaniu, że będzie głosować na najpopularniejszego kandydata, stąd bywa, że jest on przeszacowany. "Zwykle jest tak, że lider jest przeszacowany, bo ludzie wiedzą, że jest popularny i dobrze jest deklarować głosowanie na niego, a później nie głosują w ogóle" - powiedział.
"Sondaże to obraz krótkowidza bez okularów, zawsze jest trochę rozmyty. Może to i dobrze, bo inaczej wybory nie byłyby potrzebne" - dodał.
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.