Razem czy osobno? Polityków i związkowych działaczy Sierpień roku 1980 zda się dziś bardziej dzielić niż łączyć. A szkoda.
Sierpień ’80 był uwerturą do najpiękniejszego w dziejach Polski Czerwca roku 1989. Że ktoś coś potem zrobił nie tak? Że coś zdradził czy sprzedał? Że można było wywalczyć więcej? Dla mnie ważny jest bilans. A on jest jednoznaczny: wygraliśmy – zapewne z Boża pomocą – główną nagrodę na loterii dziejów świata. Bez rozlewu krwi przeszliśmy od dyktatury (proletariatu) do demokracji.
W ostatnich dniach sierpnia 1980 roku wędrowałem samotnie przez osiem dni po beskidzkich szlakach. Miałem niespełna 17 lat i żadnego wpływu na bieg wydarzeń. Dzięki temu mogę dziś z większym dystansem niż zaangażowani w tamte historie ocenić, co się od tamtej pory zmieniło i jak wiele zyskaliśmy.
Pierwszego dnia owej wędrówki maszerowałem między Czantorią a Stożkiem. Kontrole dokumentów, jakim byli poddawani turyści przez czujnych WOPistów nie były wtedy niczym nadzwyczajnym. Jeszcze wiele lat później przekroczenie państwowej granicy na turystycznym szlaku było poważnym przestępstwem. Ba, nawet przebywanie w strefie przygranicznej poza sezonem turystycznym bez specjalnego pozwolenia, było narażaniem się na uciążliwe dyskusje z „obrońcami naszych polskich granic”. Dziś spora część tej granicy to tylko umowna linia, rozgraniczająca zakres władzy tej czy innej administracji. Można - wzorem reszty Bożego stworzenia - chodzić gdzie oczy poniosą. Cudowna normalność.
Drugiego dnia było błoto. Takie, na którym łatwo się poślizgnąć. I wtedy i dziś takie samo. Za to trzeciego noc w znanej wypoczynkowej miejscowości. Jeśli funkcjonowało tam wtedy jakieś schronisko, to chyba tylko tajnie. Musiał wystarczyć nocleg na mało wygodnym łóżku w zagraconym pokoiku litościwych gospodarzy. Dziś każdy przyjeżdżający do tego kurortu dostaje oczopląsu od tablic „Wolne pokoje”. W porządnych, murowanych budynkach, z wszystkimi możliwymi wygodami. W wolnej Polsce materiały budowlane i meble przestały być dobrem luksusowym. Co za ulga.
Czwartą noc spędziłem w schronisku na Markowych Szczawinach. Wędrowcy powtarzali sobie wieść, że jeden z partyjnych notabli, wskutek politycznych zawirowań, właśnie popełnił samobójstwo. Zmusili go? A może to tylko plotki? Dziś o samobójstwach wśród polityków nie słychać. Może dlatego, że nie ma już „nomenklatury” i jej zemsty. Strata stołka, a nawet możliwe uwięzienie, dla nikogo nie jest końcem świata. Choć chciałoby się być w tym miejscu nieco złośliwym, trzeba uczciwie powiedzieć: to bardzo dobrze.
Piątego dnia owej sierpniowej wędrówki na Babiej Górze spadł śnieg. Pogoda potrafiła płatać figle, choć o wpływie człowieka na klimat nie było wtedy mowy. A szóstego uczestniczyłem w ciekawej rozmowie na Starych Wierchach. Dwie pary – z Bielska i Poznania – nie zauważywszy u mnie śląskiego akcentu, utyskiwały na górnicze przywileje, pozwalające „elicie klasy robotniczej” jeść więcej mięsa, niż innym mieszczuchom. „Ale za to na targach mają mniejszy wybór warzyw” – podsumowało któreś z nich. Można się było tak pocieszyć. Kto stojąc dziś z pełnym koszykiem w kolejce do kasy supermarketu i narzekając na chudy portfel pamięta, że w tamtych czasach pieniądz miał niewielką wartość, jeśli nie szły za nim koneksje w tym czy innym sklepie?
Siódmą noc mojej samotnej wędrówki spędziłem w studenckiej bazie na Lubaniu. Dziś ze szczytu nie ma już czarującego widoku na Gorce, za to odsłoniła się szeroka panorama na Tatry i zalew w Czorsztynie. Wtedy dopiero budowany. Wymyślony w dobie komunizmu, a dokończony w wolnej Polsce wbrew sprzeciwom ochroniarzy przyrody, uratował dolinę Dunajca przed powodzią w 1997 roku. Były już wtedy wybudowane z socjalistycznym wdziękiem „szeregowe” Nowe Maniowy. Ale nie było, spalonego bodaj dwa lata wcześniej, schroniska. I nie ma go do dziś, mimo prowadzonej swego czasu wielkiej akcji zbierania pieniędzy na jego odbudowę. Widać turyści nie byli zbyt hojni.
Ósmego dnia wracałem do domu. Przez Nowy Targ, Suchą i Żywiec. Autobusami i pociągami odstając swoje przy kolejnych przesiadkach i daremnie szukając siedzącego miejsca. Pociągów teraz mniej, więc dziś pewnie bym wsiadł do jakiegoś jadącego do Krakowa busa. Czy byłoby szybciej? Uczciwie mówiąc, nie wiem.
Bilans wydaje się prosty: dzięki zrywowi sprzed 30 lat i temu, co zdarzyło się 9 lat później, prócz komunikacji oraz pogody i widoków w górach wszystko się zmieniło na lepsze. Mamy otwarte granice, demokrację i sklepy pełne różnorodnych towarów. Dlatego naprawdę bardzo dziękuję tym, którzy w tych przemianach pomogli. Ciągły brak schroniska na Lubaniu jakoś przeboleję ;-)
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.