Przede wszystkim trzeba przezwyciężyć podziały i ukazać, że jesteśmy zdolni do jedności – mówi KAI abp Sławoj Leszek Głódź w wywiadzie z okazji 30-lecia „Solidarności”. Przypomina jak wielkie nadzieje z „Solidarnością” wiązał Jan Paweł II. „Sam wielokrotnie słyszałem z ust Ojca Świętego, że teologia wyzwolenia, rewolucja, którą podsycano w Ameryce Łacińskiej, nie jest antidotum na problemy społeczne, ale solidarność w znaczeniu katolickiej nauki społecznej. Przykładem tego była „Solidarność” w Polsce” - wyjaśnia.
KAI: Przeżywamy 30. rocznicę powstania „Solidarności”. Czy dbamy dostatecznie o pamięć o niej? Czy nie obawia się Ksiądz Arcybiskup, że upadek komunizmu będzie się kojarzył w Europie bardziej ze zburzeniem Muru Berlińskiego niż z powstaniem niezależnych związków zawodowych w Polsce?
Abp Sławoj Leszek Głodź: Jeżeli wiedza o roli związku nie jest dostatecznie obecna w świadomości współczesnych, to może powinniśmy się wszyscy uderzyć w piersi, że zaczęliśmy dzielić „Solidarność” – na pierwszą, drugą, trzecią... Przecież w pewnym momencie niektóre eksponowane osoby zaproponowały, by zwijać sztandary, gdyż ponoć związek odegrał już swoją rolę. Na ten postulat sam odpowiadałem w jednej z homilii, że jeszcze nie czas na zwijanie sztandarów. Te rozbieżności komplikują obraz przeszłości a skonfliktowanym stronom bardzo trudno opracować jeden spójny przekaz. Ponieważ jednak życie nie znosi pustki, więc pamięć o upadku komunizmu zagospodarowują inni. Ale może z pamięcią o „Solidarności” w Europie nie jest tak źle, skoro podczas ubiegłorocznych uroczystości w rocznicę upadku Muru Berlińskiego to właśnie Lech Wałęsa przewrócił pierwszą kostkę domina, symbolizującego upadek wszystkich murów w bloku komunistycznym.
KAI: Co powinniśmy więc robić?
- Nie jestem prorokiem. Przede wszystkim trzeba przezwyciężyć podziały i ukazać, że jesteśmy zdolni do jedności. Natomiast dziś pada tyle haseł, oskarżeń i bałamuctwa, że normalni ludzie w tym się nie rozeznają. Tylu przywódców odcięło się od korzeni. Dziś boją się, że ktoś ich wygwiżdże, gdy się pokażą publicznie, a przecież powinni być noszeni z wdzięczności na rękach. Zakopanie podziałów to ważne zdanie, stojące przed elitami. „Solidarność” jest wciąż Polsce potrzebna, gdyż jest ona trwałym elementem polskiego życia. Jestem przekonany, że nie skończyła się misja „Solidarności” w chwili odzyskania wolności. Bo nie ma wolności bez sprawiedliwości, tak jak nie ma sprawiedliwości bez wolności. Nie ma też wolności i sprawiedliwości bez solidarności. Należy wrócić jeszcze raz do porozumień gdańskich i dokonać rachunku sumienia. Droga została wytyczona przed 30 laty, gdy zostały ona podpisane w formie 21 punktów. Trzeba te wszystkie treści wziąć poważnie, wrócić do nich. A przede wszystkim trzeba „zagospodarować” wszystkich obywateli i tworzyć bazę do tych pragnień i programów. Sięgnijmy po jeden przykład. W Polsce dziś dostrzega się narastający kryzys rodziny. A rodzina to przecież podstawa bytu Narodu i jego przyszłości. A tymczasem znaczenie polityki rodzinnej jest w Polsce marginalizowane. Jak to się ma do trzech spośród 21 postulatów dotyczących poprawienia życia w rodzinie? Problem ten stanowi także wielka troskę Kościoła.
KAI: Pojęcie solidarności było osią nauczania Jana Pawła II. Mówił o solidarności na różnych poziomach...
- Niedawno, gdy powiedziałem, że Jan Paweł II jest ojcem „Solidarności” usłyszałem od prominentnych osób, że trochę przesadzam. Wyraziłem żal, że zaledwie pięć lat po śmierci Jana Pawła II takie zdanie, choćby w formie metaforycznej, jest kwestionowane. A prawda jest taka, że ojcem „Solidarności” – ojcem nie tylko polskiej wolności – był Ojciec Święty. Przed 30 laty niezależny związek był zwornikiem wszystkich polskich spraw – narodowych, religijnych, dotyczących duszy narodu i tożsamości. „Solidarność” manifestowała związek polskiej pracy z Chrystusem, z Kościołem. Od czasu powstania „Solidarności” Kościół nie sprzeniewierzył się jej idei. Wprost przeciwnie, jest jej depozytariuszem i podtrzymuje ją. I jeszcze jeden aspekt, o którym nie wolno zapominać. Na dokonaniach „Solidarności” budowana była przed 20 laty suwerenność, której owocem były przemiany ustrojowe w 1989 r. Analogicznie jak po rozbiorach, w 1918 r. na wojsku (Legionach) i Kościele budowana była niepodległość wolnej Polski. Taka jest historyczna prawda. Samo używanie takich pojęć jak „demokracja”, „wolność”, „państwowość”, jeszcze wszystkiego nie załatwia. Przede wszystkim należy pamiętać o wszystkich obywatelach – także tych historycznych postaciach Związku. A także o wartościach, które „Solidarność” niosła i niesie pozostając ich depozytariuszem.
KAI: Mówi Ksiądz Arcybiskup o fundamencie, na którym zbudowano zmiany w Polsce po 1989 r. Obecnie obserwujemy próbę usunięcia chrześcijaństwa z tego fundamentu. Ujawniło się to szczególnie mocno w manifestacjach przeciwników krzyża pod Pałacem Prezydenckim w Warszawie.
- Jeśli ma pani na myśli tych młodych ludzi, którzy uwłaczali i bezcześcili krzyż, to dał o sobie znać nowy nihilizm. A więc antyreligijna, antykościelna neuroza, która usiłowała zamknąć Kościół katolicki na 60 lat w „getcie” za czasów PRL. Teraz nastąpiło ujawnienie tego nurtu i jego odrodzenie. Tym właśnie chce się karmić tzw. lewica. Tymczasem nurt antyreligijny nie jest konieczną drogą lewicy. Na pogrzebie marszałka Jerzego Szmajdzińskiego powiedziałem, że należał do tej generacji lewicy, której obca była neuroza, ta cała fobia walczącego ateizmu. Owszem, dziś taki nurt niestety się ujawnia, ale na hasłach i wyświechtanych ogólnikach niczego nie można zbudować. Negacja rodzi negację, nie jest twórcza.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.