Kard. Kazimierz Nycz
Kard. Kazimierz Nycz
Roman Koszowski/Agencja GN

Był wielkim skarbem Kościoła i świata

Komentarzy: 2
KAI

publikacja 19.02.2011 12:09

Ludzie wielcy, którzy wyprzedzają swoją epokę, widzą dalej i głębiej, są wielkim skarbem Kościoła i świata. Takim był ks. Arcybiskup Józef – powiedział w homilii podczas pogrzebu metropolity lubelskiego kard. Kazimierz Nycz.

Bracia i Siostry.
Wiele powiedziano i napisano w ostatnim czasie o Zmarłym Arcybiskupie Józefie. Nie można nawet, w wielkiej syntezie, powiedzieć tego dziś, zresztą nie ma takiej potrzeby. Pozostaje wdzięczność Panu Bogu za ten niezwykły dar dla Kościoła, Polski i świata. Wielki człowiek, znakomity uczony i myśliciel, gorliwy kapłan, ważny Pasterz Kościoła w Polsce. Pozostaje modlitewna wdzięczność Ś.P. Arcybiskupowi Józefowi za to kim był i za to, co po sobie pozostawił.

Jest jeszcze jedno zasadnicze pytanie. Co było i co jest kluczem do otwarcia i zrozumienia bogatej osobowości Ks. Arcybiskupa Józefa? Co było elementem integrującym i syntetyzującym to wielowymiarowe Jego człowieczeństwo. W tym momencie trzeba nam powrócić do słowa Bożego dzisiejszej liturgii.

Wszystkie czytania prowadzą nas do prawdy o Dobrym Pasterzu. W księdze Ezechiela Bóg wypowiada znamienne słowa: „Ja sam będę szukał moich owiec, sam będę je pasł, zagubioną odszukam, skaleczoną opatrzę, chorą umocnię, a tłuste będę ochraniał. Będę pasł sprawiedliwie”. Człowiek może zaufać Bogu, może czuć się bezpieczny, gdyż Pan jest moim pasterzem, nie braknie mi niczego. Zapowiedź Ezechiela spełnia się w Chrystusie, który siebie nazywa i jest Pasterzem Dobrym. Dobry Pasterz, zna swoje owce, życie oddaje za owce, prowadzi do czystych źródeł wody, prowadzi na zielone pastwiska. Dobry Pasterz nieustannie ma świadomość, że są także inne owce, które nie są z tej owczarni i te trzeba szukać, znaleźć i przyprowadzić z miłością do owczarni. Chrystus, Dobry Pasterz, dzieli się z ludźmi w pełnieniu misji pasterskiej w Kościele. Poniekąd ze wszystkimi, ale szczególnie z tymi, których konsekruje na kapłanów, a zwłaszcza biskupów. Jest nieustannie niedoścignionym wzorem dla wszystkich pasterzy Kościoła. Z chwilą konsekracji biskupiej do każdego z wyświęconych odnoszą się słowa o Pasterzu Dobrym, który zna owce, kocha, szuka, troszczy się o ich zbawienie, życie daje dzień po dniu, cieszy się z każdej jednej odnalezionej dla Chrystusa. Do każdego pasterza odnoszą się też słowa przypomniane przez św. Pawła: „Dobry Pasterz to szafarz Bożych tajemnic, a zatem nie właściciel Słowa Bożego i sakramentów, ale pokorny sługa, szafujący tym, co Boże. A od szafarza już tutaj się żąda, aby każdy z nich był wierny.

W słowie dzisiejszej liturgii znajdziemy odpowiedź na pytanie o klucz do wielowymiarowej osoby Arcybiskupa Józefa. Jest tym słowem i rzeczywistością słowo Pasterz. Zatem na pytanie, kogo dziś żegnamy, najpełniej odpowiemy wtedy gdy powiemy, żegnamy pasterza dobrego, który niestrudzenie starał się w życiu, przyporządkowując wszystkie talenty i wszelką wiedzę, być pasterzem dobrym, znając owce, kochając je, szukając i prowadząc do czystych źródeł. Wszyscy, którzy Go znali jako biskupa w Tarnowie i Lublinie, zwłaszcza ci, którzy go znali bliżej, potwierdzą, co było dla Niego najważniejsze. On kochał ludzi i kochał Kościół, zależało Mu na zbawieniu wszystkich. Przez osobistą modlitwę, której było bardzo dużo w Jego życiu, przez z pasją głoszone słowo Boże, czasem ostrzejsze niż miecz obosieczny, przez posługę sakramentów i całe pasterzowanie chciał być i był na pierwszym miejscu pasterzem. Gdyby Mu postawiono pytanie, kim jest najpierw i najbardziej, człowiekiem, uczonym, filozofem czy biskupem, z pewnością odpowiedziałby – biskupem, z całą troską o formację ludzką, naukową, duchową i intelektualną, podporządkowaną temu największemu powołaniu.

Miałem okazję, a nawet szczęście być blisko kleryka, księdza, a potem biskupa Józefa przez 44 lata. Znałem wiele problemów, czasem dylematów, z którymi się dzielił do ostatnich dni. Pamiętam, jak w roku 1990 przyszedł do mnie po przyjęciu urzędu biskupa tarnowskiego. Naturalnie postawiłem Mu pytanie, jak Ty to wszystko teraz pogodzisz? To był Jego dylemat, ale tylko do momentu powiedzenia „tak” Ojcu Świętemu. W pewnym sensie sprawdziły się w jego życiu słowa Jezusa wypowiedziane do świętego Piotra po zmartwychwstaniu: Gdy byłeś młody opasywałeś się sam i chodziłeś gdzie chciałeś. Gdy się zestarzejesz wyciągniesz swoje ręce i inny cię opasze. Dał się Chrystusowi przepasać i poprowadzić. Skoro powiedziałem „tak”, mówił - wszystko inne musi być służebne wobec biskupstwa. Po kilku latach widać było, że tak jest w rzeczywistości. Płacił za to ogromną cenę, zwłaszcza swoją morderczą pracą, by być pasterzem dobrym w obu diecezjach, a równocześnie utrzymać rytm pracy naukowej, publicystycznej – co było Jego pasją. To, że jako biskup był dla swoich wiernych, a równocześnie zostawił po sobie 50 książek i kilkaset artykułów, uczestniczył w kilkuset konferencjach naukowych na całym świecie, było pewnie jedną z przyczyn Jego wczesnego odejścia. Chciał żyć intensywnie i krótko – często o tym mówił. Myślę, że często wypowiadał w modlitwie brewiarzowej słowa psalmu: „Rzekłem w połowie moich dni odejść muszę”. Odszedł spracowany po ludzku człowiek, w połowie swoich dni, a tak bardzo był potrzebny Kościołowi, Polsce i światu.