- Nie ma innej etyki dla chrześcijanina, prezbitera czy biskupa, jest jedna
etyka. Kłamstwo zawsze jest złem. Złem jest współpraca z nieprawymi ludźmi, w
nieprawej sprawie - mówi w rozmowie z KAI nt. wydarzeń związanych z abp
Stanisławem Wielgusem przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Józef
Michalik.
KAI: Rzeczywiście nie możemy ocenić, czy abp Wielgus poprzez współpracę z SB uczynił komuś krzywdę, bo nie ma akt, które by na to wskazywałyby. Jednak wierni w Polsce oczekiwali ze strony Episkopatu oceny moralnej samego faktu współpracy, a przede wszystkim postawy abp Wielgusa w ostatnim miesiącu, który, wbrew prawdzie, tej współpracy zaprzeczał. W odczuciu wiernych zabrakło ze strony Episkopatu, ze strony naszych pasterzy, jednoznacznej oceny moralnej postawy abp Wielgusa. Przeciwnie, można było usłyszeć głosy niektórych biskupów usprawiedliwiające tę postawę, głosy które dla wielu wierzących były po prostu gorszące...
- Według mnie ta ocena, której dokonuje Pan Redaktor, jest z gruntu niesprawiedliwa i tendencyjna. Na szczęście nie wszyscy biskupi dali się wciągnąć na wezwanie kamer i mikrofonów. Informacja ze strony biskupów została podana, tylko w zgiełku medialnym umknęła. Chcę, przy okazji, bardzo wyraźnie powiedzieć, nie ma innej etyki dla świeckiego chrześcijanina, prezbitera czy biskupa, jest jedna etyka. Kłamstwo zawsze jest złem. Złem jest współpraca z nieprawymi ludźmi, w nieprawej sprawie. Złem też jest nieposłuszeństwo biskupom, którzy w tym czasie wydali zarządzenia wyraźnie takiej współpracy zakazujące. Myśmy to wszystko mówili. Co więcej, sam abp Wielgus przyznał się do tego w odezwie do diecezjan, w której napisał, że boleje nad tym, iż wyrządził krzywdę Kościołowi i Panu Boga. Wyznanie winy więc było. Natomiast rzeczywiście wydarzenia tygodnia poprzedzające rezygnację z urzędu pokazują jak trudną sprawą jest dochodzenie do prawdy, to jest cały proces.
KAI: Wypowiedzi abp Wielgusa z ostatniego miesiąca wyraźnie wskazują, że jego problem polegał właśnie na braku umiejętności obiektywnego spojrzenia na swoje przeszłe czyny i aktualną postawę. Dlaczego nikt z jego otoczenia, np. braci biskupów, w tym procesie stanięcia w prawdzie mu nie pomógł? Przecież taką rolę katalizatora prawdy odegrały właśnie media, którym przypisuje się jak najgorsze intencje.
- Być może rzeczywiście był on w tym okresie osamotniony. Niewątpliwie media odegrały tu rolę w dochodzeniu do prawdy, ale w wielu przypadkach nie zachowały właściwej postawy. Proszę pamiętać, ze pierwsza wiadomość prasowa w tej sprawie nie zawierała faktów, a piętnowała "Judasza". To było jednak niegodne. Chirurg, który z krzykiem i wrzaskiem zwraca się do pacjenta chorego na wstydliwą chorobę nie może odegrać zbyt dobrej roli, bo ten chory się przestraszy i zamknie w sobie. Natomiast pomóc może lekarz, który idzie do pacjenta z życzliwością i miłością. Mogę sobie wyobrazić, że abp Wielgus czytając i słuchając mediów na swój temat przeżywał to samo, co w kontaktach ze służbami specjalnymi, których funkcjonariusz zastraszył go krzykiem. Po tym wszystkim, co się stało, dalsze analizowanie postawy abp Wielgusa byłoby pastwieniem się nad człowiekiem już poniżonym. Zresztą przyznanie się publiczne do współpracy z SB, a potem przyjście na ingres i osobiste ogłoszenie rezygnacji z urzędu było z jego strony aktem dużej odwagi moralnej.