Między pełnią a pustką

ks. Włodzimierz Lewandowski ks. Włodzimierz Lewandowski

publikacja 07.02.2019 11:45

Co ma zrobić wierny, który z homilii/kazania nic nie zrozumiał? A takich jest, sądząc po wpisach na różnych forach, wielu.

Liczby mówią same za siebie. Jeden z często powtarzanych argumentów. Także gdy mowa o naszej religijności. Oczywiście przy założeniu, że człowiek religijny jest wierzący. Co nie zawsze idzie w parze. Dowodem coraz bardziej widoczny (może jeszcze nie tak widoczny jak na Zachodzie) trend: religijność tak, Bóg nie. Dlatego pytany o stabilizację naszej religijności ksiądz Andrzej Draguła stawia znak zapytania.

Zanim ten znak zauważyłem rozpętała się dyskusja, sprowokowana wywiadem z Szymonem Hołownią, jaki otwiera najnowszy numer miesięcznika W drodze. Tematem rozmowy jest, mówiąc najogólniej, sposób naszego odżywiania i biblijna teologia stworzenia. Przy okazji niejako pojawił się wątek kazań. Tu Hołownia cytuje kardynała Konrada Krajewskiego. „Zobacz, jakie my mówimy kazania. Za żadne z nich nikt mnie jeszcze nigdy nie chciał ukrzyżować. A Jezusa co chwilę chcieli zabić za to, co mówił.”

Trzy zdania natychmiast wywołały reakcję moich rozmówców. Że i owszem, chcieli… Bynajmniej nie dlatego, że były tak porywające i wywracające (ewangelijnie) sposób postrzegania świata. Były po prostu kiepskie… Stąd jesteśmy od krok od wniosku, że kryzys religijności jest owocem (gorzkim) między innymi kryzysu kaznodziejstwa, w którym – jak to zauważył krakowski socjolog religii Marcin Zwierżdżyński – dominuje oderwana od życia parafii akademicka teologia. Słuchając tu i ówdzie kazań trudno mu nie przyznać racji.

Co wcale nie musi znaczyć, że akademicka teologia Kościołowi nie jest potrzebna. Przeciwnie. Tyle, że nie na ambonie, pod którą siedzą słuchacze w większości zupełnie nie zorientowani w teologicznych szkołach, dyskusjach, pojęciach. A jednak spragnieni Boga. Tu potrzebna stara, sprawdzona metoda wielkich świętych i wielkich naukowców. Przetwarzania wielkich teologicznych idei na język ludu. Wbrew temu, co może się wydawać, nie jest to upraszczanie teologii. To sztuka. Mająca swe korzenie w Ewangelii. Są w niej, owszem, wielkie idee teologiczne, ale opowiedziane przeważnie językiem obrazów. Te z kolei otwierają przestrzeń refleksji, prowokują, każą (choć nie zmuszają) podejmować decyzje. Więc to otwieranie przestrzeni, inicjowanie – jak powiedział w drodze powrotnej z Abu Dhabi Franciszek – procesów, wydaje się być jednym z zadań kaznodziejstwa.

Przy okazji rodzi się jednak pytanie: co ma zrobić wierny, który z homilii/kazania nic nie zrozumiał. A takich jest, sądząc po wpisach na różnych forach, wielu. W dużym mieście nie ma problemu. Churching. Chociaż tu można mieć zastrzeżenia. Bo to mimo wszystko odwracanie się plecami do swojej wspólnoty. Ale dla spragnionych żywego Słowa z mocą stanowi jakieś rozwiązanie. Drugie jest prostsze. Przecież można po skończonej Eucharystii iść na rozmowę z kaznodzieją i poprosić o wyjaśnienie. Zrobić to w taki sposób, by nie poczuł się atakowany. Zarzut „ględzenia” z pewnością wywoła reakcję. Ale prośba o rozmowę…

Jest jeszcze trzecia droga. Sługa Boży Ksiądz Franciszek Blachnicki zaproponował ciekawą formę przygotowania niedzielnej liturgii. To krąg biblijny i liturgiczny. Jednym z jego elementów są sugestie do niedzielnej homilii. Wygłaszający może, choć nie musi, je wykorzystać. Z pewnością mogą one być pomostem między akademicka teologią i życiem parafii.

Propozycja może nie tylko ożywić homilię. Może być także krokiem w kierunku ożywienia parafii, coraz bardziej zagrożonej ograniczeniem życia religijnego wyłącznie do niedzieli. Czyli zainicjować kolejny proces, którego owocem w przyszłości będzie stopniowe przekształcania parafii we wspólnotę wspólnot.

Oczywiście wszystko może zostać po staremu. Ale wtedy bliżej nam będzie do pustych kościołów niż do pełnych.

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..