Panie Redaktorze, ma Pan 100% racje. Tylko, ze nasi biskupi i kaplani "wiedza swoje" i chyba dalej mysla, ze listem pasterskim zalatwia sprawe. Bo przeciez "owieczki" wysluchaja i sie pokornie do tego dostosuja...
A tu trzeba by napominac w pore i nie w pore, zdawac swiadectwo z nadziei, ktora w nas jest (?) i w ogole osobiscie sie zaangazowac w kontakt z ludzmi. Nie (tylko) z ambony.
Może nie tyle duszpasterstwo jest kulejące, co zaniedbania w odkrywaniu znaków czasu. I trzeba je ciągle odkrywać w każdym człowieku osobiście, indywidualnie. Rozumienie człowieka w czasach, miejscu jakich żyje daje o wiele lepsze możliwości przyprowadzenia go do Chrystusa, niż największe nawet akcje i make-upy duszpasterstwa, listy i przemówienia. Im więcej papierków tym mniej spotkania się z konkretną osobą. Sprzyja to raczej bojaźliwemu i powierzchownemu szufladkowaniu ludzi na okultystów i egzorcystów, proroków i wróżki, oazowiczów i krisznowców itd. Wiele jest takich miejsc gdzie dzięki dobrej pracy kapłanów wierni wzrastają i wyrastają z pewnych uwikłań. Nawet 'kulejący' proboszcz ma większe szanse wskazać błądzącemu drogę do Boga niż ogólnikowy list. Kto się pod nim podpisał nie ma najmniejszego znaczenia... taki znak czasu.
Mógłbym się zgodzić z artykułem, gdyby nie jedno zdanie - pierwsze zdanie: "Największy wróg wiary? Stawiam na grzech i kulejące duszpasterstwo." Czyli gwarancją sukcesu chrześcijaństwa jest bezgrzeszność i wspaniałe duszpasterstwo? Śmiem wątpić. Z reszą felietonu się zgadzam.
Tylko, ze nasi biskupi i kaplani "wiedza swoje" i chyba dalej mysla, ze listem pasterskim zalatwia sprawe.
Bo przeciez "owieczki" wysluchaja i sie pokornie do tego dostosuja...
A tu trzeba by napominac w pore i nie w pore, zdawac swiadectwo z nadziei, ktora w nas jest (?) i w ogole osobiscie sie zaangazowac w kontakt z ludzmi. Nie (tylko) z ambony.
Pozdrawiam
A w ogóle jestem za wolnością religijną.