Do omyłkowej akcji antyterrorystów w Katowicach doszło w wyniku kilku błędów; pomylone zostały m.in. piętra - mówił w środę na posiedzeniu sejmowej komisji wiceszef policji Andrzej Rokita. W tej sprawie wszczęte zostały dwa postępowania dyscyplinarne.
Chodzi o akcję z 20 marca, kiedy katowiccy antyterroryści weszli do mieszkania dwójki postronnych osób. Według posiadanych przez nich informacji miał tam ukrywać się niebezpieczny przestępca poszukiwany w związku z przestępczością samochodową. Okazało się, że mężczyzna był, ale w innym mieszkaniu w tym samym budynku.
Informacje dotyczące m.in. kontroli przeprowadzonej w tej sprawie przez policję przedstawiali w środę posłom szef MSW Jacek Cichocki, komendant główny policji Marek Działoszyński i Rokita, który nadzoruje pion kryminalny.
Podkreślali oni, że cała ta sprawa była ewidentnym błędem, który uderzył "w dobre imię policji". Poinformowali również, że postępowania dyscyplinarne dotyczą dwóch oficerów, którzy byli odpowiedzialni za przeprowadzenie i dowodzenie akcją.
Działoszyński powiedział, że powołał specjalny zespół (w skład którego wchodzą m.in. antyterroryści), który ma zająć się zapobieganiem tego typu sytuacjom. Chodzi tu m.in. o wprowadzenie zapowiadanego już wcześniej rozwiązania polegającego na rejestracji wszystkich akcji antyterrorystów.
Z kolei Rokita poinformował posłów, że rozpoznania miejsca, gdzie mógł ukrywać się przestępca, dokonywali nie antyterroryści, a policjanci prowadzący śledztwo - czyli z wydziału do walki z przestępczością samochodową. Zapewnił, że bardzo dokładnie określili oni mieszkanie, w którym miał ukrywać się mężczyzna. Na miejscu, podczas zatrzymania - dodał - popełniono jednak kilka błędów, m.in. w dowodzeniu akcją, wymianie informacji. Antyterroryści nie widzieli też zdjęcia poszukiwanego przestępcy.
Kluczowym błędem - dodał Rokita - było to, że podczas akcji pomylone zostały piętra. Jak wyjaśnił wicekomendant, do pomyłki doszło już w momencie, gdy antyterroryści wstępnie sprawdzali drzwi, towarzyszył im wówczas ochroniarz budynku i policjant z "samochodówki".
"Z piwnicy, czyli z poziomu minus jeden, weszli na drugie, a nie na trzecie piętro. Na drzwiach nie było numeru lokalu, a to, że są to właściwe drzwi, potwierdził ochroniarz. Nie wiem, czy to napięcie spowodowało, że nikt się nie zorientował. Zawiódł ten ostatni element. Dowodzenia na miejscu akcji" - dodał.
Powiedział również, że antyterroryści nie sforsowali od razu drzwi, tylko krzyknęli: "Otwierać. Policja". Zdecydowali się na siłowe wejście w momencie, gdy zorientowali się, że znajdujący się w środku mężczyzna blokuje drzwi nogami.
Dodał również, że to blokowanie drzwi było dla funkcjonariuszy potwierdzeniem, że w środku może być przestępca. "Potwierdzała to także obecność w mieszkaniu kobiety" - zaznaczył, dodając, że z informacji policji wynikało, iż poszukiwany również miał mieszkać z kobietą.
Rokita poinformował także, że podczas policyjnej kontroli nie były analizowane działania antyterrorystów. To, czy w jakikolwiek sposób przekroczyli oni swoje uprawnienia, wyjaśnia bowiem prokuratura. "Procedury związane z zatrzymaniem oczywiście nie przewidują ani kopania, ani uderzenia głową o żadne elementy" - podkreślił.
Działoszyński dodał, że sami antyterroryści twierdzą, iż nie przekroczyli swoich uprawnień. Para, do której mieszkania weszli, skarżyła się na ich brutalność, kobieta mówiła w mediach o wybitym zębie.
Posłowie nie kryli emocji. Podkreślali, że sprawa ta uderza w dobre imię policji. Posłanka Krystyna Łybacka (SLD) mówiła z oburzeniem, że doświadczeni policjanci oddali dowodzenie ochroniarzowi. Dodała, że brutalne zachowanie antyterrorystów było efektem tego, iż puściły im nerwy, gdy zorientowali się, że weszli nie do tego, co trzeba, mieszkania.
Z kolei Tomasz Kaczmarek (PiS) dopytywał o kwestie związane z rozpoznaniem miejsca pobytu poszukiwanego mężczyzny. Apelował też, by z całej tej sytuacji wyciągnąć daleko idące wnioski. "Zawiodły procedury i trzeba zrobić wszystko, by to się nie powtórzyło" - dodał.
"Z przykrością i smutkiem podpisuję się pod wszystkimi głosami mówiącymi o tym, że ten ewidentny błąd jest wyraźnym, mocnym ciosem w dobre imię policji. Wiem, że będzie to trudno odbudować" - mówił Cichocki. Dodał równocześnie, że prawdopodobnie sytuacja wyglądałaby nieco inaczej, gdyby osoby mieszkający w mieszkaniu, do którego weszli antyterroryści, od początku słuchały ich poleceń.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.