Po rozpatrzeniu kilku protestów polska sztafeta 4x400 m nie wystąpi w finale olimpijskiej rywalizacji igrzysk w Londynie. Piotr Wiaderek, Marcin Marciniszyn, Michał Pietrzak i Kacper Kozłowski uzyskali czas 3.02,86, który był dziewiątym rezultatem eliminacji.
Jak poinformował dyrektor sportowy PZLA Piotr Haczek, zdyskwalifikowana pierwotnie Wenezuela została przywrócona, a biało-czerwoni spadli na dziewiątą lokatę.
Biegnący w pierwszej serii eliminacyjnej Polacy zajęli piąte miejsce z czasem 3.02,86. Zaraz po zejściu z bieżni protestowali, twierdząc, że Belg Antoine Gillet uniemożliwił im przeprowadzenie szybszej zmiany przed ostatnim okrążeniem. Kończący jako trzeci Michał Pietrzak się przewrócił, ale Kacper Kozłowski zdążył przejąć pałeczkę.
"Udało mi się ją złapać w ostatnim momencie. W żartach mogę ocenić, że z punktu widzenia szkoleniowego to była idealna zmiana, choć też cyrkowa. Trenerzy zwracają uwagę, aby biodra były jak najdalej od siebie i na prostej ręce - powiedział Kozłowski i jeszcze na "gorąco" dodał: "Niesportowym zachowaniom nie można odpuszczać, trzeba z nimi walczyć i zwalczać".
W podobnym tonie wypowiadał się najstarszy z ekipy, 30-letni Marciniszyn: "Gdyby nie ten upadek, nie byłoby zatrzymania i mielibyśmy rezultat lepszy o pół sekundy".
Początkowo wydawało się nawet, że protest nie był konieczny, bowiem z drugiego biegu zdyskwalifikowano Wenezuelę i Dominikanę. W tej sytuacji podopieczni Józefa Lisewskiego byli na ósmej pozycji i mogli szykować się do finału. Ale...
"Obejrzeliśmy zapis sytuacji z różnych kamer i w zwolnionym tempie. Okazuje się jednak, że nic nieczystego nie miało miejsca. Było bardzo ciasno i po prostu zahaczył (Pietrzak - PAP) i się przewrócił. Nie sądzę też, abyśmy znaleźli się w finale jako dziewiąta reprezentacja, to zupełnie inny przypadek niż u Marcina Lewandowskiego, który po proteście dołączył do półfinałów. W sztafecie przywrócono Wenezuelę, więc my odpadamy" - stwierdził Haczek.
Polakom zabrakło do wielkiego finału zaledwie 0,24 s. "Finał dla naszych lekkoatletów byłby spełnieniem marzeń, przecież przyjechali do Londynu z 16. rezultatem. Sądziłem, że finał zagwarantuje czas na poziomie 3.01. Zdziwiłem się, że można pobiec sekundę wolniej i też znaleźć się wśród najlepszych. Nam się nie udało, trzeba dalej pracować, aby odbudować 400 metrów" - dodał mistrz świata z Sewilli z 1999 roku (po dyskwalifikacji Amerykanów).
W nieodległej przeszłości biało-czerwoni odnosili sukcesy w sztafecie 4x400 m. We wspomnianej Hiszpanii Haczek triumfował razem z Tomaszem Czubakiem, Robertem Maćkowiakiem i Jackiem Bocianem - 2.58,91. Rok wcześniej Polacy pobili rekord kraju - 2.58,00, w składzie: Piotr Rysiukiewicz, Czubak, Haczek, Maćkowiak. Ostatni sukces zanotowali pięć lat temu, sięgając po brąz MŚ w Osace. W czwartkowym biegu było dwóch uczestników rywalizacji w Japonii: Marciniszyn i Kozłowski. Kadrę na Stadionie Olimpijskim w Londynie uzupełnili Piotr Wiaderek i Pietrzak (zmierzono mu 2. czas na zmianie - 45,19).
Sztafeta 4x400 m bliska była medalu na igrzyskach w Sydney w 2000 roku, ale ostatecznie uplasowała się dopiero na siódmej pozycji. Cztery lata wcześniej w Atlancie była szósta.
W 2008 roku do Pekinu polecieli Wiaderek i Kozłowski, ale byli tylko rezerwowymi. Marciniszyn nie startował z powodu kontuzji.
Natomiast czwartkowe eliminacje wygrała ekipa z Wysp Bahama - 2.58,87.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.