Na razie nie widać rozstrzygnięcia problemów, ale jeśli ktoś znajdzie właściwą drogę dla Kościoła, będzie współczesnym św. Franciszkiem lub św. Dominikiem – mówi Michaił Fatajew, świecki audytor synodu, dla „Gościa Niedzielnego”
Ks. Tomasz Jaklewicz: Jest Pan synodalnym audytorem z Rosji?
Michaił Fatajew: – Z Kościoła rzymskokatolickiego w Rosji jest biskup Joseph Werth z Nowosybirska i ja. Reprezentuję diecezję moskiewską, ale mieszkam w Petersburgu.
Jakie są Pana wrażenia po pierwszym tygodniu synodu?
– Na początku biskupi byli bardzo oficjalni, ale z każdym dniem rozmowy stawały się bardzie ufne, bezpośrednie, otwarte. Bardzo mi się podobały spotkania w małych grupach. Są najbardziej otwarte i spontaniczne, pojawiają się żarty, oklaski, ale oczywiście również sprawy poważne. Zdziwiło mnie, że problemy Kościołów z Rosji, Azji, Afryki i Europy są podobne. Na razie nie widać rozstrzygnięcia tych problemów. Myślę, że jeśli ktoś znajdzie tę właściwą drogę, to będzie współczesnym św. Franciszkiem albo św. Dominikiem. Mam nadzieję, że z Bożą pomocą znajdziemy odpowiedzi.
Wydawało mi się, że te problemy Kościołów z różnych stron świata są jednak dość różne?
– Niekoniecznie. Na przykład jeden z biskupów afrykańskich mówił, że kiedy próbują robić nową ewangelizację, są oskarżani o prozelityzm. U nas w Rosji jest taki sam problem w relacji z Kościołem Prawosławnym. Przecież w wielu krajach problemem jest to, że wierni nie chodzą do kościoła. Podam przykład. Kiedy były Światowe Dni Młodzieży w 1991 roku do Częstochowy pojechało z Petersburga 2500 młodzieży. Rok temu było spotkanie tych ludzi z księdzem, który organizował przed laty tę pielgrzymkę. Przyszło 30 osób, czyli ok. 1 procenta. Pytanie, gdzie jest reszta? Jak możemy do nich dotrzeć? To jest pytanie ważne u nas, ale i w całej Europie i w świecie. Owszem mamy swoje problemy związane z tym, że jesteśmy mniejszością jako katolicy. O Rosji mówi się, że jest silna Kościołem Prawosławnym, ale to są często „prawosławni ateiści”. Nie znają swojej wiary, nie chodzą do cerkwi. Biskup Baxant z Czech powiedział, że w jego kraju jest wielka tzw. szara strefa, czyli ludzie, którzy nie przyznają się do żadnej wiary. Czechy i Rosja są pod tym względem podobne, nie są w zasadzie państwami chrześcijańskimi.
Czy Pan zamierza zabrać głos?
– Czas wystąpień audytorów będzie w następnym tygodniu. Chciałbym powiedzieć o przekazywaniu wiary w rodzinie. Większość katolików w Rosji to katolicy pierwszego pokolenia. Nie mamy doświadczenia przekazu wiary swoim dzieciom. To także jest problem Kościoła Prawosławnego. Zresztą oni sami nas prosili o pomoc. W Petersburgu wychodzi magazyn prawosławny „Woda Żywa” i oni sami prosili, aby dwie strony dotyczące katechizacji dzieci opracowywali katolicy, bo my mamy w tej dziedzinie większe doświadczenie. To jest drugi punkt, który chciałbym poruszyć, a mianowicie o potrzebie wspólnego świadectwa katolików, prawosławnych i innych chrześcijan, zwłaszcza w tej „szarej strefie”. Jeśli my, taka mała garstka wierzących, będziemy się kłócić między sobą, to nie damy żadnego świadectwa. Oczywiście, że współpracując z innymi wyznaniami musimy być sobą. Dwa tygodnie temu organizowaliśmy takie spotkanie na temat „Kościół a kultura”. Przyszło sporo ludzi, ale później zdecydowaliśmy zrobić podobne spotkanie w świeckiej księgarni. Przyszło wielu ludzi młodych. Jako temat wybraliśmy inkwizycję. Na spotkaniu rozdawaliśmy zapałki z napisem „katolicy zapalają”. W języku rosyjskim to oznacza także zapalnie serca, radości. Tym chciałbym się podzielić z ojcami synodalnymi.
Czym dla Pana osobiście jest udział w synodzie? Widać, że Pan cały promieniuje entuzjazmem.
– Byłem już kiedyś w Rzymie, ale pierwszy raz jestem na synodzie. Nie znajduję słów, nawet w języku rosyjskim, aby wyrazić to, co czuję. Kiedy tu przyjechałem dostałem wiadomość, ze mam czytać wezwanie z modlitwy powszechnej w języku rosyjskim na Mszy inaugurującej synod. To było wezwanie za kaznodziejów, a ja pochodzę z parafii dominikanów, czyli Zakonu Kaznodziejskiego. Ponadto mowa tam była o wstawiennictwie św. Jana z Avila. On pochodził z rodziny żydowskiej, a mój pradziad był rabinem. Więc poczułem że to nie przypadek, ale takie poczucie humoru Pana Boga.
To jest też chyba uśmiech Pana Boga, że wchodząc do auli synodalnej, spotykaliśmy się i Pan mówi, że zna dobrze „Gościa Niedzielnego”.
– „Gość Niedzielny” jest bardzo znany, nie tylko w Polsce ale i w Rosji. Nie powiem, że czytam go co tydzień. Ale od czasu do czasu ktoś przywozi z Polski. Kiedy szukam czegoś w Internecie, często znajduje odesłanie na stronę internetową „Gościa Niedzielnego”.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.