W lipcu 2010 r. pion lustracyjny Instytutu Pamięci Narodowej uznał, że nie wystąpi o wznowienie procesu lustracyjnego Lecha Wałęsy. Ujawniono to dopiero teraz. IPN tłumaczy, że w sprawie "nie zapadła żadna decyzja procesowa".
W piątek "Gazeta Wyborcza" ujawniła, że w 2010 r. IPN uznał, że słynna książka IPN o domniemanej współpracy Lecha Wałęsy z SB autorstwa Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka "nie przynosi nowych faktów".
Wcześniej przez dwa lata pion lustracyjny IPN sprawdzał, czy można na jej podstawie wznowić proces lustracyjny byłego prezydenta. Ostateczna decyzja: nie można. Ale IPN do dziś nie ogłosił tego publicznie - podała "GW".
Rzecznik IPN Andrzej Arseniuk powiedział PAP, że nie ogłaszano tego, bo w całej sprawie prokurator IPN nie wydał żadnego postanowienia; była tylko notatka jednego z prokuratorów o braku wystarczającej podstawy do wystąpienia o wznowienie lustracji Wałęsy. "Gdyby IPN skierował wniosek o wznowienie sprawy, opinia publiczna zostałaby o tym poinformowana" - dodał rzecznik IPN.
W 2000 r. Sąd Lustracyjny za prawdziwe uznał oświadczenie lustracyjne Wałęsy (jako kandydata na prezydenta), że nie współpracował ze służbami specjalnymi PRL. Sąd uznał, że SB fałszowała swe akta na temat Wałęsy. Sędzia Paweł Rysiński mówił wtedy, że w całej sprawie "poza trzeciorzędnymi, budzącymi najzupełniej w tej sytuacji zasadnicze wątpliwości dokumentami nie ma - oprócz wypisu z rejestru byłej SB - jakiegokolwiek dowodu, który potwierdzałby fakt współpracy Lecha Wałęsy jako tajnego współpracownika o pseudonimie +Bolek+ z byłą SB".
W książce pt. "SB a Lech Wałęsa" Cenckiewicz i Gontarczyk napisali, że w pierwszej połowie lat 70. Wałęsa miał być agentem gdańskiej SB o kryptonimie Bolek. Opisując wyrok Sądu Lustracyjnego, autorzy ocenili, że wadliwie ocenił on dowody nt. Wałęsy i pominął ich część.
Ich zdaniem nie wiadomo, na jakiej podstawie sąd wysnuł wnioski, że autentyczna teczka "Bolka" nigdy nie istniała. Zdaniem autorów, sąd pominął ustalenia śledztwa co do zaginionych w 1992 r. dokumentów "Bolka" (trafiły do Wałęsy jako prezydenta, skąd miały wrócić niekompletne).
Sam sąd uznał twierdzenia autorów za "nieuprawnione", bo wniosek, iż Antoni Macierewicz dysponował w 1992 r. dokumentami sfałszowanymi przez SB, sąd wysnuł na podstawie opinii grafologicznej, z której wynikało, że doniesienie ze stycznia 1971 r. i dwa pokwitowania odbioru pieniędzy z 1971 r. i z 1974 r. nie zostały sporządzone przez Wałęsę.
Wałęsa wiele razy zaprzeczał, by był "Bolkiem". Podkreślał, że z dokumentów IPN wynika, iż kryptonim "Bolek" nosił najpierw podsłuch założony w jego miejscu pracy w stoczni, a potem wszystkie gromadzone przez SB materiały z nim związane. W 2005 r. Wałęsa dostał od IPN status pokrzywdzonego (status taki zlikwidowała nowa ustawa o IPN, uchwalona w 2006 r. na wniosek PiS). Były lider Solidarności zapowiedział wtedy, że będzie pozywał każdego, kto by twierdził, że był on tajnym współpracownikiem SB. Autorów tej książki nie pozwał.
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.