![][1]Polscy misjonarze pallotyni, pracujący w Demokratycznej Republice Konga (dawny Zair), apelują o pilną pomoc dla ofiar wybuchu wulkanu Nyiragongo we wschodniej części kraju. Chociaż sami znaleźli się w rejonie, odciętym od świata strumieniami szybko stygnącej lawy, niezwłocznie pospieszyli z pomocą miejscowej ludności. [1]: zdjecia/kongo1.gif
Polscy misjonarze pallotyni, pracujący w Demokratycznej Republice Konga (dawny Zair), apelują o pilną pomoc dla ofiar wybuchu wulkanu Nyiragongo we wschodniej części kraju. Chociaż sami znaleźli się w rejonie, odciętym od świata strumieniami szybko stygnącej lawy, niezwłocznie pospieszyli z pomocą miejscowej ludności.
Wulkan uaktywnił się 17 stycznia w rejonie półmilionowego miasta Goma, położonego tuż przy granicy z sąsiednią Rwandą. Lawa popłynęła w kilku kierunkach: jeden ze strumieni wlał się do Rwandy, drugi przeciął drogę do Rutshuri i Rugari, trzeci - największy - przepłynął obok lotniska w Gomie. Po drodze zniszczył niemal całe miasto, pozbawiając tysiące ludzi dachu nad głową. Swój bieg zakończył w jeziorze Keshero.
Wybuch spowodował wielką panikę wśród miejscowej ludności, z której prawie pół miliona schroniło się w przygotowanych naprędce obozach w Rwandzie. Wkrótce jednak znaczna część uciekinierów zaczęła powracać do swych domostw, mimo trwającego jeszcze wycieku lawy i groźby nowej erupcji. W zdewastowanym mieście nie ma wody pitnej, żywności, lekarstw, energii elektrycznej i w każdej chwili grozi wybuch epidemii cholery i czerwonki.
Pracujący w rejonie afrykańskich Wielkich Jezior polscy pallotyni ks. Zbigniew Pawłowski i dyrektor miejscowej Caritas ks. Andrzej Myjak zaczęli organizować pomoc dla ofiar kataklizmu. Są nią objęci przede wszystkim uciekinierzy z Gomy i leżącej po stronie rwandyjskiej miejscowości Gisenyi.
Wulkan Nyiragongo leży na granicy Rwandy, Demokratycznej Republiki Konga i Ugandy.
Przełożony polskich pallotynów w regionie Wielkich Jezior ks. Stanisław Filipek, obecny na miejscu kataklizmu po stronie rwandyjskiej, powiedział, że mieszkańcy z miejscowości położonych w promieniu 15 km od wulkanu uciekają w nieznanym kierunku. Prawdopodobnie kataklizm pochłonął setki ofiar, chociaż według władz jest ich niespełna 40. Ks. Filipek poinformował, że strumienie lawy odcięły od reszty świata polskich misjonarzy, którzy uciekli z Gomy do Keshero. Misjonarze z Rutshuru i Rugari, którzy także utknęli w Keshero, będą się starali dotrzeć do swoich parafii.
Szef polskich pallotynów w tym rejonie przebywa obecnie w siedzibie biskupa Gomy, której lawa nie zniszczyła. Stara się on o wydostanie uwięzionych w Keshero współbraci. Ucieczka z miasta jest możliwa jedynie drogą wodną przez leżące u stóp wulkanu jezioro Kivu.
W regionie Wielkich Jezior pracuje wielu polskich pallotynów. W Kongu i Rwandzie prowadzą działalność duszpasterską i charytatywną. Misjonarze pomagają m.in. dzieciom zagrożonym śmiercią głodową, ludziom chorym, sierotom i ofiarom konfliktów zbrojnych wśród różnych grup etnicznych.
Wulkan Nyiragongo ma 3471 m wysokości i należy do najgroźniejszych w Afryce. Poprzednio ożył w 1994 r., wtedy jednak nie spowodowało to ofiar w ludziach.
Ofiary na pomoc ofiarom wulkanu można wpłacać na konto:
Pallotyński Sekretariat Misyjny, ul. Skaryszewska 12, 03-802 Warszawa;
PKO BP S.A. IV O/Warszawa, nr 10201042-35318-270-1, z dopiskiem: "Wulkan".
"Franciszek jest przytomny, ale bardziej cierpiał niż poprzedniego dnia."
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.