W okresie międzywojennym na Kielecczyźnie przez cały Wielki Post życie codzienne przebiegało w skupieniu i umartwieniu, wierni pamiętali, że jest to czas pokuty. W Środę Popielcową po powrocie z kościoła zasłaniano lustra, co symbolizowało odcięcie od wszelkich uciech i zabaw. Nie pito alkoholu, wielu wstrzymywało się od palenia tytoniu. "Post był rzeczą normalną", mawiają starzy kielczanie.
Poszczono o wiele więcej niż teraz, bo w środy, piątki i soboty. W te dni jadano do syta tylko raz dziennie. Często na obiad były śledzie z ziemniakami w mundurkach lub kotlety ziemniaczane jedzone z ... ziemniakami, a rano i wieczorem suchy lub cienko posmarowany masłem chleb albo polewka z chleba. Mieszkańcy wsi przeważnie wyrzekali się mięsa aż do Wielkanocy. Głównym ich posiłkiem były ziemniaki z kiszoną kapustą kraszone olejem lnianym. Na śniadanie i kolację pili gorącą wodę z wdrobionym do niej chlebem lub kwas z kapusty. W kościołach widokiem powszednim były osoby leżące krzyżem na posadzce lub idące od wejścia na kolanach. W nabożeństwach uczestniczyły całe rodziny. Żeby wejść na Gorzkie Żale do środka któregoś kościoła w Kielcach, należało przyjść co najmniej godzinę wcześniej. Po każdym nabożeństwie śpiewano na kolanach Suplikacje. Nawet na ulicach panowała atmosfera powagi i skupienia. Nie słychać było wesołego gwaru, znikały żywe kolory, szarzały wystawy sklepowe. W czasie Wielkiego Postu noszono ciemne ubrania, czarne, długie suknie. W czarnych chustkach na głowach i w czarnych zapaskach przychodziły kobiety wiejskie do kościołów kieleckich znajdujących się na przedmieściach. W lokalach, gdzie w ciągu niemal całego roku odbywały się dansingi, w Wielkim Poście orkiestra nie grała. Niewiele osób chodziło do kina, chociaż ich właściciele starali się przyciągnąć publiczność filmami o Męce Pańskiej.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.