Na pomoc czeka: Rwanda: 96 dzieci ze szkoły podstawowej (odpowiedzialne: siostry służki NMPN z placówki Cyangugu), 17 uczniów szkoły średniej (ojcowie marianie z misji Nyakinama) Kamerun: 121 dzieci ze szkoły podstawowej i średniej (odpowiedzialne: siostry dominikanki) - przypomina Rzeczpospolita pisząc o adopcji na odległość.
Pani Słodzinka niedawno była w Rwandzie. Odszukała kilkoro dzieci, którym patronują "polscy rodzice". Afrykańscy opiekunowie często nie dostrzegają, jak ważna jest nauka. Dziecko chodzi do szkoły - bo to warunek "adopcji serca" - ale się nie uczy. - Julka jest delikatna i miła - pani Słodzinka pokazuje zdjęcie drobnej dziewczyny o nieśmiałym uśmiechu. W ciągu naszej rozmowy kilkakrotnie wraca pytanie: co z nią będzie dalej? Zgodnie z regułami za dwa lata pomoc powinna ustać, ale Julia nie skończyła nawet podstawówki i nie ma zawodu. Czy to dziewczynka nie wykorzystała szansy, czy zawiniła jej opiekunka? Pani Słodzinka jest jak najdalsza od potępiania kogokolwiek, zwłaszcza że sama widziała, że Emmeliene Nyiranzeyimana opiekuje się Julią najlepiej, jak potrafi. - W Afryce dziecko pracuje, odkąd skończy 4 lata - tłumaczy. Julka, zanim pójdzie do szkoły, musi na przykład przynieść wodę. Rano schodzi 4 kilometry w dół do studni. Wraca 4 kilometry pod górę z 20-litrowym wypełnionym po brzegi kanistrem. Gdy jest pora deszczowa, nogi grzęzną w błocie, osuwają się, ślizgają. Do szkoły Julka idzie trzy kilometry. Po lekcjach wraca do domu i kolejnych obowiązków. Twarde warunki W takiej samej sytuacji jak mali Rwandyjczycy są dzieci z Ugandy, Kamerunu i Konga. Wszędzie panuje głód, choroby i niewyobrażalna nędza. - Trzeba dać szansę dzieciom, które chcą się uczyć - mówi z przekonaniem pani Słodzinka. Stąd decyzja - przekształcają akcję. - Trzeba postawić twarde warunki: jeśli dziecko nie będzie się uczyło i nie będzie osiągało odpowiednich wyników, to pomoc się skończy - podkreśla pani Magdalena. Ma ona cichą nadzieję, że opiekunowie przestaną obarczać dzieci nadmiernymi obowiązkami, by nie stracić pomocy. Kryterium do adopcji nie będzie tylko "sieroctwo", ale determinacja i wola uczenia się. Woli nie brakuje 11-letniemu Tuyambaze. Pani Słodzinka odwiedziła go w Kinoni. Chłopcem opiekuje się wujek Pio Hetegekimana. Historia Pio jest równie niezwykła, co typowa w tym rejonie świata. Pio miał trzech braci. W 1994 roku wszyscy oni obiecali sobie, że ten, który przeżyje wojnę, wychowa dzieci pozostałych. Pio dotrzymuje słowa, a polski ksiądz z misji wybrał małego Tuyambaze do "adopcji", aby pomóc całej wieloosobowej rodzinie. Im więcej czasu mija od wojny, tym trudniej o zaangażowanie. - Kiedy w tle była wojna i krew, było zainteresowanie mediów. Czy teraz uda się znaleźć chętnych do pomocy? - niepokoi się pani Magdalena. Informacji udziela Fundacja "Watoto Dzieci Afryki" ul. Poranku 6, 05-540 Zalesie Górne k. Warszawy tel./faks (22) 756-58-50; www.DzieciAfryki.org
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
- ocenił w najnowszej analizie amerykański think tank Instytut Studiów nad Wojną (ISW).
Wydarzenie wraca na płytę Starego Rynku po kilkuletniej przerwie spowodowanej remontami.