Staram się dyskutować z instytucją Kościoła - powiedział Jerzy Stuhr w wywiadzie dla Życia Warszawy.
- Dlaczego wprowadza Pan do filmów osoby duchowne? - Nie mogę dawać fałszywego obrazu i nie zauważać obecności Kościoła w kraju, w którym 90 procent obywateli deklaruje katolicyzm. Dlatego nawet w „Dużym zwierzęciu” pojawił się fragment na ten temat. Staram się dyskutować. Przede wszystkim z instytucją Kościoła. Mam przeświadczenie, że jest o czym rozmawiać. - Czy kręcąc „Historie miłosne”, w których pewien ksiądz miał owocny romans, i „Pogodę na jutro”, gdzie bohater chroni się w zakonie przed zdradzającą go żoną i komunistycznymi represjami, bał się Pan opinii widzów? - Raczej przewidywałem trudności. Z powodu scenariusza „Historii miłosnych” kuria warszawska odmówiła możliwości realizowania zdjęć w kościele rzymsko-katolickim. - Ksiądz stający przed wyborem: powołanie czy ojcostwo budził niepokój? - Nie chciałem opowiadać historii księdza, ale człowieka. Osoba duchowna wobec takiego dylematu ma trudniejszą sytuację. W „Pogodzie na jutro” habit stał się figurą stylistyczną. Szukałem usprawiedliwienia, gdzie ktoś mógłby w obecnym świecie przebywać tyle lat i nie zorientować się, jakie zmiany – polityczne, społeczne czy obyczajowe – wokół zaszły. Doszedłem do wniosku, że jedynym miejscem jest klasztor, gdzie żyje taki kameduła-eremita. - Czy któryś z filmów wywołał protesty? - Ograniczało się to raczej do ocen. Pewien hierarcha miał np. pretensję o „Pogodę na jutro”. I bynajmniej nie o początek filmu – w klasztorze, lecz o zakończenie – w sekcie. Usłyszałem: „Lubię pański film do ostatnich pięciu minut”. - Szykuje Pan już filmową ripostę na ten komentarz? - Z Włoch otrzymałem propozycję zagrania jednego z braci przełożonych, więc na razie, jeżeli się wypowiem, to jako aktor. Scenariusz jest bardzo ciekawy. Pokazuje problem poszukiwania wiary. A tej nie znajduje się w uniesieniach, lecz w bólu, często zwątpieniu. W pamiętnikach matki Teresy odnajdujemy wiele stron poświęconych szukaniu najwłaściwszej drogi. Aż się wierzyć nie chce, że taka osoba doświadczała tylu wątpliwości, że aż tak bardzo musiała się z nimi zmagać. Ale może właśnie dlatego, że umiała stanąć twarzą w twarz z tym, co ją przerasta,, przełamywała zwyczajny ludzki lęk, została świętą. I to w opowieści o niej jest ważne, a nie przesłodzone obrazki. - Czy filmy takie jak „Karol...” utrudnią dyskusję? - Jeśli nurt hagiograficzny, znany od średniowiecza, kiedy powstawały żywoty świętych, rozwinie się, rozmowa będzie trudniejsza, ale mam nadzieję, że po pierwszych uniesieniach przyjdzie czas na trzeźwą ocenę. - Czy polscy widzowie są na nią gotowi? - Trudno oceniać wszystkich, ale dziwi mnie, że młodzi ludzie, przyszli reżyserzy, których uczę w Katowicach, nie chcą się zająć tym tematem. A jest w tej kwestii tyle do powiedzenia, zamieszania. - Może obawiają się tego mieszania? - Młodzi ludzie? A kiedy mają wyrażać swoją niezgodę, stawiać szczere, otwarte i odważne pytania? Gdy będą mieli tyle lat co ja? - Dziesięć lat minęło od premiery skandalizującego filmu „Ksiądz” Antonii Bird. Co dziś Pan o nim sądzi? - Łatwo jest powołanie, wiarę wykorzystać do epatowania. Są to jednak sfery zbyt ważne, istotne, by mówiąc o nich, używać sutanny do prowokacji. Trzeba być niezwykle ostrożnym, tymczasem dziś sztuka coraz bardziej nastawia się na szokowanie odbiorcy. Widzę w tym niebezpieczeństwo, ale na szczęście nie wszyscy takiemu trendowi ulegają. - Czego wymaga od aktora rola księdza? - Aktor przede wszystkim musi grać człowieka. To, czy bohater jest w sutannie, historycznym kostiumie czy cywilnym ubraniu, nie ma najmniejszego znaczenia.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Kraje rozwijające się skrytykowały wynik szczytu, szefowa KE przyjęła go z zadowoleniem
Sejmik woj. śląskiego ustanowił 2025 r. Rokiem Tragedii Górnośląskiej.