Około 500 stronników opozycji demonstrowało w niedzielę na placu Bołotnym w Moskwie, naprzeciwko Kremla, żądając uwolnienia więźniów politycznych w Rosji. Akcja była legalna. Organizatorzy zapowiadali udział 10 tys. osób.
Demonstranci domagali się przede wszystkim zaprzestania ścigania i wypuszczenia z aresztów śledczych opozycjonistów, którzy 6 maja 2012 roku, w przededniu inauguracji prezydenta Władimira Putina, w tym samym miejscu protestowali przeciwko jego powrotowi na Kreml. Tamta manifestacja zgromadziła ponad 15 tys. uczestników.
Doszło wówczas do starć protestujących z siłami specjalnymi policji OMON. Ponad 450 osób zostało zatrzymanych, po obu stronach byli ranni. Zarzuty w sprawie zajść postawiono około 30 osobom.
Jeden z organizatorów ubiegłorocznej demonstracji, Konstantin Lebiediew, w zeszłym miesiącu został już skazany na 2,5 roku pozbawienia wolności w kolonii karnej. Wcześniej - w listopadzie - na 4,5 roku łagru sąd w Moskwie skazał jednego z uczestników starć, Maksima Łuzianina.
W niedzielnej akcji wzięli udział sympatycy wszystkich nurtów opozycji - od radykalnej lewicy przez liberałów po skrajną prawicę. Skandowali m.in. "Władza w ręce narodu!", "Bandę Putina - pod sąd!" i "Chwała Rosji!".
Podczas manifestacji trwała zbiórka pieniędzy na pomoc dla aresztowanych uczestników zeszłorocznej akcji na placu Bołotnym.
W poniedziałek odbędzie się tam kolejna demonstracja przeciwników Putina. Jej organizatorzy spodziewają się udziału około 30 tys. osób.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.