Amerykański sekretarz stanu John Kerry oświadczył w piątek, że USA zdobyły "solidne dowody" wykorzystania broni chemicznej przez władze Syrii.
W czasie zorganizowanego przez Google, telewizję NBC i Departament Stanu czatu z internautami, szef dyplomacji Stanów Zjednoczonych powiedział o "potwornym wyborze, którego dokonał reżim (Baszara) Asada poprzez zabicie od 70 do 100 tysięcy własnych obywateli, w tym uciekając się gazu".
"Przypuszczamy, iż mamy solidne dowody jego wykorzystania" - mówił.
W Syrii od ponad dwóch lat trwa rebelia przeciw reżimowi Baszara el-Asada. Walka stopniowo przekształca się w konflikt religijny, w którym sunnicka większość walczy z pozostałymi mniejszościami wyznaniowymi, skupionymi wokół dominujących alawitów.
Do użycia broni chemicznej miało dojść w marcu bieżącego roku w prowincji Aleppo, na północnym zachodzie kraju. O zastosowanie gazu bojowego oskarżają się wzajemnie obie strony konfliktu - rebelianci i siły Asada.
Biały Dom już wcześniej oświadczył, że "jest wysoce prawdopodobne, że do użycia broni chemicznej w Syrii doszło ze strony reżimu". Prezydent USA Barack Obama w związku z tym zapowiedział "rozpatrzenie wszystkich opcji".
W piątek również turecki premier Recep Tayyip Erdogan oskarżył władze Syrii o stosowanie broni chemicznej. W ubiegłym tygodniu w Turcji zaczęto pobierać próbki krwi od przewiezionych przez granicę na leczenie rannych Syryjczyków, by ustalić, czy padli oni ofiarą ataku chemicznego.
Tymczasem "rozstrzygających dowodów" na użycie broni chemicznej nie znalazła komisja ONZ.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.