Ten język jest obcy środowiskom chrześcijańskim - skomentował abp Józef Życiński słowa Anny Walentynowicz, która powiedziała, że Lech Wałęsa "powinien być oskalpowany, a nie przeproszony".
Zachowanie Anny Walentynowicz metropolita lubelski nazwał "mówieniem obcym językiem" i "występowaniem w roli ostatniego Mohikanina cywilizacji nienawiści". Były prezydent ujawniając przed kilkoma dniami w internecie zgromadzone w IPN materiały SB na swój temat powiedział, że po lekturze tych dokumentów powinni przeprosić go ci, którzy sugerowali, że był agentem. Po Mszy św. dla uczniów i pracowników szkoły im. Pamięci Majdanka w Lublinie abp Życiński powiedział: "Można było zauważyć, jak las rąk dzieci wyciągnął się w stronę byłych więźniarek Majdanka, by przekazać im znak pokoju. To jest właściwa postawa ludzi-symboli, być symbolem jednania, przypominania tego, co najbardziej istotne". "Pocieszam się, że wczorajsza wypowiedź była wyrazem odreagowywania pewnych sytuacji a nie tego, że ktoś chciał oskalpować Lecha Wałęsę" - stwierdził hierarcha. "Chrześcijańską reakcją byłoby uczestniczenie pana Lecha i pani Anny we Mszy świętej, w której mogliby szczerze podać sobie ręce przekazując znak pokoju. To byłaby tradycja tej solidarności, która gromadziła nas wtedy, kiedy rodził się ruch" - dodał abp Życiński.
W walkę z żywiołem z ziemi i powietrza było zaangażowanych setki strażaków.
Wstrząsy o sile 5,8 w skali Richtera w północno wschodniej części kraju.
Policja przystąpiła do oględzin wyciągniętej z morza kotwicy.
Ogień strawił tysiące budynków na obszarze ok. 120 km kw., czyli powierzchni równej San Francisco.