Byłe betanki w Kazimierzu Dolnym nie zgadzają się na rozmowę z prokuratorem. Ale chcą prosić o pomoc w rozwiązaniu konfliktu arcybiskupa Stanisława Wielgusa - twierdzi w rozmowie z Gazeta Wyborczą rodzic jednej z sióstr.
Prokuratura Okręgowa w Lublinie wciąż sprawdza czy grupie były zakonnic, które przed ponad dwoma laty zamknęły się w domu należącym do zgromadzenia sióstr betanek w Kazimierzu Dolnym, coś może grozić. Pomoc śledczym zaoferował ojciec jednej z byłych zakonnicy który regularnie bywa w domu w Kazimierzu. Podczas przesłuchania zapowiedział, że poprosi je by zgodziły się porozmawiać z prokuratorem który przyjechałby na miejsce. W środę - wraz z kilkorgiem rodziców zakonnic - pojechał do Kazimierza. Jeden z nich (imię i nazwisko do wiadomości redakcji GW) powiedział Gazecie w czwartek: - Siostry kategorycznie odrzuciły możliwość rozmowy z prokuratorem. Nie zgadzają się na spotkanie. Twierdzą że konflikt w zgromadzeniu jest wewnętrzną sprawą Kościoła i przez Kościół powinien być rozwiązany. - Potwierdzam, że jeden z rodziców przekazał nam informację, że siostry nie chcą rozmawiać z prokuratorem. W tej sytuacji pozostaje nam tylko wysłanie im wezwań - mówi prok. Marek Woźniak, zastępca szefa Prokuratury Okręgowej w Lublinie. - Mimo wszystko liczymy że odbiorą je i stawią się na przesłuchania. Na razie zbyt wcześnie by mówić, co będzie, jeżeli nie stawią się bez usprawiedliwienia. Wielokrotnie próby mediacji podejmował metropolita lubelski abp Józef Życiński. Betanki nie zgadzały się. Rodzic dodaje: - One chcą poprosić o pomoc w mediacji duchownego, do którego mają zaufanie. Chodzi o abp Stanisława Wielgusa - niektóre z nich były jego studentkami na KUL. Ufają mu. Próbowały się z nim skontaktować, ale bez skutku. Ale rodzice pomogą dotrzeć do arcybiskupa. Abp Wielgus, po rezygnacji z funkcji metropolity warszawskiego wkrótce po tym, gdy kościelna komisja historyczna potwierdziła, że współpracował z SB, wrócił do Lublina. Zamieszkał na plebani parafii św. Rodziny. Jej proboszcz ks. Ryszard Jurak powiedział nam w czwartek: - Faktycznie jest tak, że część byłych sióstr to dawne studentki abp. Wielgusa. Stąd on, gdy konflikt się rozpoczął, nie ukrywał swojego zaskoczenia. Abp Wielgus zapytany o propozycję rzekomej mediacji był bardzo zdziwiony. Oświadczył, że nic na ten temat nie wie i kazał przekazać, że szczerze modli się za to, by sytuacja dotycząca konfliktu w Kazimierzu rozwiązała się. W sobotę Fakt zasugerował, że byłe betanki zamierzają popełnić zbiorowe samobójstwo. Tabloid napisał o listach, które rzekomo otrzymują rodziny zakonnic w których mieszkanki domu w Kazimierzu "żegnają się z bliskimi, zapowiadając rychłe przejście z ciemności do światła". Kiedy sprawą zainteresowała się prokuratura i policja, dziennik przyznał że informacje w artykule są nieprawdziwe. W środę przesłuchany został zastępca redaktora naczelnego. W czwartek Fakt - na części wydań - przeprosił czytelników i poprosił o wyrozumiałość. Również w czwartek prokuratorzy przesłuchali jednego z redaktorów dziennika który współpracował przy redakcji sobotniego tekstu. - Potwierdził zeznanie zastępcy redaktora naczelnego o tym, że otrzymali materiał dotyczący betanek od współpracownika z Lubelszczyzny - mówi prok. Woźniak. - Uznali go za wiarygodny a weryfikację rozpoczęli dopiero po tym gdy sprawą zainteresowały się organa ścigania. Redaktor Faktu zeznał też, że nazwisko "Rafał Marczuk", które widnieje pod tekstem, jest pseudonimem ich współpracownika. Nie ujawnił jego personaliów zasłaniając się tajemnicą dziennikarską. Jarosław Górny, lubelski korespondent Faktu zaprzeczył w rozmowie z Gazetą, by miał cokolwiek wspólnego z publikacją. - Z naszej oceny nie wynika, publikując ten tekst ktoś popełnił przestępstwo. To raczej sprawa dla Rady Etyki Mediów - dodaje prok. Woźniak. Fakt przekazał śledczym fotokopię rzekomego listu od zakonnicy z Kazimierza, która był podstawą publikacji.
Według FSB brał on udział w zorganizowaniu wybuchu na stacji dystrybucji gazu.
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.
W Monrowii wylądowali uzbrojeni komandosi z Gwinei, żądając wydania zbiega.