Ksiądz arcybiskup Stanisław Wielgus nie był tajnym współpracownikiem SB.
Sprawa jego oskarżenia o współpracę ze specsłużbami PRL została celowo
sprowokowana - twierdzi Nasz Dziennik.
Bronię Arcybiskupa
Jeśli swoimi kontaktami ze Służbą Bezpieczeństwa ks. Stanisław Wielgus wyrządziłby komukolwiek krzywdę, popełniłby duży grzech. Tyle tylko, że nie ma najmniejszego śladu, iż kogokolwiek skrzywdził. Jeśli ks. Wielgus szkodziłby współbraciom w kapłaństwie, dokonałby zdrady. Tyle tylko, że nie znaleziono ani jednego dowodu na to, iż szkodził. Jeśli ks. Wielgus donosiłby na kolegów z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, to dyskwalifikowałoby go to moralnie. Tyle tylko, że nie ma żadnego dowodu, iż donosił.
Wręcz przeciwnie. Wśród ludzi, których rzekomo miał skrzywdzić, trudno jest znaleźć kogoś, kto miałby o nim złe zdanie. A już najtrudniej w środowisku, któremu rzekomo miał szkodzić.
Ksiądz arcybiskup Stanisław Wielgus stwierdził jasno, że nie współpracował z SB. Wierzę mu, bo jego życie wskazuje, iż jest człowiekiem prawdy. Bo ludzie uczciwi, którzy go znają, twierdzą, że to człowiek "kryształowy". Bo owoce jego pracy wyraźnie świadczą o jego całkowitym oddaniu Kościołowi. Bo na biskupa wybrał go Jan Paweł II. Bo metropolitą warszawskim ustanowił go Benedykt XVI, a to oznacza, że również dla Papieża z Niemiec spośród wszystkich kandydatów na ten urząd był po prostu najlepszy. Wreszcie - bo istnieją dowody, które niezbicie wskazują, że atak na jego osobę był zaplanowany i starannie przygotowany.
Przed rozpoczęciem szczegółowej analizy jego kulisów, warto raz jeszcze przypomnieć jedno wydarzenie sprzed lat. Otóż 21 stycznia 1951 r. komunistyczne władze PRL aresztowały ks. bp. Czesława Kaczmarka, ordynariusza kieleckiego. Zarzucono mu m.in. kolaborację z Niemcami i współpracę z amerykańskim wywiadem. Podczas pokazowego procesu ksiądz biskup wyczerpany był do tego stopnia, że przyznał się do stawianych mu zarzutów. Wszystkie wyjaśnienia, jakie składał w czasie trwających przez tydzień rozpraw, odczytywał z maszynopisu przygotowanego przez prowadzących funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. 2 września 1953 r. Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie skazał księdza biskupa Kaczmarka na 12 lat więzienia.
Aresztowaniu i oskarżeniu ordynariusza kieleckiego towarzyszyła wzmożona nagonka prasowa. Jeszcze przed zakończeniem jego procesu komunistyczne władze podjęły starania mające na celu nakłonienie również kogoś z tzw. inteligencji katolickiej do publicznego wystąpienia potępiającego biskupa Kaczmarka w imieniu "wzorowych katolików". Człowiekiem tym okazał się młody, ambitny działacz PAX - Tadeusz Mazowiecki, który z woli władz został redaktorem naczelnym nowego czasopisma - "Wrocławskiego Tygodnika Katolickiego". W jednym z numerów, który ukazał się 27 września 1953 r., w obszernym artykule Mazowiecki "w imieniu polskich katolików" napiętnował księdza biskupa Kaczmarka jako dywersanta działającego na szkodę Kościoła w Polsce.
Sebastian Karczewski
«« |
« |
1
|
2
|
3
|
4
|
5
|
» | »»