Cosimo Mele, deputowany z ramienia opozycyjnej Unii Demokratyczno- Chrześcijańskiej (UDC), został złapany in flagranti w towarzystwie dwóch luksusowych prostytutek w legendarnym hotelu Flora w Rzymie - napisała Rzeczpospolita.
Przedstawiciel partii Rocco Buttiglionego stojącej na straży moralności i wojującej z narkomanią wpadł, bo jedna z dam przedawkowała kokainę i trzeba było wezwać pogotowie. W piątek 50-letni Mele - żonaty po raz drugi, trójka dzieci - biesiadował z przyjaciółmi w znanej restauracji Camponeschi na Piazza Farnese. Jak twierdzi, przyjaciele zadzwonili po "znajomą", z którą wylądował w nocy w hotelu Flora (pięć gwiazdek, pokój w sezonie 600 euro, dyskrecja portiera 300 euro). Nie wiedział , że ma do czynienia z prostytutką, choć jej zapłacił. Nie wiedział też, skąd wzięła się w pokoju druga dama. Twierdzi także, że nie było żadnych narkotyków, co obśmiały włoskie media. Sprawą zajęła się prokuratura, bo w grę wchodzą narkotyki i prostytucja. We Włoszech dla polityka to zabójcza mieszanka. Mele już wystąpił z partii i zapewne jutro złoży mandat. Natychmiast też wrócił pomysł badania deputowanych i senatorów testem narkotykowym. Już w zeszłym roku dziennikarze, pod pretekstem makijażu przed wywiadem telewizyjnym, podstępnie przeprowadzili wśród 50 deputowanych test na obecność narkotyków w organizmie. Okazało się, że w ciągu 36 godzin przed testem 12 paliło marihuanę, jeden haszysz, a czterech zażywało kokainę. To właśnie UDC wystąpiło wówczas z projektem ustawy zmuszającej deputowanych do poddawania się przymusowym testom narkotykowym. Ustawa przepadła. Ale w ubiegłą środę UDC w proteście podstawiło pod parlament specjalny ambulans. Mele jako pierwszy demonstracyjnie poddał się testowi.
Incydent wpisuje się w rosnące napięcia dyplomatyczne między krajami.
W coraz bardziej powiązanym świecie jesteśmy wezwani do bycia budowniczymi pokoju.
Liczba ofiar śmiertelnych w całej Azji Południowo-Wschodniej przekroczyła już 1000.
A gdyby chodziło o, jak jest w niektórych krajach UE, legalizację narkotyków?
Czy faktycznie akcja ta jest wyrazem "paniki, a nie ochrony"?