Stan Massachusetts wprowadził dziesięciometrową strefę ochronną wokół klinik aborcyjnych, w której nie będzie można demonstrować przeciw zabiegom usunięcia ciąży. Przeciwnicy aborcji są oburzeni - pisze Gazeta Wyborcza.
Władze stanu Massachusetts zaczęły prace nad takim prawem po roku 1994, gdy działacz antyaborcyjny John Salvi zabił dwie recepcjonistki kliniki aborcyjnej w mieście Brooklin w tym stanie. W 2000 r. ustanowiono przepisy, że demonstranci nie mogą zbliżać się na mniej niż pięć metrów do szpitali i dwa metry do osób, które do nich wchodzą. W czwartek te przepisy zaostrzono. Działacze organizacji antyaborcyjnych uważają, że takie zakazy gwałcą konstytucję USA, która gwarantuje wszystkim wolność słowa i demonstracji. Decyzja kongresu stanu Massachusetts zostanie więc zaskarżona w sądzie. Oprócz lewicowego Massachusetts podobne ograniczenia wprowadzono w życie w dwóch innych stanach - Montanie i Kolorado. Pikiety pod klinikami aborcyjnymi są w Ameryce powszechne. Rzadsze są próby podłożenia pod nie bomb czy podpalenia. W efekcie takich ataków zginęło w USA siedem osób, ostatnia w 1998 r. Aborcja jest w Stanach Zjednoczonych legalna bez żadnych niemal ograniczeń od 1973 r. Od 15 lat liczba zabiegów usunięcia ciąży spada, choć nadal jest duża. W 1990 r. przeprowadzono ich 1,5 mln, rok temu - około miliona. Według sondażu "Los Angeles Times" sprzed trzech tygodni 10 proc. Amerykanów chce całkowicie zakazać aborcji, 40 proc. - zezwolić na nią tylko w wypadku gwałtu i zagrożenia życia matki, 13 proc. - by była dostępna z niewielkimi ograniczeniami, a 30 proc. - by odbywała się "na życzenie".
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Kraje rozwijające się skrytykowały wynik szczytu, szefowa KE przyjęła go z zadowoleniem