W kalifornijskim Dinseylandzie rozrzucano prochy zmarłych. Jak podaje telewizja CBS 2, kalifornijska policja wszczęła w tej sprawie dochodzenie - pisze Dziennik.
Według reporterów stacji, władze parku rozrywki w Anaheim udostępniły nagrania z kamer przemysłowych do wglądu policji po tym, jak jedna z pracownic Disneylandu poinformowała dyrekcję, że widziała kobietę rozsypującą w parku "coś podobnego do pudru dla dzieci" - pisze Dziennik. Po wstępnej analizie materiałów okazało się, że pozbywała się z urny... prochów swojego męża. Kobieta została szybko zidentyfikowana i zatrzymana przez władze federalne. "W trakcie przesłuchania wyszło na jaw, że zrobiła to celowo, ponieważ - jak stwierdziła - chciała, aby jej mąż spoczął na wieki w najszczęśliwszym miejscu na ziemi. Za takie bowiem wielu Amerykanów uważa właśnie Disneyland" - tłumaczy sierżant Rick Martinez z policji w Anaheim. Nieoficjalnie wiadomo, że podobnych nagrań jest w archiwach parku o wiele więcej. Detektywi sprawdzają teraz, czy proceder rozsypywania prochów zmarłych na terenie obiektu nie odbywał się przy milczącej aprobacie dyrekcji Disneylandu. "Rozpylanie jakichkolwiek substancji w tym miejscu jest nielegalne i zabronione. Nic nam nie wiadomo, aby zachowania tego typu miały tu miejsce" - oświadczył zdawkowo w oświadczeniu rzecznik parku.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.