Reklama

Kenia: Czy ktoś powstrzyma postępującą anarchię?

Nie ustają walki w Kenii. Także ostatnie dni przyniosły dalsze, tragiczne wydarzenia. O sytuacji w tym kraju informuje w swojej korespondencji br Radek Malinowski z zakonu ojców białych.

Reklama

Miesiąc temu odbyły się w Kenii wybory. Kenijczycy wykazali się wyjątkową cierpliwością i stali niejednokrotnie w kilkusetmetrowych kolejkach, by oddać głos na swojego faworyta. To poświęcenie – wybuch obywatelskiego obowiązku - politycy zmarnotrawili. Kenia wciąż stacza się w kierunku chaosu. Teraz, po miesiącu, wielu ludzi zapomniało o co walczy. Konflikt z politycznego zamienił się w etniczny. Przez cały miesiąc telewizja i prasa pokazują przemoc, zabitych i płonące domy. 31 dni chaosu…Nadal trwają negocjacje, pod przewodnictwem Kofiego Anana. Wiadomo już, że nie uda się osiągnąć celu, jakim było porozumienie polityczne. Sam Anan deklaruje, że za cel postawił sobie utworzenie planu, według którego obie strony osiągną kompromis. Problem polega na tym, że tak opozycja jak i rząd nie zamierzają ustępować. Opozycja żąda nowych wyborów. Druga strona składa propozycje, z których na drugi dzień się wycofuje. Przełomowym momentem miał być piątek – 25 stycznia, kiedy to Raila Odinga spotkał się z prezydentem. Na oczach kamer podano sobie dłonie. Od tego momentu w jednym tylko mieście Nakuru - zabito 60 ludzi. Na drogach są barykady i bojówki, które polują na ludzi: Kikuju na Luo i Kamba, Luo na Kikuju. Gdzieś na drodze ukamienowano rektora seminarium seminarium duchownego. Wszędzie ten sam powód – nieodpowiednie korzenie etniczne. Próbowano podpalić kolejny kościół z uchodźcami, ale na szczęście policji udało się przybyć z odsieczą. Zachodnia część kraju coraz bardziej pogrąża się w anarchii, a rząd ma coraz mniejszą nad nią kontrolę. Rozlokowano wojsko, które za pomocą helikopterów próbuje monitorować zamieszki, ale jedyna realna pomoc, jaka mogą zapewnić żołnierze, to wywozić osoby, które przynależą do "nie tej grupy plemiennej". Tylko gdzie ich wywozić – rząd przecież zarządził zamknięcie paru obozów dla uchodźców – by pokazać, ze w Kenii sytuacja powraca do normalności. Nairobi poza slumsami jest spokojne. Czuć jednak napięcie, tak jakby w powietrze było naelektryzowane. W sobotę wybuchły zamieszki w slumsie Mukuru. Jeszcze we wtorek tam byłem, i znajomi zapewniali mnie, ze ludzie w tym slumsie nie mogą wywołać rozruchów – zbyt długo tam mieszkają, zbyt dobrze się znają, tworzą solidną wspólnotę. Cztery dni później jedni palili domy innych… 100 kilometrów od stolicy spalono 15 ludzi żywcem – mężczyzn, kobiety, dzieci. Uciekali przed rozszalałym tłumem i zabarykadowali się w małym sklepiku. To był błąd. Tłum zablokował drzwi od zewnątrz, po czym oblano budynek ropa i podpalono. Telewizja pokazywała skłębione, na wpół zwęglone ciała, pomieszane z belkami stropowymi. Tak jakby zastygli wtopieni w strukturę budynku. W miesiąc po wyborach nikt nie oczekuje zbyt wiele w kolejnym. Nawet Koffi Anan ostrzegł, że jeżeli politycy nie podejmą odpowiednich decyzji, to wkrótce nikt już nie zatrzyma Kenii na drodze do upadku.

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
0°C Czwartek
rano
2°C Czwartek
dzień
3°C Czwartek
wieczór
0°C Piątek
noc
wiecej »

Reklama