Chociaż marsz życia był legalny, to policja nie zareagowała na fizyczne napaści ze strony aborcjonistów.
Działacze pro-life, którzy uczestniczyli w minioną sobotę w legalnym marszu na ulicach Melbourne w obronie nienarodzonych, zostali brutalnie zaatakowani przez aktywistów proaborcyjnych. Doszło do aktów werbalnej i fizycznej przemocy – relacjonują świadkowie, którzy zarejestrowali całe zajście na wideo.
Policja była bierna, kiedy przed budynkiem stanowego parlamentu 200-osobowa grupa popierających aborcję zatrzymała marsz w obronie nienarodzonych. Funkcjonariusze starali się jedynie rozdzielić obydwie strony.
Przez następne 90 minut obrońcy życia siedzieli lub klęczeli modląc się. Gdy w pewnym momencie postanowili udać się pod gmach parlamentu inna trasą, spotykały ich obelgi i groźby ze strony wrogo nastawionych aktywistów proaborcyjnych. Niektórzy uczestnicy legalnego marszu zostali pobici, zabrano im transparenty z hasłami przypominającymi o godności ludzkiego życia. Jeden z nich, Bryan Kemper z organizacji "Stand True” został skopany i poturbowany.
Obrońcy życia od 2008 roku protestują przeciwko ustawodawstwu aborcyjnemu stanu Wiktoria, uważanemu za jedno z najbardziej liberalnych na świecie. Pozwala ona zabijać dzieci poczęte na każdym etapie ciąży, bez żadnych ograniczeń, z każdego powodu. Dopuszczalne są nawet aborcje przez częściowe urodzenie (partial abortion). Od chwili uchwalenia prawa, forsowanego przez Partię Zielonych i Partię Pracy, liczba tzw. późnych aborcji w stanie Wiktoria wzrosła o 600 procent. Ustawa pozwala aptekarzom i pielęgniarkom przepisanie lub zaordynowanie kobietom pigułek poronnych bez konsultacji z lekarzem.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.