Opozycjoniści ostrzegają, że w zamian władze będą żądały od Kościoła katolickiego lojalności i poparcia dla polityki Łukaszenki - pisze Gazeta Wyborcza.
- Odbieramy to jako nadzwyczaj pozytywne posunięcie. Kościół jest otwarty na tę inicjatywę i gotowy prowadzić dialog - mówił "Gazecie" o zapowiedziach białoruskiego rządu ksiądz Aleksander Amelczenia, rzecznik prasowy Konferencji Biskupów Katolickich Białorusi. Dotychczas stosunki pomiędzy Kościołem katolickim a władzami nie były najlepsze, bo białoruski reżim preferował prawosławie. To właśnie z Cerkwią zawarł w 2003 r. specjalną umowę przewidująca państwowe wsparcie i szereg ułatwień w działalności. Zupełnie inny stosunek miał Mińsk do Kościoła katolickiego, któremu nie pozwalał na budowę nowych kościołów. Dotyczyło to przede wszystkim zachodniej części kraju, gdzie katolików jest najwięcej. Władze niepokoiła też obecność polskich księży na Białorusi i otwarcie żądały zmniejszenia ich liczby. Dlatego niedawne oświadczenie Leonida Gulaka, który w białoruskim rządzie odpowiada za politykę wobec Kościołów, jest nie lada sensacją. Władze nie podały jednak, na jakim etapie są prace nad konkordatem. Dlaczego Mińsk właśnie teraz podjął tę sprawę? Niezależni eksperci wiążą to z chęcią władz zapewnienia większego poparcia społecznego, które nie jest wysokie w związku z pogorszającą się sytuacją gospodarczą na Białorusi. - Władza szuka poparcia, a Kościół jest instytucją, która cieszy się powszechnym uznaniem - powiedział "Gazecie" Aleksiej Szein, jeden z liderów Białoruskiej Chrześcijańskiej Demokracji. Według niego, proponując zawarcie konkordatu, władze będą żądały od Kościoła lojalności wobec reżimu i poparcia dla polityki Łukaszenki.
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.