W niecałą rocznicę od zawarcia umowy koalicyjnej, która uchroniła Kenię przed wojną domową i ludobójstwem, nad krajem tym zawisła groźba, że zamiast korków od szampanów znowu będą strzelać pistolety.
Premier Raila Odinga, wraz ze swym politycznym zapleczem – ODM, sygnalizował od dłuższego czasu, że jest marginalizowany przez prezydenta i koalicyjnego partnera PNU. Zarzuty dotyczyły polityki zagranicznej, która pozostała domeną prezydenta, obsadzania kluczowych stanowisk w państwie i podejmowania ważnych decyzji w dziedzinie gospodarki. Jednak to dopiero podpisanie kontrowersyjnej ustawy dotyczącej mediów przelało czarę goryczy. Kiedy, mimo protestów premiera i ODM, prezydent podpisał ustawę wprowadzającą państwową cenzurę i głęboką ingerencję w wolność mediów, ODM zagroziło zerwaniem koalicji i wezwało swoich liderów na nadzwyczajne obrady. Tymczasem prezydent Kibaki bagatelizuje całą sprawę i oświadcza, że nowa ustawa ma na celu ochronę ładu moralnego w państwie. Politykom, walczącym o wpływy, nie przeszkadza, że na północy Kenii nadal istnieją obozy dla uchodźców, którzy nie mogą powrócić do normalnego trybu życia.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.